XXI

1.7K 155 37
                                    

Myliła się. Nigdy w życiu tak bardzo się nie myliła, myśląc że będzie w stanie jakoś koegzystować z tym człowiekiem. Ackerman po skończonym biegu nie odezwał się słowem, po prostu ruszył w stronę magazynu ze sprzętem. Nawet nie czekał tylko w mniej niż minutę pozapinał wszystkie pasy i szedł w stronę linii lasu. To jednak nie było głównym powodem jej niechęci do tego człowieka. Najgorsze zaczęło się podczas manewru.

Zanim do niego dołączyła był już w połowie lasu. Zmachana próbowała dobiec do pierwszych drzew, on jednak jakby chcąc jej pokazać swoją wyższość wyłonił się rozpędzony z pomiędzy gałęzi i wylądował z gracją tuż obok niej. Prychnął tylko i założył ręce na piersi jakby czekał na nią drugą godzinę z kolei.

- Erwin jest idiotą jeśli myśli, że coś z ciebie będzie. Trzeba było dołączyć do stacjonarnych i żreć kosztem innych. Tutaj to ty będziesz żarciem zanim zdążysz wystrzelić linki.

Nic nie odpowiedziała. Cokolwiek by z siebie wydusiła nie przekonałaby Ackermana do zmiany zdania. W jego oczach była bezwartościowa i tak pozostanie.

- Czego jeszcze sterczysz- zawarczał.- W godzinę dziennie nie zrobię z ciebie zwiadowcy jeśli będziesz tak tkwić. Do roboty.

Raz.

Wystrzeliła linki i odbiła się od ziemi ciągle mając się na baczności. Nie wiedziała czy kapralowi coś nie odwali, coś w typie nagłego ataku imitującego tytanową łapę. Na szczęście przez większość treningu jedyne czym musiała się martwić były wyskakujące imitacje tytanów. Cięła na odpowiednią głębokość w powolnym tempie, ale za to bardzo dokładnie. Nieco więcej gazu traciła na dostosowanie wysokości do karku ofiary, poza tym każdy manewr przeprowadzała przemyślanie.

To jednak nie podobało się legendzie, która leciała za nią i wyglądało na to, że się nudziła.

- Co ty robisz? Lecisz na herbatkę do mamusi?- jego głos ociekał ironią.- Beznadziejnie.

Dwa.

Nie przyspieszyła mimo jego komentarza. Ryzykować mógł sobie sam. Jej nie zależało, zwłaszcza że był to tylko trening.

Wyglądało na to iż Levi miał inne zdanie na ten temat.

- Jeśli mi nie dorównasz na tym treningu to jutro masz kolejne piętnaście okrążeń.- Po chwili ciszy dodał- do tej pory jedyne w czym mi dorównałaś to precyzja. Całe szkolenie było nie potrzebne, nic nie potrafisz mimo trzech lat.

Trzy.

Z jakiegoś powodu miała ochotę przeciąż mu linki od sprzętu i patrzeć jak spada na ziemię. Oczami wyobraźni widziała jak krzyczy o pomoc, ale ona ma to głęboko gdzieś i uśmiecha się pod nosem, a potem jakby nigdy nic wraca do siedziby, idzie się umyć następnie spać. I śpi niczym dziecko.

Odetchnęła głęboko i nieco przyspieszyła lot kierując się w stronę dziwnie wyglądającego krzaka. Miała rację, bo już po chwili tekturowy tytan wysunął się z zieleni i czekał tylko na ścięcie. Tym razem zareagowała nieco szybciej niż zwykle, wciąż jednak bardzo precyzyjnie. Odcięta część z cichym dźwiękiem wylądowała na ziemi. Kuro zerknęła na ostrza, żeby upewnić się czy nie są stępione. Wyglądało na to, że asekuracyjne przeprowadzanie manewrów oszczędzało wszystkie materiały od ostrzy po gaz. Niestety pewne indywidua tego nie rozumiały.

- Lepiej, ale i tak jesteś słaba- stwierdził lecąc za nią.

Cztery.

Zdawało jej się, że przełożeni powinni zachęcać, a nie zniechęcać. Zaczynała porządnie się zastanawiać nad realizacją swojego planu.

Spojrzała w bok lecąc dalej przed siebie, obie linki wbite w drzewa przez co nie przenosiła środka ciężkości na żadną ze stron. Po swojej prawej zobaczyła oddalonego o kilka metrów od niej sztucznego tytana. Dopiero po chwili spojrzała przed siebie. Bardziej poczuła, niż zauważyła. Wprost na nią coś niezwykle szybko leciało. W głowie pojawiła się myśl, że był to Ackerman. Zostały zaledwie metry kiedy zrozumiała co ją czekało. Odłączyła haki, a spadając obróciła tułów nieznacznie w prawo, po czym natychmiast wystrzeliła lewą linkę. Dzięki temu przez dwie chwile wydawała się być jak zamrożona w powietrzu nastawiając prawy bok w stronę ataku, który miał nastąpić nieco nad nią. Ustawiła ostrze obracając uchwyt na palcu wskazującym prawej ręki. W tym samym czasie robiąc podobny manewr w lewej, miecz kierując przed siebie a potem ustawiając przy prawej nodze. Miecze zbliżone płazem do jej ciała stykały się tworząc swego rodzaju nożyce. Skuliła nogi, a kiedy postać była centymetry od niej przeniosła ciężar ciała nieznacznie na prawą stronę korygując w ten sposób swoje ułożenie. Dzięki temu nie będzie miała pociętych z tyłu nóg. Przyszykowała ostrza i zaledwie o centymetry uniknęła cięcia jego mieczy, jak przewidziała. Czego jednak nie przewidziała to była reakcja napastnika.

Zaraz po uderzeniu wypuściła prawą linkę, która szybko uniosła ją do góry. Kuro odczuwając szarpnięcie odczepiła hak żeby zrobić obrót, tak by móc zobaczyć czy faktycznie atakującym był Ackerman. Opadając swobodnie przekonała się, że intuicja jej nie zawiodła, ale wolała nie widzieć jego miny. Mężczyzna, który rzekomo nie potrafił okazywać na twarzy emocji wydał jej się niezwykle wymowny. Od zera do killera w dwie sekundy.

Skąd ta żądza krwi skoro uniknęła jego ataku? Powinien być raczej zadowolony.

Nim się zastanowiła ruszył na nią z pełną prędkością.

Pięć.

Aż pięć powodów żeby go zniszczyć.

Żaden wystarczająco dobry, żeby uniknąć sądu wojskowego. Kurwa.

Teraz nie mogła wiele zdziałać. W locie złapał ją za szyję, co bolało niemiłosiernie, potem pchnął ją na drzewo trzymając w ten sposób w miejscu. Wisiała zatem kilka metrów nad ziemią podduszana, przez jakiegoś narwańca. Niemal dzień jak co dzień.

- Po co tu jesteś?!- zawarczał jej przy twarzy. Patrzyli sobie w oczy, a ich nosy oddalone były o kilka centymetrów.

- Żeby zabijać tytanów- odpowiedziała spokojnie, choć czuła drapanie w gardle, a jej głos brzmiał jakby po talerzu ktoś skrobał widelcem.

Uścisk na jej szyi nie zelżał, wręcz przeciwnie przybrał na sile. Powoli zaczynał doskwierać Kuro brak tlenu.

- Jeszcze raz wciśnij mi tę bajeczkę, a bę...

- Kapralu!- ktoś krzyknął.

- ...musiał...Czego znowu?- zawarczał pod nosem.

- Pułkownik Erwin prosi o pana natychmiastową obecność. Kapralu?!- Głos z każdą chwilą był bliżej.

- O, to nawet lepiej kadecie- stwierdził Levi patrząc Kuro prosto w oczy.- Od razu tę sprawę wyjaśnimy- dodał. Puścił ją. Przez chwilę spadała zanim była w stanie nabrać odpowiedniego oddechu i wystrzelić linki. Dopiero blisko ziemi zatrzymała swój upadek. Szybko zaasekurowała się przed uderzeniem o drzewo nogą. Tuż obok niej wylądował Levi, który wydawał się być dalej rozwścieczony, choć jego twarz tym razem pozostawała maską, a oczy zdawały się być zimne niczym lód.

Świetnie. Brakowało jej herbatki z pułkownikiem Smithem w planie dnia.

- Tylko nie kombinuj, bo sprowadzę cię do parteru- oznajmił kierując się w stronę budynku.   

Bez uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz