X

2.3K 172 100
                                    

Shadis ogłosił, że do kwatery głównej zwiadowców zabierze kadetów późnym wieczorem. Do tego czasu pozostało kilka godzin, a Kuro była w zasadzie gotowa do drogi. Pozostała zatem ostatnia rzecz do załatwienia.

Obiecała sobie, że odpłaci się Alowi za książkę i trzy lata ciągłego znęcania się nad nią, i miała zamiar dotrzymać tego postanowienia. Jedynym problemem była jego realizacja. Musiała zrobić to w taki sposób, aby domyślił się kto był sprawcą niemiłego żartu, no i musiała się zmieścić w krótkim czasie. 

Zakradła się do baraku, w którym spała część kadetów i złapała walizkę z jego rzeczami, po czym wyniosła ją na zewnątrz. Odpłaci się pięknym za nadobne. 

#

Po obiedzie wszyscy wrócili do swoich prycz. Kuro podeszła do uchylonych drzwi baraku i przyglądała poczynaniom chłopaków. Z początku nie reagowali w żaden sposób oprócz kilku komentarzy, ale już po chwili jeden z kadetów zaczął krzywić się, łapać za nos, a zaraz potem wybiegł z pomieszczenia. Po kilku sekundach cały barak był pusty.

Wyjątkiem był Al, który przyglądał się zawartości swojej walizki z szokiem wypisanym na twarzy. Przytknął sobie dłoń do twarzy i próbował zatrzymać nadchodzące wymioty. Nie trwało to jednak długo, bo po chwili cały spożyty przez niego obiad znalazł się w walizce. Wybiegł, więc z pomieszczenia trzęsąc się jeszcze w spazmach.

Kuro oparta o ścianę baraku założyła ręce i przyglądała się wszystkim z byka. 

Banda panienek- pomyślała

- To twoja sprawka?!- zawył Al. Jeszcze był roztrzęsiony.

- Tak- odpowiedziała spokojnie. Nie sądziła, że wywoła aż taką reakcje, ale gdy poczuła zapach unoszący się w baraku wiedziała, że przy walizce Ala musiało być jeszcze gorzej.

- Co to ma znaczyć?!

- Pożegnalny prezent. Ty niszczysz coś mojego, ja twojego. Bylebyś doprał mundur, który zostawiłeś w walizce, bo w Żandarmerii będziesz miał ciekawe przezwisko.- Po tym stwierdzeniu odepchnęła się od ściany i ruszyła po swój pakunek. Miała ochotę zostawić cały ten syf, zwany Treningowym za sobą, najlepiej od razu.

- Widzieliście to, końskie gówno wsadziła mu do torby- odezwał się jakiś chłopak stojący niedaleko poszkodowanego.

- Ale czemu tak śmierdzi?- kontynuował drugi.

- Stara gnojowica końska. Od jakiegoś czasu fermentuje, a śmierdzi na kilometr- odpowiedziała im Kuro.- Polecam, świetnie nadaje się dla takich idiotów jak on.

Nie oglądała się za siebie, nawet kiedy Al odgrażał się na kilka różnych sposobów. Kiedy stwierdził, że pewnego dnia ją zabije, miała ochotę zaśmiać mu się w twarz. Cienias taki jak on najwyżej mógłby próbować, nic by z tego nie wynikło.

Wchodząc do swojego baraku obejrzała się tylko, by sprawdzić jak się sprawy miały przed barakiem chłopaków i zauważyła całkiem duże zamieszanie. W stronę Ala kierował się Kimesagi, dowodzący treningowym. Zastanowił go pewnie, czemu ludzie się wydzierają, albo śmieją.

Kuro zatrzymała się w pół kroku. Haru Kimesagi nie miał nad nią już władzy, ale wieści o jej wyczynie na pewno dojdą do pozostałych dowódców. Nie martwiło ją to, jednak czekała ją kara w co nie wątpiła. Odpłaciłaby się także dowodzącemu, niestety mogło nieść to za sobą znacznie większe reperkusje.

Irytowało ją, że mężczyzna przymykał oczy na wszelkiego rodzaju ataki ze strony pozostałych kadetów. Twierdził, że Kuro nie nadaje się na żołnierza, że znęcanie się nad nią spowoduje, iż będzie twardsza. Kimesagi żył w przekonaniu jakoby potrzebowała  nauczki, a ona wbrew wszystkiemu była stale niczym niewzruszoną skałą. Prawdopodobnie właśnie ta cecha doprowadzała wszystkich do szału.

Skrzyżowała spojrzenie z dowodzącym oddziałem treningowym. Wytrzymała jego wypisaną w oczach wściekłość, następnie weszła do baraku dziewczyn. Za moment jej życie miało ulec zmianie i tego się trzymała. Dołączy do zwiadowców, zobaczy świat za murem. Skończą się wieczne przekomarzanki z durniami. Wykorzysta swój potencjał.

Do pomieszczenia wszedł blondwłosy mężczyzna. Odwróciła się w jego stronę,  zmierzyła go od góry do dołu i z powrotem. Nie zdążyła nawet wyciągnąć wniosków, a złapał ją za mundur i wytaszczył siłą na zewnątrz. Rzucił nią o ziemię i stanął dumny niczym paw.

- Chcesz być zwiadowcą, zachowuj się jak jeden. 

Tyle powiedział nim przycisnął butem jej głowę do podłoża. 

Kuro powoli zaczynała mieć takich ludzi dość. Może i był dobrym strategiem, którego Shadis wychwalał ponad miarę, jednak zachowywał się niczym kupiecka świnia. Wszystko było mu wolno, on tylko się liczył. Egoista.

- Takie wybryki, w niczym ci za murem nie pomogą. Masz posprzątać bałagan jaki zrobiłaś.

Nic nie odpowiadała, nie chciała mieć ziemi między zębami.

- Rozumiemy się?

To nie było wyłącznie pytanie. Oczywiście Kuro wyczuła niepisaną groźbę, w niczym nie różniła się od tych, które słyszała już setki razy. Ten sam ton, podobne zachowanie.

Przytaknęła głową, rozdzierając nieco policzek o drobne kamyczki wbijające się w skórę. Nie kwapiła się niestety do sprzątania gówna. Znacznie łatwiej było je podłożyć niż wysprzątać. Miała jednak pomysł. Spalić co trzeba, a resztą martwić się później.

Erwin puścił ją i oddalił się bez zbędnych słów. 

Wstając dziewczyna otrzepała się z kurzu i skierowała w stronę nieszczęsnego Ala, mijając po drodze zainteresowanych gapiów. Wchodząc do środka poczuła nieprzyjemny zapach. Poszkodowany stał z chustą na twarzy i debatował z kolegami co powinni zrobić. Gdy ją zauważyli nic nie zdążyła powiedzieć, bo Al wygonił ją z baraku. Był wściekły, i jak Kuro się domyśliła prędzej by się zabił niż zgodził na pomoc z jej strony. Cieszył ją taki obrót wydarzeń. Smitha będzie musiała jakoś ugrać. 

Poprzestała zatem na przyglądaniu się następnym wydarzeniom. Usiadła na ziemi obok drzwi wejściowych, znudzona wrzawą jaka wciąż miała miejsce. Dopiero po godzinie ludzie zaczęli się rozchodzić, a Al i jego koledzy pozbyli się walizki, wraz z całą jej zawartością. Musieli wszystko spalić. 

Sprawa wreszcie przycichła. Nie na długo jednak dane jej było siedzieć w ciszy. Kuro poczuła, że ktoś się do niej zbliża. Kątem oka dostrzegła Shadisa. Usiadł tuż obok niej, jak gdyby się znali niczym łyse konie i czekała ich przyjazna pogawędka.

- Jesteś z siebie zadowolona?

- Nawet- odpowiedziała nie myśląc wcale, czy dowódca uzna, że należy jej się dodatkowa kara za brak skruchy.

- Nie masz przyjaciół, zaskarbiasz sobie wrogów nawet w dowództwie. Powiedz masz jakiś plan na przetrwanie, czy lubisz życie na krawędzi? Jak do tej pory skłaniam się ku wersji, że zginiesz tydzień po tym jak dołączysz do mojego oddziału. Ciężko nawet stwierdzić w jaki sposób umrzesz. Masz tylu wrogów, że aż jest zbyte wiele opcji do wyboru. 

- Niech robią co chcą, nie dam się zabić byle komu.- Kuro nie spojrzała na niego przez ten cały czas. Zerknęła dopiero kiedy Zwiadowca siedział cicho, w bezruchu. Był zamyślony. 

- Jesteś bystra, ale musisz uważać. 

Przytaknęła, wstającemu Shadisowi.

- Jeszcze jedno. Kary nie będzie. To był mały wybryk. Swoją drogą szybki i łatwy do zrealizowania pomysł, a uzyskałaś niezły efekt.- Westchnął kręcąc głową i powoli oddalając się od dziewczyny dodał- Szkoda tylko, że nie wykorzystujesz tej inteligencji w bardziej szczytnych celach.

Po chwili nie było go już widać, ale słowa dowódcy wciąż krążyły jej po głowie.

"To był mały wybryk"

Czyżby Erwin wykorzystał widownie, żeby jej kosztem zapewnić sobie przychylność innych kadetów oraz dowódców?

Bez uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz