XIV

2K 166 29
                                    

W stajni czekało już czterech kadetów. Rozmawiali o czymś, ale gdy tylko do pomieszczenia weszli Kuro i Haro ucichli. Spojrzeli na dwójkę, potem wstali i wzięli stojące pod ścianą widły. Zabrali się za uprzątanie boksów. Kuro też nie czekała, bez słowa zaczęła sprzątać z drugiej strony stajni. Evora ruszył w ślad za nią.

- To było dziwne- stwierdził chłopak łapiąc za uchwyty zapełnionej taczki i kierując się do wyjścia.

Musiała się z tym zgodzić. Prawdopodobnie o nich rozmawiali, albo po prostu czekali aż Haro i Kuro do nich dołączą. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie znała tych kadetów, a do tej pory nie zwracali na nią żadnej uwagi. Czemu zatem wydawali się być bardziej wrodzy?

Haro wrócił kilka minut później. Cały mokry od poty, bez żadnych emocji stanął koło niej.

- Co robimy z tym fantem?- spytał opierając się o ścianę i przyglądając pracującej czwórce.

- Nic. Siedzimy cicho i czekamy na rozwój wydarzeń.- Wiedziała, że chłopak lubił działać, ale musiał też pamiętać żeby częściej postępować na chłodno, po odpowiednim przemyśleniu sytuacji.

Swoje spojrzenie zwrócił w jej kierunku, co bardzo irytowało dziewczynę. Obróciła, więc głowę w jego stronę i skrzyżowała z nim wzrok.

- O co chodzi?- zapytała spokojnie, próbując zamaskować swój dyskomfort.

- Nie jesteś ciekawa o czym tak plotkowali?

- Z wszystkich tu obecnych to ty tu jesteś największą plotkarą- wytknęła mu.

- Oj, bo poczuję się urażony- zażartował. W jego niebieskich oczach Kuro widziała iskierki rozbawienia. Znowu się z nią droczył. Godziny nie mógł bez tego przetrwać. 

- Rób co chcesz, ale mnie w to nie mieszaj- powiedziała pod nosem, dalej uprzątając boksy.

- To idę im pomóc- stwierdził uśmiechając się do niej. Złapał za widły i udał się w kierunku czwórki kadetów, niemal radośnie podskakując. 

W stajni pracowało ich sześciu, pozostała szóstka wyczesywała konie i zajmowała się sprzętem do jazdy. Tak musieli się podzielić, kiedy Kuro i Haro robili za pomoc kuchenną.

Odetchnęła z ulgą. Pierwszy dzień w Korpusie Zwiadowców, a czuła się jakby przebyła najgorsze tortury. Evora mimo tego, że przestał gadać co popadnie, wydawał jej się momentami męczący. Minęło dopiero kilka godzin, od momentu w którym zaczęli rozmawiać ale odniosła wrażenie, jakby znała go od kilku lat. Prawie wszystko zdążył z nią omówić. Mimo to pewne aspekty jego osoby były dla niej zagadką. Prócz kilku rzeczy, których zdołała się domyślić, nie wiedziała kim był wcześniej, ani jakie były jego zamiary. 

-  Coś ty powiedział?!- nagle do jej uszu dobiegł podniesiony głos Evory. Ciężko go było wyprowadzić z równowagi, co oznaczało, że chciał by Kuro również słyszała. Poczuła nieznaczną zmianę w powietrzu. Wszyscy się spięli, gotowi do walki. Nie odwracała się jednak, sam sobie przysporzył kłopotów, sam winien z nich wyjść.

- To co słyszałeś, durniu. Nie potrzeba nam takich słabeuszy jak wy- odpyskował jeden z trzech chłopaków sprzątających stajnie.

- Za kogo ty się niby masz? Za nadzieję ludzkości?- odpowiedział, tym razem ciszej. Kuro jednak przysłuchiwała się dalej. Haro chciał żeby zwróciła na nich uwagę, zastanawiało ją jednak dlaczego.

- A może i tak. Wracając do tematu. Wiesz jakie jeszcze plotki chodzą o twojej dziewczynie?- tym razem zapytał chłopak o innym głosie.

- Słucham. Może mnie uświadomisz- zawarczał Evora. Coś było na rzeczy. Tym razem brzmiał na rozzłoszczonego. Kuro wstrzymała się z dalszą pracą i opierając na widłach przetarła rękawem spływający po czole pot.

- Mówią, że zanim trafiła do Treningowego byłą dziwką. Znam nawet gościa, który ją rżnął. Tak się też zastanawiam. Co ty na to, żeby trochę się z nią pobawić?

- W końcu to żadne wyzwanie skrępować najsłabszą osobę z Treningowego- dorzucił trzeci z nich śmiejąc się głośno.

- A ile zabawy by było- wtrącił poprzedni niemal rozmarzonym tonem. 

- Chłopaki to już się robi nieco obleśne- odezwała się po raz pierwszy kadetka, która pomagała w stajni.

- Daj spokój Sara. Przed chwilą śmiałaś się z nami- zaoponował.

- Tak, ale do tej pory żaden z was nie miał zamiaru jej gwałcić- odpowiedziała ostro.

- Spokojnie to tylko żarty Sara. Ja i Tom w życiu nie skrzywdzilibyśmy dziewczyny w ten sposób.- Po chwili dodał- Nie wiem co z Jackiem. On ma nierówno pod sufitem- zarechotał.

- Ej!- zaskrzeczał Jack.

- Wracając do tematu Haro. Popytaj koleżankę może jednak z własnej woli zechce nam pomóc. Rozluźniła by się trochę. W zamian za to pomożemy jej przetrwać pierwszą wyprawę za mur.- Tym razem odezwał się Tom.

Kuro kurczowo trzymała widły. Nie patrzyła na nich, nie chciała widzieć ich twarzy. Tych obleśnych uśmiechów, spojrzeń. 

- Pobawił bym się jej włosami. Są niemal idealnej długości. Dziwki właśnie takie noszą. Długie do tyłka, żeby było za co złapać... wiesz kiedy się je ujeżdża- dodał swoje trzy słowa Jack.

- Mam dość- stwierdziła zrezygnowana Sara i z westchnieniem ruszyła do drugiej grupy kadetów. 

- Jeśli któryś z was ją kiedykolwiek tknie, gwarantuje, że nie przeżyje minuty w mojej obecności. Mam nadzieję, że rozumiemy się dostatecznie jasno.- Głos Haro był cichy, ale zdecydowany. Kuro domyśliła się po jego tonie, że Evora nie wahałby się nawet sekundy, gdyby coś jej się przydarzyło. 

- Co nam zrobisz? Jedyne w czym jesteś w miarę dobry to trójwymiarowy.- Głos prawdopodobnie należał do trzeciego z nich.- A sprzętu teraz nie masz.

Nagle Kuro usłyszała, łomot. Obróciła się w stronę chłopaków i zobaczyła szamotającą się na ziemi trójkę kadetów, a na nich Evora. Rzucił się w ich stronę bezmyślnie, licząc że zyska dzięki zaskoczeniu. Uniósł tułów do góry i zaczął ich okładać na ślepo. Miał przewagę pod względem siły i ciężaru. Z wysokością metra osiemdziesiąt osiem i smukłą, umięśnioną sylwetką powalił trzech niewiele mniejszych od siebie. Szybko jednak ocknęli się z pierwszego szoku i Haro zarobił pięścią w nos.

Kuro doskoczyła do nich próbując odciągnąć Evorę. Rzucił jej bardzo krótkie, ostre spojrzenie. Poczuła czyjąś obecność za sobą, ale nie zaprzątała tym sobie głowy. Odsunęła się więc na odległość metra, od walczących. W tym samym momencie po swojej lewej, kątem oka, dostrzegła postać, która zatrzymała się tuż obok niej. 

- Co to ma znaczyć?- usłyszeli niski monotonny głos.

Ah Levi Ackerman. 

Czwórka kadetów zerwała się do pionu i stanęła w szeregu salutując.

A Ackerman wciąż czekał na wyjaśnienia.

- Moja wina- wtrąciła nim Haro zdążył wydobyć z siebie dźwięk.

Wszyscy spojrzeli na nią jakby wyrosła jej druga głowa.

- Ty się z nimi nie biłaś- usłyszała od Zwiadowcy. Ani Levi, ani ona nie spojrzeli na siebie. Jakby dzielił ich mur.

- Kapitanie Ackerman, Kuro nie ma z tym nic wspólnego- wtrącił po pierwszym szoku Evora.

- Kadet Kuro na obiad, reszta zostaje. 

Kuro spojrzała w oczy Haro, który przytaknął nieznacznie. Skinęła głową i odwracając się na pięcie wyszła, nie patrząc nawet za siebie. 

Bez uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz