XLII

1.2K 113 24
                                    

Mino wydawał się być dalej na nią zły, a tak naprawdę nie miał do tego powodu. Kapitan również co jakiś czas spoglądał na nią krzywo. Wzruszyłaby ramionami, żeby dać im do zrozumienia, że tak naprawdę ich wrogie spojrzenia jej nie ruszały, ale w końcu zrezygnowała i zamiast tego zaczęła się szykować do kolejnego dnia jazdy konnej.

Zawsze w łatwy sposób znajdowała wrogów, nawet nie musiała zbytnio ich szukać. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyła się zastanowić, a już ktoś patrzył na nią krzywo. Myślała nad tym nieraz. Charakter, chyba on był największym, jednak nie jedynym, powodem. Zawsze broniła swojego zdania, co wielu osobom spędzało sen z powiek. Często się stawiała, nie słuchała wszystkich rozkazów, czasem w ogóle nie słuchała. Z reguły chciała po prostu iść własną ścieżką, której nikt nie będzie przekraczał. Najlepiej gdyby nikt nie wtrącał nosa w jej sprawy. Tego jednak mieć nie mogła. W tej chwili była zależna od kilku przełożonych, którzy i tak na szczęście nie wiedzieli o wszystkich wydarzeniach mających miejsce w budynku Zwiadowców.

Kuro gotowa do odjazdu czekała tylko na rozkaz Keiji'ego. Siedział już na koniu z głową uniesioną wysoko, dumny niczym paw. Spojrzała w prawo bez emocji, a w głowie miała dwa obrazy. Pierwszym z nich był kapitan siedzący w biurze i rozmawiający z nią w bardzo profesjonalny sposób, drugim był ten siedzący w siodle zgrywający chojraka. Tej drugiej wersji miała już dość.

Pozostałe oddziały też były gotowe. Zobaczyła Evorę nieco zestresowanego tym, że mieli przekroczyć mury i znaleźć się w strefie zdominowanym przez tytanów. To był ten właśnie dzień, do ostatniego muru dzieliły ich godziny. Kuro natomiast z każdą chwilą się uspokajała, a gdy Haro spojrzał na nią uśmiechnął się sztucznie. Odpowiedziała mu skinieniem głowy po czym popędziła nieznacznie konia tak, żeby być ciągle przy wyznaczonym na czas wyprawy kapitanie. Dla niej moment, w którym wyjdą na teren tytanów, będzie zwiastunem nowego początku, a i parę spraw dopiero tam się wyjaśni.

Mur było widać z daleka. Przez co droga dłużyła się jeszcze bardziej. Niewiele było do roboty podczas tej części wyprawy, więc Kuro znów zamknęła się w swoim umyśle. Głównie planowała jak wybije cały swój oddział w szyku i jak wyjaśni, że jako jedyna przeżyła. To nie będzie łatwe zadanie, ale już pewien zarys miała. Grunt to wpaść na tytana, a najlepiej na dwa.

Kiedy cały Korpus w gotowości stał przed bramą do Shiganshimy dziewczyna powoli zaczynała czuć adrenalinę płynącą w żyłach. Na jej twarz wypływał uśmiech, wystarczyło że przekroczą miasto i wreszcie będzie na zewnątrz. Gdyby mogła popędziłaby konia, byle tylko być za murem.

W mieście natomiast cały pochód nieznacznie zwolnił tempo. Prawdopodobnie dla bezpieczeństwa mieszkańców, którzy stali niemal na ulicy. Za gapiami przebiegały dzieciaki machając i pokrzykując coś do Zwiadowców. Wszyscy byli radośni, ale i zmartwieni. Część na pewno nie zdoła powrócić za mur.

Kuro zobaczyła tam dziewczynkę, która wydawała się być pasywna w stosunku do całego wydarzenia. Dwóch chłopców stojących obok niej było rozradowanych, ona jednak pozostawała bez emocji. Z jakiegoś względu czarnowłosa wydała jej się bliska, mimo że dzieci praktycznie wcale nie tolerowała. Prawdopodobnie tak jak Kuro, i ona musiała szybko nauczyć się prawa dzięki któremu wciąż obie żyją. Przetrwanie. Ciężki orzech do zgryzienia, ale ta dziewczyna poradziła sobie bardzo dobrze, być może nawet lepiej niż sama Zwiadowczyni.

Dziewczynka spojrzała kobiecie w oczy i wydawało się że również doszła do podobnych konkluzji, bo wydawała się nieznacznie zaskoczona. Obie jednak po chwili skinęły sobie głowami. Koń Kuro stąpał wciąż na przód, przez co czarnowłosa zniknęła jej z oczu. Spojrzenie nieznajomej dziewczyny wyryło się Zwiadowczyni w pamięci i z jakiegoś powodu miała ochotę wrócić, zabrać ją ze sobą. Były do siebie tak podobne, a mimo to tak różne. Dla Kuro przetrwanie dawno przestało nim być, ona wydawała się walczyć dalej. Kuro nie miała o kogo i dla kogo, ona wydawała się mieć powodów wiele.

Przestała się nad tym zastanawiać, kiedy stanęli u bram miasta. Erwin wyjechał na przód Ekspedycji i zakrzyknął oficjalne jej rozpoczęcie. Stacjonarni odciągnęli od bram tytanów i wreszcie zobaczyła polane rozciągającą się za murami. Gdyby nie Erwin siedzący w siodle na koniu stojącym tuż przed koniem Kuro, dziewczyna popędziła by swojego ogiera już dawno. Jeszcze zanim zorientowaliby się że kogoś im brakuje w oddziale.

Wreszcie kiedy Keiji spiął swojego konia cały Korpus ruszył. Serce waliło jej w piersi jak nigdy dotąd, uśmiech po raz pierwszy tak szczery i niewinny, aż sama się dziwiła. Wystarczyło przekroczyć mur, żeby poczuła że żyje.

Mino w końcu nie wytrzymał i się odezwał.

- Co cię tak raduje?- spytał, wydawałoby się szczerze.

- Wyjście. Czuję się jakbym uciekła z więzienia- krzyknęła w odpowiedzi.

- Chyba nigdy cię takiej nie widziałem- stwierdził zaskoczony.- To na pewno ty?

- A widzisz tu kogoś innego?- spytała niby zirytowana. Nawet nie potrafiła użyć swojego zwyczajowego tonu. Może faktycznie była kimś innym.

Mino pokręcił głową uśmiechając się równie radośnie co ona.

- Jesteś czasami niemożliwa- stwierdził dalej zadowolony z jej dobrego humoru.

Keiji spoglądał to na niego, to na nią, jakby próbował zrozumieć ich więź. Wyglądał na sfrustrowanego, bo przecież oboje mieli się poznać tylko trochę wcześniej przed jej dołączeniem do Korpusu.

- Skupcie się- syknął w swojej złości i spiął nieznacznie konia.

Pozostała część oddziału szybko mu dorównała. On wyznaczał tempo i kierunek w jakim zmierzał nie tylko ten czteroosobowy zespół, ale także wszystkie pozostałe. Kolejne minuty płynęły szybko, niezwykle szybko. Jechali przed siebie zbaczali tylko gdy na drodze pojawiał się tytan, byle dalej.

Rozejrzała się, po czym znowu skupiła na punkcie przed sobą. Wpatrywała się w las i góry. Dopiero po chwili zauważyła tego tytana. Odmieniec potrącił jakieś drzewo i wypadł niemal tuż przed nich. Biegł na nogach, ale i rękach, wygięty w łuk plecami do ziemi. Ta pozycja była strasznie niekomfortowa nawet dla obserwatora. Wtedy uniesienie z wyjścia poza mury skończyło się u Kuro. Westchnęła złapała za ostrza gotowa do wyskoku, została szybko powstrzymana przez wysuniętą przed nią ręką próbującą ją zatrzymać.

- Szkoda gazu- stwierdził kapitan i zmienił tylko nieznacznie kierunek swojego konia.

Odmieniec nic nie robiąc sobie z obecności małego oddziału popędził dalej przed siebie niszcząc na drodze wszystko co napotkał.

- Powinniśmy chociaż ostrzec pozostałe oddziały- oznajmiła Kuro lekko zniesmaczona zachowaniem kogoś od kogo zależało życie wielu ludzi.

- Poradzą sobie tak jak my- odparł bez cienia jakiegokolwiek zainteresowania sytuacją.- Nie będziemy tracić flar na coś co nie wymaga naszej interwencji.

- To jest nasz obowiązek, tak samo jak każdego Zwiadowcy jadącego w szyku- stwierdziła spokojnie, choć zaczynała się w środku lekko gotować. Po co to wszystko skoro on i tak miał to gdzieś.

- Smith i Ackerman muszą nauczyć się przestać zadzierać nosa- zawarczał pod nosem, jednak doskonale go usłyszała.

- Zatem życzysz im śmierci?- spytała od niechcenia.

Bez uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz