XXIX

1.6K 156 36
                                    

- Ściągnij tę koszulkę i sprawdźmy jak się goją rany. Mam nadzieje, że nie szalałaś ostatnio z nadwyrężaniem się.

Przytaknęła w odpowiedzi i rozebrała się przed nią. Czuła się niezręcznie za każdym razem kiedy Zoe przeprowadzała badania kontrolne i nie chodziło wcale o zafascynowaną panią doktor. Blizn faktycznie miała wiele, przez co jej ciało wyglądało okropnie. Czuła się nieatrakcyjnie, ale akceptowała to kim była. Blizny świadczyły o przeszłości jaką miała, i choć nie dzieliła się z innymi swoją historią, były jej częścią. Przeszłość ukształtowała jej charakter i dzięki temu wszystkiemu oraz przez to co przeżyła, była tym kim była, a była twarda i znała swoje cele.

- Jest świetnie. Rana po wyciągniętym żebrze jest już praktycznie zagojona, podobnie jest z raną po usunięciu części płuca. Pozostałe ślady walki dawno już zniknęły. No musze przyznać, doszłaś do siebie w szybkim tempie. Jutro przejdziemy pierwszą rehabilitację. Możesz przenieść się do swojego pokoju. Natomiast jutro o dziesiątej czekam na ciebie na placu treningowym.

- Świetnie tylko przekaż tę cudowną nowinę panu zrzędliwemu.

- A czemu?- zaskrzeczała Hange.

- Spiera się, że za szybko stąd wychodzę.

Zoe zamruczała jak uradowany kociak.

- Martwi się!- wykrzyknęła zadowolona.- A już myślałam, że dalej będzie utrzymywać tę fasadę.

- Martwi się chyba o stan okien. Jak coś znowu mi się stanie to w życiu nie dokończę ich myć.

- Jesteście siebie warci- warknęła rozczarowana na odchodne.

- A co to miało znaczyć?- zapytała się pod nosem Kuro. Myśli Zoe biegły czasem w całkiem innym kierunku niż tym właściwym.

Dziewczyna westchnęła zadowolona ze zmiany lokum i zebrała swoje rzeczy, które chłopacy w przeciągu dwóch tygodni zdążyli jej nanieść. Zastanawiała się czy zabrać też zostawione przez kaprala raporty ale stwierdziła że lepiej żeby to Zoe wyjaśniła mu sytuację. Kuro miała już dość z nim sporów.

Powoli szła do swojego pokoju, pokonawszy schody, z niewielką zadyszką, dotarła wreszcie do wypełnionego chichotami pokoju. Kiedy otworzyła drzwi trzy głowy natychmiast odwróciły się w jej stronę. Spojrzenia dziewczyn nie były raczej przyjazne. Zwłaszcza dziewczyny która oberwała od Kuro najmocniej podczas bójki w pokoju. Tamara.

Kuro czuła się winna i poniekąd gryzły ją resztki sumienia kiedy to Hakai zbierała wszelkie żale od ludzi. Teraz kiedy patrzyła na brązowowłosą, o dziwo nie odnajdywała w sobie takich ludzkich uczuć.

- Szmata już wróciła- zaczęła ostro Jackson, wstając powoli z łóżka.

- Nie, myślę że zawsze tu była. Chętnie wytrę nią podłogę- odpowiedziała Kuro spokojnym i wyważonym tonem.

- Tamara przestań. Rozmawiałyśmy o tym ostatnio.- Sara tym razem próbowała zażegnać spór. Jackson jednak wydawała się nieprzekonana.

- Przez ciebie Hano została przeniesiona suko. Wszystkie wolałybyśmy żebyś zdechła. Licz się że z wyprawy żywa nie wrócisz.

- Czyżbyś mi groziła?- zapytała niemal się uśmiechając.- Akceptuję wyzwanie. Za półtora miesiąca okaże się kto jest lepszy. Do tego czasu uznajmy rozejm- zaproponowała.

- Zgoda.

Przybiły niechlujną piątkę i każda usiadła na swoim łóżku. W półtora miesiąca Kuro będzie w stanie wrócić do swojej formy, a Tamarze da to czas na lepsze przygotowanie się do wyprawy. Wyścig czas rozpocząć.

Nie minęła godzina, w której Kuro próbowała przeczytać książkę przyniesioną przez Yasu, a jak burza wpadł kapral pukając jedynie pobieżnie. Wszystkie dziewczyny gotowe od razu do boju zerwały się na równe nogi. Gdyby nie imię Kuro warknięte przez Levi'a, rzuciłyby się do walki.

Podeszła do niego, a on złapał ją za nadgarstek i wyciągnął za drzwi, trzaskając nimi głośno. Odgłos jeszcze przez krótką chwilę dźwięczał jej w uszach.

- Świetnie, to skoro wyszłaś ze szpitala od jutra możesz już kończyć myć okna. Świetnie się składa, bo czeka cię jeszcze jedna kara. Nie myśl sobie, że o niej zapomniałem.

- Odnoszę wrażenie, że nie chodzi wcale o moje kary- przerwała mu. Próbowała mieć bardzo uspokajający głos.

- A niby o co?!- obruszył się.

- O to, że wyszłam wcześniej ze szpitala. Z jakiegoś powodu jest ci to w niesmak kapralu.

Ackerman skrzywił się, jakby zjadł cytrynę, a potem nagle się wściekł.

- Jestem twoim przełożonym. Nie powinnaś się tak odzywać do osoby wyższej rangą.

- Świetna zmiana tematu- odparowała szybko.

- Tch.

Złapał ją za łokieć i ścisnął lekko.

- Znaj swoje miejsce kadecie. Widzę że byłem zbyt miły. Szkoda, że na ciebie ani ból ani kary nie działają tak jak na innych. Wpoił bym w ten pusty łeb choć trochę dyscypliny, bo w treningowym widzę nie dali rady.

- Skoro już się pan wyżył mogę wrócić do łóżka?

- Nie- odpowiedział zwięźle.

Zaskoczona stała i patrzyła na niego jakby wyrosła mu druga lub nawet trzecia głowa.

- Idziesz ze mną kadecie. Mam już pomysł na twoją męczarnie. W każdym razie jest tym dla mnie, więc stawiam obiad że będzie i dla ciebie.

Bez słowa ruszyła za nim korytarzami w dół, w jakieś odmęty budynku, gdzie od chyba pięćdziesięciu lat nikt nie zaglądał. Levi otworzył drzwi za którymi masy kurzu pokrywały stare teczki i dokumenty.

- Od dzisiaj porządkujesz archiwum zwiadowców. Tu jest wszystko co dotyczy korpusu. Teczki osobowe układasz alfabetycznie, pozostałe dokumenty według dat. Nie ma tutaj teczek osób które są żywe niezależnie czy należą do korpusu, czy zostały przeniesione. Niestety ciekawych informacji nie znajdziesz. Udanej pracy- dodał zadowolony z siebie. Oczywiście się nie uśmiechał, ale miał rację że praca biurowa była dla dziewczyny męką. Świetnie się musiał bawić z myślą, że przez najbliższe tygodnie oprócz wieczornych treningów z nim i mycia okien z rana dodał jej kolejną karę. Jedyne co ją pocieszało to odbębniony dyżur w kuchni.

Nie kłóciła się z nim, nawet krzywo na niego nie spojrzała. Oberwałoby się jej jeszcze bardziej. Przynajmniej tego się po nim spodziewała. Przytaknęła tylko i zamknęła za sobą drzwi.

Patrząc na obszar jaki zajmowało pomieszczenie, nie była w stanie wyrobić się z tym w trzy miesiące, a co dopiero w półtora. Miała ochotę kogoś uderzyć albo coś zepsuć, jednak utrata kontroli nad sobą nawet jeśli tylko raz, mogła doprowadzić do kolejnej, aż wreszcie straciłaby panowanie i mogłaby komuś w złości niezamierzenie zrobić krzywdę. Na myśl o karze, która będzie się ciągła niemal w nieskończoność gotowało się w niej. Trafiła do treningowego żeby zabijać tytanów, a nie babrać się w dokumentach.

Kuro krążyła po pomieszczeniu jak rozjuszone zwierzę. Ackerman doskonale wiedział, jak ją rozzłościć. Czegoś takiego jeszcze nie czuła, a przecież to była tylko głupia kara, którą musiała po prostu wykonać.

Chodząc w koło wzięła kilka uspakajających oddechów odliczając za każdym razem od dziesięciu w dół. Od tej pory musiała wyłączyć myślenie, bo któregoś dnia całkiem przez przypadek znokautuje czarnowłosego.

Bez uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz