LV

522 52 16
                                    

Kuro przeklinała w myślach Erwina, o to że nie upewnił się, że Levi Ackerman i Hanje Zoe uwierzą w jej historyjkę. Nigdy nie czuła się bardziej niespokojna niż w tym momencie. Oboje mieli trzymać się od niej z daleka. Mieli zostawić ją samej sobie.

Zastanawiała się nad tym trochę. Tak naprawdę to Erwin powinien dać im wiadomość o tym jak zimnym Kuro jest mordercą. Wywołało by to mniej sprzeciwu. Oczywiście jak to Lis, wymigał się od odpowiedzialności i zrzucił wszystko na nią. Teraz albo musiała podzielić się z Levi'em i Zoe kawałkiem przeszłości albo postara się żeby oboje trzymali się jak najdalej od tego. Nie bardzo wiedziała jak ich powstrzymać przed narażaniem się.

Z jakiegoś względu miała wrażenie, że Erwin świetnie się bawi tym jak Kuro wije się i próbuje wyślizgać od pytań rzucanych w jej strony. Gdyby zależało od tego jej życie nie kiwnął by palcem. Chociaż nigdy nie miała go za tchórza, wymigiwał się od każdej nieprzyjemnej sytuacji. Z drugiej strony rozumiała, że im więcej miałby do czynienia z nią, tym ludzie stali by się bardziej podejrzliwi. Na to akurat nie mogli sobie pozwolić. Pozostało jej więc to co zwykle, płynąć z nurtem rzeki i nie oglądać się za siebie. Tylko tak mogła uratować swoją duszę i życia otaczających ją zwiadowców.

Karoca wpadła do dziury. Kuro jęknęła głośno z bólu. Ból był nie do zniesienia, zresztą nie pierwszy raz miała tego typu przemyślenia na przełomie ostatnich kilku dni. Dotychczas bywało, że ranna była częściej i leczyła się krócej. Wtedy też była trochę młodsza. Nie do końca zwinniejsza, nieco słabsza, ale zdecydowanie z większym zapałem. Od tego czasu sporo się zmieniło. Teraz była bardziej zdeterminowana by pozbyć się wszystkich przeszkód, które stały jej na drodze. Choć sięgała do odmętów przeszłości, o których dawno próbowała zapomnieć, tylko w ten sposób była w stanie dokonać niemal niemożliwego.

Walka już od dawna wydawała się trudniejsza niż Kuro na początku zakładała. Teraz stawka była znacznie większa. Tym razem przestało chodzić tylko o jej życie. Na barkach miała cały korpus Zwiadowców. Między innymi człowieka który pomógł podczas dla niej najtrudniejszych czasów, kiedy nie była w stanie zrobić nic sama, kiedy była załamana. Nawet pani doktor powoli zaczynała zdobywać przychylność Kuro. Choć dziewczyna była pewna, że nigdy nie powie jej tego w twarz, wiedziała, że nie pozwoli Hanje umrzeć. Czego nie mogła pominąć, to Kurdupel, który zaczynał być dla niej bliskim znajomym. Dość długo była w stanie tolerować tego typu emocję. Evora i Yasu, tą dwójkę mimo swoich wad i tego jak ciężko jest ich odepchnąć, nie chciała mieć na sumieniu. O ich życie też będzie musiała zawalczyć.

Z każdą chwilą lista zaczynała być dłuższa. Prawdopodobnie byłaby w stanie pomyśleć nawet o kilku innych osobach. W dzieciństwie uczyła się jak być samą i radzić sobie sama, dlatego przypomniała jej się konwersacja, którą przyjęła bardzo mocno do serca. Każdy z osobna jest jej rywalem i nie powinna się zaprzyjaźniać.

Mimo to popełniła setki błędów odkąd pojawiła się w Korpusie Zwiadowców, ale co ciekawe, żadnego nie żałowała. Jedyne czego żałowała, to momentu w którym skłamała o próbie morderstwa. Spojrzenia Akerman'a i Hanje, przeszywały ją do teraz. Nie sposób było zapomnieć uczucia straty jaką widziała w ich spojrzeniu. Prawdopodobnie będzie pamiętać do końca życia, chociaż na długie się nie zapowiadało.

- Jak poszła rozmowa- spytał Erwin.

- Mogłeś chociaż trochę pomóc, może wspólnie poszłoby lepiej. Na twoim miejscu martwiłabym się, że zaczną węszyć. Levi będzie kopać głęboko- jęknęła głośno z bólu próbując zmienić pozycję.

- Raczej nie na tyle głęboko, żeby pokrzyżować nam plany- zapewnił.

- Obyś miał rację pułkowniku, obyś miał rację.

- Znajdę im parę zajęć i na jakiś czas zapomną. Może nie na długo, ale myślę że pierwszy tydzień będziemy mieć z głowy.

- Pomysł na drugi tydzień?- zainteresowała się, choć nie liczyła na wiele.

- Daj mi dzień lub dwa. Będę miał plan nawet na twój pobyt w więzieniu sądowym- Erwin mówił z pewnością w głosie.

- Czyżbyś przejął inicjatywę- stwierdziła ironicznie.- To się niemal nie zdarzało ostatnimi czasy. zbliżają się jakieś święta, dzień podarunków, może mam urodziny?

- W żadnym razie nie mogę tego potwierdzić. Poza tym muszę wziąć to w swoje ręce, inaczej wszystko się rozpadnie. Zobacz jak stoimy gdy ty wszystko planujesz- zaśmiał się radośnie.

- Chyba będziemy musieli wejść na matę, żebym przypomniała ci kto jest lepszy- zaśmiała się równie radośnie.

- Oj tam, strategicznie i tak cię przewyższam- zapewnił spokojnie.

- Obiecanki cacanki, oboje wiemy kto wygra- odpowiedziała z błyskiem w oku.

- Kuro- zmienił temat Erwin.- Musisz być bardzo ostrożna. Było naprawdę blisko, a ja nie mogę stracić mojego ulubionego kadeta. Nie w takim momencie.

- Znów czuję się zaszczycona. Obiecuję co w mojej mocy, że skończę to co zaczęliśmy. Choćby miało mnie piekło pochłonąć- oznajmiła.

- Wiem, ale nie zmienia to faktu, że teraz musisz uważać na najdrobniejsze szczegóły.

Erwin odjechał nie oglądając się za siebie. Karoca podskakiwała na najdrobniejszych wybojach. Droga była nudna, a jedynym co umilało czas były w tej chwili rozmyślania i planowanie. Nie miała jeszcze strategii, ale być może dlatego że czuła się zmartwiona. Do tej pory przejmowała się tylko sobą. Nagle odpowiadała za kilka osób. Czy tego chciała czy nie, zaczynało jej coraz bardziej zależeć.

Kuro wiedziała w jakiej jest sytuacji i jak duży wpływ na pozostałych będzie miała rozprawa. Musiała ostrzec ludzi, z którymi była na tyle blisko by chcieli spędzać z nią czas. W jakiś sposób będzie musiała ostrzec również Evorę i Yaso. Choć nie uśmiechała jej się perspektywa tłumaczenia, próbując zarazem ukryć co się tak naprawdę dzieje, będzie musiała to zrobić. Liczyła tylko, że będzie jedyną osobą której będą zadawać pytania, inaczej mogli być w większym niebezpieczeństwie niż podczas wyprawy za mury.

Karoca zatrzymała się w szczerym polu, a razem z nią cały Korpus Zwiadowców. Wszyscy rozkładali swoje śpiwory, rozpalali ogniska i szykowali się na noc. Panowała cisza. Nikt nawet za bardzo nie rozmawiał. Jakby wisiała nad nimi śmierć. Każdy bał się zwrócić na siebie uwagę. Grobowy wręcz nastrój. O dziwo po kilku minutach część zwiadowców już spała. Napięcie w powietrzu można było kroić nożem. Nie została jednak bez nadzoru. Pilnował ją jeden z mężczyzn, którzy przyszli po nią wcześniej. Siedział tuż przy karocy i patrzył na nią jak na dzikie zwierzę lub demona w klatce. Ciężko było stwierdzić. Wiedziała, że wywoływała strach w nawet najbardziej zaprawionych Zwiadowcach w Korpusie. Uważali prawdopodobnie, że nie zawaha się przed poderżnięciem gardła napotkanej osobie. 

Jakby zabijała dla zabawy. 

Przewróciła oczami na samą myśl. 

Bez uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz