11-Wszyscy umierają.

187 25 2
                                    

ALASTOR:
Już jutro mieliśmy się przemknąć na dworzec i wyjechać raz na zawsze z Luizjany.
Odczuwałem lekkie przygnębienie że nigdy już nie odwiedzę grobu matki, ale musieliśmy uciec.
Byłem zajęty pakowaniem tego co miałem.
Nie było tego zbyt dużo. Parę koszul kamizelek trochę spodni, bielizna i masa broni, choć większość należała do Anthony'ego.
-Spakujesz mi też to?-Blondyn położył obok mnie różową koszulkę.
-Nie widziałem Cię w niej nigdy.
-Jeszcze nie było okazji.-Odparł.-Zadzwonię do Mary żeby ją uprzedzić że jutro wyjeżdżamy.
Pokiwałem głową.
Zająłem się pakowaniem, a gdzieś z tyłu słyszałem jak chłopak wykręca numer.
-Cześć, ciociu. To ja, Anthony. Dzwonię żeby uprzedzić że...-Zaczął, ale uciął.
Zaczął się wsłuchiwać w głos w słuchawce.
-Beth, Ty chyba sobie Żartujesz..?-Wykrztusił w końcu.
Beth? Kim jest Beth..?
-No okej... Rozumiem... Kondolencje.
W końcu trzasnął słuchawką.
-CHOLERA!-Krzyknął, a ja na niego spojrzałem.
-O co chodzi, kochany?
-O to że z naszej kryjówki nici! Mary zmarła dwa dni temu.
Westchnąłem ciężko i wstałem.
Moja miłość przejechała sobie dłonią od czoła do góry.
-Wszyscy umierają! Arackniss, mama, ciocia Mary... To jakaś pierdolona plaga!
W końcu spojrzał na mnie i podszedł, obejmując mnie.
-Przynajmniej mam Ciebie...
Zmieszałem się i również go objąłem.
-Tak... Masz...


Nie na długo

|RADIODUST| 2 Jesteśmy tacy samiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz