ALASTOR:
Na moment trochę spanikowałem, ale szybko wymyśliłem logiczną wymówkę.
-Może dlatego że krwawisz, mój drogi?
Przyglądał mi się dłuższą chwilę w milczeniu.
Zacząłem się stresować że mi nie uwierzy, ale miałem trochę szczęścia.
Zaśmiał się.
-Fakt, czasami nie myślę.
Odetchnąłem i zacząłem odkażać ranę.
Blondyn wydał z siebie cichy syk.
-Wybacz, Darling. To jest konieczne...
-Wiem, Al. Myślisz że nigdy nie byłem opatrywany?-Zapytał.-Z tym że w porównaniu z tym jak opatrywali mnie nasi przyjaciele, Twój dotyk przypomina mi dotyk Anioła.
Parsknąłem.
-Daleko mi do tych istot.-Odparłem, zaczynając łączyć płaty skóry przez szwy.
-Jak to? Przecież jesteś jednym z nich, Al! Jesteś moim Aniołem!
Na moment przyłożyłem chłopakowi dłoń do czoła.
Myślałem że mam gorączkę i majaczy, ale ten zaśmiał się.
-Tak sobie żartuje, słońce Ty moje. Wyluzuj.
Uśmiechnąłem się lekko i wróciłem do szycia chłopaka.
W pewnym momencie dłoń mi drgnęła, a Włoch jęknął cicho.
Normalny człowiek pomyślałby że z bólu, ale ja wiedziałem że Anthony bardzo lubił ból, co potwierdził swoimi późniejszymi słowami.
-Och, Al, rób mi tak częściej...
-Nic z tego.-Zawiozałem pętelkę i uciąłem szef.-Gotowe, kochany. Talia jak nowa.-Wstałem z ziemi, podobnie jak Kolorowooki z ubikacji.
Ten zawiesił swoje ręce na moich barkach i chwycił za podbródek, unosząc lekko do góry.
-Chyba należy Ci się coś w zamian.-Uśmiechnął się chytrze, a ja się zarumieniłem.
Mój dawny oprawca przeciągnął swoją twarz do mojej i pocałował głęboko.
CZYTASZ
|RADIODUST| 2 Jesteśmy tacy sami
FanficOpis: Po sytuacji z pierwszego tomu, Alastor jest zmuszony uciekać wraz ze swoim ukochanym przed Mafią, którą zdradził dla niego chłopak. Parze powoli kończą się kryjówki, Il Migliore depcze im po piętach, a na domiar złego zdrowie jednego z bohater...