Mogłam się mu teraz dokładnie przyglądnąć.
Jego brązowe włosy były w nieładzie artystycznym, ale wyglądało to bardzo ładnie.
Obserwowałam dokładnie każdy detal na jego twarzy. Nie chciałam, aby cokolwiek mi umknęło.
Kolejne wiec były brwi. Już wcześniej zauważyłam, że na jedne z nich ma małą bliznę jakby po kolczyku.
Od boku nie widziałam jego oczu, ale za to rzęsy, które były bardzo długie jak na mężczyznę.
Nos I usta miał idealne jakby wyszedł dopiero co z jakiejś reklamy.
Ideał. Szkoda, że tylko z wyglądu.
Nagle przyśpieszył, a mnie wbiło w fotel. Mój wzrok momentalnie spadł na jego dłonie.
Rękawy koszuli, które były podwinięte odsłaniały jego nadgarstki i przedramiona. Jedną ręką trzymał kierownice a drugą na skrzyni biegów. Zauważyłam, że ma dokładnie ten sam zegarek, sygnet i bransoletkę co na sylwestrze.
- Będziesz się dłużej na mnie gapiła? - zapytał Ryan-a, poza tym jesteśmy już na miejscu- dodał po chwili.
Jak miło, że w ogóle się na mnie popatrzył. Dosłownie cały czas jego wzrok był skupiony na jakiś drzewach, które stały kilkanaście metrów dalej.
- Mieliśmy jechać do mnie do domu, a nie na jakąś stacje - powiedziałam wskazując ręką na otoczenie.
- Muszę się z kimś spotkać - mówiąc to wyszedł z auta - ty też idziesz-nie zapytał, po prostu stwierdził, że muszę.
No trudno. Nie chciałam się z nim kłócić. A poza tym chciałabym przypomnieć, że jest zima a ja nie chcę wracać na piechotę do domu.
Oboje stanęliśmy przed autem. Ryan wyciągnął papierosa a ja się odsunęłam kilka kroków. Nie przepadam za ich zapachem, mimo że sama czasami popalałam.
Po kilku minutach podjechało jakieś inne czarne auto. Z niego wyszli dwaj mężczyźni. Oboje ubrani w koszulę, jeansy i niżsi od Ryana o minimum 10 cm. Ze względu na ciemność nie widziałam jak dokładnie wyglądali.
Stanęli niedaleko nas, tak jakby też na kogoś czekali. Ryan do nich podszedł i zaczęli rozmawiać. Co jakiś czas spoglądali na mnie albo wskazywali ręką. Czułam się dosyć niekomfortowo, jednak nie znałam ich.
Stałam I nie wiedziałam Ci zrobić. Telefon zostawiłam w aucie a nie chciałam się po niego wracać. Nagle zawiał chłodny wiatr. Jedyne co mogłam zrobić to okryć się swoimi rękami, bo zapomniałam kurtki z hotelu.
Dlaczego kazał mi wyjść? Będę przeziębiona na 100 procent.
- Zimno ci? - zapytał Ryan, gdy spojrzał na mnie.
- Nie-mój głos był cichy i niepewny.
On wtedy poszedł do auta I zaczął coś w nim szukać.
- Proszę-powiedział wyciągnąć w moją stronę swoją marynarkę.
- Nie chce. Naprawdę nie jest mi zimno-cały czas mówiłam cicho z opuszczoną głową.
- Zakładaj to kurwa-krzyknął I podał mi kawałek materiału- rozchorujesz się- dodał trochę ciszej.
Na moje usta wkradł się malutki uśmieszek.
Miło ze się troszczy, ale mógłby być mniej agresywny.
Trzymałam tę marynarkę w rękach i stałam z opuszczoną głową. Wyglądałam jakbym się ich bała. W sumie trochę tak było.
- Nie będę się powtarzał. Masz to kurwa ubrać- znowu krzyknął.
Nie sprzeczałam się z nim. Założyłam marynarkę, która była za duża na mnie o kilka rozmiarów i było to bardzo dobrze widać.
- Mogę iść do auta? - zapytałam szeptem. Prawie od razu tego pożałowałam. Nie chciałam im przerywać a wyszło inaczej.
Wszyscy chłopcy popatrzyli na mnie. Ta dwójka, która przyszła szybko odwrócili wzrok a Ryan stał i patrzył na mnie w ciszy.
- No idź-jego głos był znudzony.
Szczęśliwa, że nie będę musiała z nimi stać usiadłam w aucie I zaczęłam przeglądać telefon.
Po kilku minutach Ryan usiadł na swoim fotelu. Dłonie mocno zacisnął na kierownicy a głowę wbił w zagłówek.
Popatrzyłam na niego a on na mnie i się uśmiechnął.
- Możemy już wracać? - zapytałam już swoim normalnym głosem.
- Tak.
Chciałam posiedzieć w ciszy, ale w końcu sama nie wytrzymałam. Była zbyt ciekawa.
- Co to za mężczyźni? - zapytałam.
- Nikt ważny- Ryan nawet na mnie nie popatrzył.
- Wyglądali jak mafia- zaśmiałam się sama do siebie a Ryan szybko odwrócił na mnie wzrok.
Po chwili nic niemówienia jego wzrok wrócił na ulicę.
- To jacyś Twoi koledzy? - dalej dopytywałam.
- Dowiesz się w swoim czasie a teraz nie zadawaj więcej pytań - syknął wkurwiony.
***
Dużo czasu nie minęło a ja już stałam pod domem. Ryan właśnie wyjeżdżał z mojego podwórka.
Nagle usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni. Była to Ali I Camila, które dzwoniły na naszą grupę.
- Hejka-powiedziałam, gdy tylko odebrałam.
Weszłam do domu i udałam się prosto do swojego pokoju.
Telefon odłożyłam na toaletkę tak by dziewczyny mnie widziały i powoli ogarniałam się do spania.
Zapakowałam jeszcze plecak na jutrzejszy dzień, usiadłam na fotelu zawinięta w koc z kubkiem herbaty i książka. Delektowałam się tą chwilą.
***
Rano obudziłam się w świetnym humorze. Ubrałam szerokie jeansy i czarny top z długim rękawem.
- Witaj kochanie-mój tata pocałował mnie w czoło na powitanie.
Usiadłam do stołu i wszyscy razem zjedliśmy śniadanie. Od mniej więcej roku moi rodzice przywiązują do tego wielką wartość. Wszystko przez wypadek, w którym brałam udział. Na moje szczęście mi nic się nie stało, ale kobieta z drugiej taksówki niestety zginęła.
Wsiadłam do auta razem z moim tatą i podwiózł mnie pod szkołę. Tam zauważyłam Ali, Camilę i Noego, którzy już czekali na mnie.
Szybko wyszłam z auta i udałam się w ich stronę. Wszyscy stali i rozmawiali. Przytuliłam ich na powitanie i weszliśmy do szkoły.
***
Na pierwszej mieliśmy wychowawczą. Wszyscy zajęli swoje miejsca i czekaliśmy na nauczyciela. Pan Miller miał jak zawsze założoną koszule w kratkę i jeansy.
- Witam - powiedział wchodząc do sali. Podszedł do swojego biurka i odłożył teczkę na podłogę-do naszej klasy dołączą nowi uczniowie.
-Pewnie to jakieś kolejne kujony tak jak zawsze. W tym mieście, przecież nie ma żadnych ładnych chłopaków- zaśmiała się Camila.
CZYTASZ
Bóg piekła
Teen FictionMadison Collins córeczka idealna. Dobre oceny, ładnie ubrana, osiągnięcia sportowe i konkursy. Zawsze pomocna i bardzo przyjacielska. Nie pali, nie pije. Przynajmniej każdy tak ją widział. Wystarczyło, że w mieście pojawiła się czwórka nowych chłopa...