Rozdział 8 Śmierć burmistrza

2.3K 70 51
                                    

Świetnie.

- Wracam do domu - powiedziałam głośno wstając z kanapy. Moje słowa zatrzymały Ryana.

Poszłam do swojego pokoju, kilka rzeczy, które miałam wyciągnięte wrzuciłam do swojej walizki i szybko opuściłam pokój a później dom. Za mną wybiegł Ryan.

- Gdzie idziesz? - krzyknął.

- Wracam do domu, jest już niedziela i nasi rodzice dzisiaj wracają-również krzyczałam.

- Obraziłaś się? - Ryan dalej ciągnął.

- O co? Nie powiedziałeś mi o swojej dziewczynie-byłam tak wkurwiona, że cały czas krzyczałam, mimo że głos Ryana był już spokojny.

- Kurwa przepraszam. Dobra, mogłem ci powiedzieć-znowu krzyknął.

- Nie jestem wkurwiona, po prostu zmęczona. Chce już wrócić do domu. Proszę-te ostatnie słowa powiedziałam trochę ciszej, poczułam, że łzy napływają mi to oczu.

- Odwiozę cię-zaproponował.

- Idź do swojej dziewczyny. Poradzę sobie sama-nie patrzyłam mu w oczy. Miałam opuszczoną głowę a moje oczy obserwowały podjazd, na którym właśnie staliśmy.

Podszedł bliżej do mnie. Podniósł mój podbródek, który był opuszczony tak abym popatrzyła na niego.

Tylko nasz wzrok się spotkał, odwróciłam głowę I odeszłam.

Po co on to robi ?

***
Pierwszym miejscem, do którego chciałam się teraz udać był domek letniskowy moich dziadków.

Stał on na obrzeżach miasta. A aktualnie chciałabym być sama więc to było najlepsze miejsce.

Pojechałam tam, rozgościłam się przy okazji przebrałam się w jeansy I top.

Około 20 poszłam do klubu niedaleko. Miałam w dupie to, że jutro jest poniedziałek.

- Słucham- powiedział barman, gdy mnie tylko zauważył.

- Coś mocnego-nie patrzyłam na niego. Cały czas bawiłam się swoimi palcami.

- Trudny dzień? - próbował być miły.

- Niestety- wtedy pierwszy raz od kilku godzin się uśmiechnęłam.

Po kilku godzinach byłam już w okropnym stanie. Tak przynajmniej mi opowiedzieli, bo sama nic nie pamiętam.

***

Rano obudziłam się z ogromnym kacem w domu moich dziadków. Nie pamiętam jak tutaj dotarłam.

Zeszłam do kuchni I zobaczyłam jakiegoś mężczyznę. Blondyn, bez koszulki, przez co było widać jego tatuaże.

Zawsze mi mówili, że po alkoholu mam głupie pomysły, ale nigdy nie pomyślałabym, że wpuszczę obcego faceta do domu.

- Jak się czujesz? - zapytał. Gdy tylko usłyszałam jego głos nogi mi zmiękły, był on bardzo donośny.

- Dobrze-odpowiedziałam niepewnie.

Usiadłam przy stole I zakryłam dłońmi twarz. Dopiero teraz zaczęło mi się cokolwiek przypominać.

Ten chłopak ma na imię Gabriel. Jest rok straszy ode mnie. Szybko złapałam z nim dobry kontakt.

Tyle tylko pamiętałam.

- Pamiętasz cokolwiek z wczoraj? - zapytał po chwili ciszy.

- Praktycznie nic - zaśmiałam się .
On usiadł dokładnie na wprost mnie i zaczął mówić.

Bóg piekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz