Rozdział 52 Był pan kiedyś w więzieniu

1K 43 34
                                    

Na drugi dzień około godziny 14 zauważyłam, że Camili nie ma w domu. Zapytałam Allison, ona również nic nie wiedziała. Ostatnią osobą, która mogła wiedzieć, gdzie ona jest, był Alan.

- Gdzie jest Camila? - zapytałam go z lekkim niepokojem w głosie.

- Pojechała do galerii kilka godzin temu - jego lekceważący sposób wypowiedzi dodatkowo mnie zdenerwował.

Mój szósty zmysł podpowiadał, że coś złego się wydarzyło. Po pierwsze ona nigdy nie chodziła sama do galerii, a jak już to przynajmniej pisała mi wiadomość. Po drugie Camila nic nie potrzebowała z galerii, bo ostatnio zaczęła kupować ubrania przez Internet.

Szybko włączyłam telefon i zaczęłam szukać informacji. Na szczęście, od momentu mojego porwania, zdecydowałam się zainstalować aplikację do śledzenia lokalizacji na moim telefonie. Sprawdziłam, gdzie ostatnio była Camila i odkryłam, że znajduje się w swoim domu. Pokazałam Alanowi wyświetloną lokalizację.

- Jedziemy po nią - szybko powiedział.

Razem udaliśmy się do garażu, gdzie Alan wskoczył na swój motor, a ja wsiadłam z Ryanem do jego Bugatti. Ryan zasugerował, że powinien przyjechać również kruk, chociaż osobiście nie znałam tego człowieka. Teraz jednak najważniejsze było dla mnie dowiedzieć się, dlaczego Camila nagle wróciła do domu.

Wraz z Alanem wszedłem do domu, pozostawiając Ryana i kruka w samochodach na zewnątrz. Kiedy przekroczyliśmy próg przedpokoju, moje oczy natychmiast padły na porozbijane szkło. Przechodząc dalej, zauważyłam jeszcze więcej odłamków. Ramki z rozbitymi zdjęciami, wazon rozbity na kawałki, kwiaty leżące na ziemi, a także talerze pokryte plamami krwi. Mój puls przyspieszył, a strach ogarnął moje serce.

W kącie salonu, na podłodze, siedziała Camila. Jej twarz była zalana łzami, a nogi miała podkurczone do klatki piersiowej. Wokół niej rozpościerała się plama krwi. Bez wahania podbiegłam do niej i mocno ją przytuliłam, odczuwając jej drżące ciało. Sama zaczęłam płakać, gdy Camila brunetka wtuliła się w moją klatkę piersiową.

- Kochana jestem przy tobie. Co się stało? - szepnęłam do niej, czując, jak łzy płyną po moich policzkach.

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Zaraz po moich słowach do domu wtargnął pijany ojciec Camili. Jego obecność przerażała mnie, a widok jego wzburzonej twarzy wzbudzał we mnie strach.

- Czego tu szukacie? - krzyknął, wypuszczając z siebie rozdzierający dźwięk - Wypad z mojego domu! - dodał, podkręcając jeszcze bardziej swoje krzyki.

Alan oczywiście nie stracił zimnej krwi, objął Camile ramieniem i pocałował w czoło, pokazując, że jest tutaj dla niej.

- Nigdzie nie wyjdziemy! - odparł Alan zdecydowanie, zbliżając się do ojca Camili. Jego głos był pełen determinacji. To było momentem, w którym ojciec Camili rzucił się w naszą stronę.

Nie zwlekając, Alan zareagował szybko. Chwycił go za koszulę, unosił go w górę i przycisnął do ściany. Zaczął go dusić, ale przerwał, gdy do salonu weszła pani Clark, matka Camili. Jej obecność spowodowała chwilowy zastój w sytuacji.

- Zostaw go! - zaczęła krzyczeć, unosząc głos ponad wrzawę. Jej oburzenie było widoczne, ale wiedziałam, że ta sytuacja była dla niej powtarzalna.

- Mamo, proszę... - szepnęła Camila, wyrzekając się prób zmienienia reakcji matki.

- O co znowu? Cały czas o coś nas prosisz! - syknęła matka z gniewem, wydając się całkowicie nieczułą na krzywdę swojej córki.

Spojrzałam na Camilę, która schowała twarz w dłoniach, dławiąc się łzami. Jej ciało drżało od emocji, a jej rozpacz przenikała mnie jak ostrze. Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. To był koszmar.

- Nie no kurwa, dosyć zabaw... - zaśmiał się Alan, lecz w jego głosie był wyraźny ton niepokoju. Puścił pana Clarka, który zaczął brać głębokie wdechy, oddalając się kilka kroków. Jednak to nie trwało długo, ponieważ Alan nagle ponownie rzucił się na niego. Zawładnęła nim wściekłość i zaczął bić go bezlitośnie.

Wokół nich unosiły się syki, jęki i przekleństwa, tworząc ponury soundtrack tego okrutnego wydarzenia.

Nagle, tuż obok nich pojawiła się mama Camili. Jej obecność była jak chłodzący wiatr, który przerwał ten okrutny akt przemocy. Przez kilka sekund trwało zawieszenie, a potem Alan odpuścił, odwracając się w naszą stronę. Wskazał wzrokiem na nóż wbity kilka centymetrów nad jego piersią.

- Jak masz już krzywdzić kogoś to mnie - krzyknęła Camila prosto na swoją mamę.

- Dzieci i ryby głosu nie mają - syknął jej ojciec podnosząc się z podłogi.

- Nie. Teraz to ja przejmuję głos - odparła wyciągnęła pistolet schowany pod spódniczką i wymierzyła prosto w swoich rodziców.

-Cam... - jej mama zaczęła się jąkać.

- Nie ma żadnej Cam. Wcale nie jestem taka bezbronna jaka się wydaje.

Drzwi do domu nagle się otworzyły, wpuszczając do salonu Ryana, za którym podążyło kilku mężczyzn. Każdy z nich był dobrze zbudowany, miał czarne okulary na oczach i ubrane garnitury. Ich obecność wypełniła pomieszczenie napięciem i tajemnicą.

- Nieźle się tutaj bawicie! - zaśmiał się Ryan, podchodząc do mnie. Jeden z tych mężczyzn zajął się Alanem, który siedział na kanapie. Ryan zajął miejsce przy stole, przy którym siedzieli państwo Clark. Pozostali mężczyźni stanęli tuż za jego plecami, trzymając się w gotowości.

- Witam. Mam tutaj takie fajne papiery - powiedział Ryan, wyciągając kilka kartek A4 - Podpiszecie je grzecznie, a my się ulotnimy. Nie potrzebujemy więcej bałaganu.

Państwo Clark spojrzeli na siebie z niedowierzaniem, a ojciec Camili zapytał: - A co, jeśli tego nie zrobimy?

Ryan wzruszył ramionami, a na jego twarzy zagrał nieznamienny uśmiech. "

- Był pan kiedyś w więzieniu? Mogę załatwić wycieczkę w jedną stronę - Jego humor był ostry, ale przekonujący. Następnie podał małżeństwu papiery i długopisy, a sam wyciągnął pistolet z kieszeni i położył na stole.

- Nie przeszkadzajcie sobie, ja go tylko naładuje - odparł, gdy zauważył wzrok pani Clark na broni.

***

Gdy małżeństwo podpisało papiery Ryan z ochroniarzami ulotnił się. Chwilkę po ich wyjściu, zaczęły rozbrzmiewać typowe dźwięki syren radiowozu. Zanim państwo Clark mieli okazję zareagować, policjanci już byli w drodze do ich domu. Drzwi zostały otwarte, a do środka wtargnęli funkcjonariusze.

- Dostaliśmy zgłoszenie o przemocy w domu - powiedział niższy rudowłosy policjant, spoglądając na małżeństwo Clark.

- Jak nie macie nakazu, to możecie wracać! - syknął pan Clark, próbując odrzucić ich obecność.

Rudowłosy policjant westchnął zrezygnowany, ale drugi, wyższy i łysy, rozglądał się uważnie po całym domu. Jego spojrzenie powędrowało po rozbitym szkle na podłodze, rozrzuconych kwiatach, a na koniec skupiło się na zranionym panu Clarku i płaczącej Camili.

- Rozumiem, że normalnie macie taki bałagan tutaj. Kwiaty porozwalane, szkło na podłodze, pan jest cały pobity, a córka jest zapłakana - parsknął łysy policjant - Proszę sobie z nas nie żartować. Dostaliśmy wiadomość o przemocy wobec dziecka. Zostają państwo zatrzymani i zabrani na komisariat.

Bóg piekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz