-2-

88 3 0
                                    

|4 czerwca, środa|

Kiedy następnego poranka zjawiłam się o stałej porze w moim ulubionym miejscu pracy, a słodki wypełniający praktycznie całą kawiarenkę zapach dotarł mi do nozdrzy uśmiechnęłam się do siebie. Było raptem po dziesiątej rano, a mimo to klientów oraz i osób tu pracujących na laptopach było w bród. Pogoda za oknem wręcz zachęcała do porannych spacerów, słońce intensywnie grzało, a leniwe praktycznie niezauważalne obłoki powoli sunęły po błękitnym niebie. 

pT (pan Terence właściciel kawiarni) - Lexy? Lexy moja droga?? - odezwał się ni stąd ni zowąd siwowłosy staruszek, właściciel tego jakże przepięknego miejsca.

L - Tak panie Terence?

pT - Mogłabyś proszę włożyć te oto rogaliki z czekoladą do piekarnika, a następnie i za ladę

L - Ależ oczywiście, że bym mogła prze pana. - odparłam spokojnie po czym i kiedy miałam to zrobić moim oczom ukazał się nie kto inny niż Marcin stojący centralnie przede mną jak i następnie ladą sklepową. - Coś dla Ciebie?

M - Właściwie to tylko przyszedłem się rozejrzeć. W końcu nie mieszkam tu od zawsze haha. - zaśmiał się tym razem nieco radośniej, a w jego dłoni po raz kolejny ujrzałam goździki

L - Ou widzę, że chyba jakaś randka się szykuje.

M - Aaa to oto Ci chodzi! - ponownie się uśmiechnął oraz i wystawił goździki ku mej osobie. - Proszę oto prezent. 

L - Ale przecież identyczne dostałam od Ciebie wczoraj. - odezwałam się na moment wychylając głowę zza filaru za, którym znajdował się piec przeznaczony do pieczenia wcześniej przekazanych mi rogalików. 

M - I co z tego? To jakiś problem przyjąć kwiaty?

L - Nie no skądże znowu tylko...

M - Tylko je po prostu przyjmij Lexy.  

I tak jak powiedział tak też zrobiłam. Albowiem zapakowałam do wcześniej wspomnianego pieca wcześniej przekazane mi łakocie oraz i odebrałam od te niego kwiaty. 

M - Dziś kupiłem ich co nieco mniej, ale to chyba nie ma znaczenia, prawda? - zapytał kiedy to zaciągałam się ich świeżym i przede wszystkim przepięknym zapachem. 

L - Tak jak mówiłam już to wczoraj tak powtórzę Ci dziś iż nie liczy się dla mnie ich ilość tudzież wartość jakie na nie wydałeś, a szczery i wyprowadzony wprost ze serca gest. 

M - To wspaniale wiedzieć, bo moja była tego nie doceniała. - odetchnął głęboko. - Ba! Mówiła mi nawet, że ich ilość odzwierciedla to na ile procent ją kocham. A jeśli mam być szczery to kochałem ją dość mocno. 

L - Czyli teraz już nie kochasz? 

M - Wiesz trudno mi to ocenić aczkolwiek bardziej skłonny byłbym przy zdaniu iż już raczej nie. A Ty? Kochasz kogoś Lexy?

Zdziwiło mnie to pytanie, ale mimo to postanowiłam na nie odpowiedzieć. 

L - Kiedyś kochałam, ale to już przeszłość. 

M - Mmm czyli dobrze rozumiem, że było to coś poważnego? 

I teraz najważniejsze.

Otwierać się przed nim czy dać sobie spokój i udawać, że wszystko to, a bardziej to jego pytanie nie miało przed chwilą miejsca?

GOŹDZIKI - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz