-34-

23 2 0
                                    

| 21 września, wtorek |

Bardzo głupio to zabrzmi, ale ten dzień właśnie nadszedł. A mianowicie dzień pogrzebu panny Hook. Na cmentarz przyjechaliśmy we czwórkę. Ja z Marcinem, Jula z Kacprem. 

W każdym bądź razie. 

Stałyśmy właśnie razem z Julią, opatulone szczelnie szalikami oraz ciepłymi kurtkami w objęciach naszych ukochanych mężczyzn kiedy to nagle, a dokładniej to po krótkiej modlitwie pastora przy jasnodębowej trumnie pojawiła się jakaś dziewczyna. Wyglądała znajomo, a mimo to zauważyłam u niej lekkie podobieństwo do naszej przyjaciółki. 

Ch (Charlotte - córka pani Hook) - Drodzy przyjaciele, droga rodzino i w końcu Ty mamo. - zaakcentowała ostatnie słowa, a jej drżący głos zaświszczał pomiędzy drzewami niczym najpiękniejsza muzyka i wrócił do naszych dusz oraz mniemań w podwójnym echu. - Moja mama była niesamowitą kobietą. Była pełna życia, zawsze uśmiechnięta i gotowa aby nieść pomoc innym. Jej serce było zawsze otwarte dla innych, a jej dobroć nie miała granic, ani określonych wyżej norm. Od kiedy pamiętam, a było to od około moich dwudziestych trzecich urodzin prowadziła własną kawiarenkę w, której to z pasją serwowała własnoręcznie robioną czekoladę pitną oraz niekiedy ciasta i ciasteczka. Było to dla mnie przykładem i wzorem, a fakt, że ciężka praca i determinacja mogą przynieść sukces jeszcze bardziej sprawiało, że ją podziwiałam, podziwiam i podziwiać będę jeszcze przez wiele wiele lat. - jej głos po raz kolejny się złamał, a moje łzy aż same zapiekły mi przed oczyma. - Mama była cudowna. Za czasów dzieciństwa była moim aniołem stróżem lecz gdy dorastałam stała się partnerką czy jak kto woli najlepszą przyjaciółką. Zawsze wiedziała czym jest miłość, rodzina oraz przyjaźń. 

Podczas gdy Charlotte w dalszym ciągu przemawiała nie mogłam powstrzymać już łez. Podobnie było z blondynką stojącą obok mnie, ale także i pozostałymi żałobnikami. Jej słowa dotykały pokiereszowanych serc, a każdy kto znał panią Hook mógł zgodzić się z tym co mówiła. Ponadto wyrażały one szacunek i poszanowanie do zmarłej. 

Lecz gdy i nadszedł moment ostatecznego pożegnania czyli moment w, którym to czwórka ubranych na czarno mężczyzn zaczęło spuszczać ową trumnę do grobu wybuchłam gorzkim oraz tłumionym do ostatniej chwili płaczem.

M - Ciii spokojnie kochanie. - mruknął cichutko brunet głaszcząc mnie po włosach oraz tuląc mnie na tyle mocno, że czułam się przy nim turbo bezpiecznie. - Z czasem będzie tylko lepiej. 

Ufałam mu. 

Cholernie ufałam. 

L - Wiem, ale po prostu nie umiem tego pojąć. - orzekłam żałośnie. 

M - Z czasem pojmiesz skarbie, zapewniam Cię. - ujął moje policzki oraz otarł moje łzy. - Kocham Cię.

Nie odpowiedziałam. 

Wzamian za to objęłam jego ciało ciaśniej i jeszcze mocniej wtuliłam głowę w jego dygoczącą pod wpływem chłodnego wiatru klatkę piersiową. 

GOŹDZIKI - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz