-38-

25 0 0
                                    

Minęło chyba z pięć godzin od kiedy to wyjechaliśmy z domu. Marcin nadal nie odpowiadał na moje pytania dotyczące miejsca do, którego zmierzamy czy nawet czy jest to związane z naszą miesięcznicą. Jednak ja w przypadku tego drugiego wiedziałam, że tak właśnie jest. Czułam to. A to, że coś czułam zazwyczaj oznaczało prawdę. Bo po co miałby ciągnąć mnie na drugi koniec Polski bez powodu? Przecież to takie oczywiste. 

W każdym razie. 

Jechaliśmy jeszcze około dziesięciu minut kiedy to dokładnie w chwili gdy za oknem się już ściemniło brunet zatrzymał pojazd. Dookoła nas nie było żadnej żywej duszy, a otaczały nas jedynie wysokie i trochę przerażająco wyglądające drzewa. 

L - Jesteś pewien, że to tu chciałeś mnie zabrać? - Marcin z uśmiechem wyciągnął aparat fotograficzny oraz lekko zmarszczył brwi. - No co? Tylko pytam. 

M - A ja tylko odpowiadam, że będziemy jeszcze z pięć minut iść. Chodź! - ponaglił mnie, a kiedy i odszedł kilka metrów dalej od samochodu i tym samym mnie pobiegłam za nim, bo nie ukrywam, że trochę bałabym się tu zostać. 

| skip time odpowiadający pięciu nakreślonych przez Marcina minutach |

Szliśmy trzymając się za ręce przez jeszcze pięć minut wśród gąszczu kołyszących się z dosłownie każdej strony drzew i krzewów. Szliśmy spokojnie, bez pośpiechu gdy nagle, a dokładniej to w pewnym momencie brunet zakrył mi moje oczy. 

M - A teraz odwrócisz się i staniesz tyłem do mnie dobrze? 

Naokoło nas słyszałam szum. 

Szum prawdopodobnie...

L - O cholercia jasna! - wykrzyknęłam, a reszta słów dosłownie uwięzła mi w gardle. 

Przede mną rozpościerał się przepiękny widok na morze, a my sami staliśmy na jednym z trzech klifów. U dołu było urwisko i malutka plaża, a kamienie tam leżące obmywane były przez niebezpieczne grzbiety piany morskiej. Serce biło mi jak szalone, a wiatr rozwiewał kosmyki włosów. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego widoku, a fakt, że byłam tu jeszcze z nim dodatkowo napawał mnie optymizmem, a moje serce przyjemnym ciepełkiem. 

A kiedy i po chwili poczułam silne ramiona otaczające mnie od tyłu w talii uśmiechnęłam się do siebie oraz oparłam głowę o tors chłopaka. 

M - Bywałem tu kiedyś, a dokładniej wtedy kiedy moje życie się kompletnie rozkruszyło. Chciałem skoczyć kiedy zerwała ze mną moja była i kiedy nie miałem oraz nie widziałem sensu dalszego samotnego życia. - wyszeptał do mojego ucha wobec czego ja momentalnie przerażona na niego spojrzałam. - Teraz kiedy jesteś tutaj ze mną Lexy. - zaczerpnął jeden głębszy wdech i przymknął oczy. - Czuję, że na nowo żyję. Dziwne nie?

L - Ani trochę. - odpowiedziałam kategorycznie, ale również szeptem. - Gdybyś skoczył nie poznałbyś mnie, a gdybyś mnie nie poznał straciłbyś okazje na ponowne odkrycie sensu życia. 

Zielonooki uśmiechnął się blado oraz delikatnie dotknął mojego prawego policzka. Był taki zimny, ale jednocześnie ciepły i przyjemny. 

M - Myślę, że powinniśmy wracać, bo przed nami jeszcze jeden punkt wycieczki, a Ty trzęsiesz się jak przysłowiowa chihuahua. 

L - To mnie przytul tylko tyle. 

M - Bądź aż tyle skarbie. - poprawił mnie, a po chwili tak jak poprosiłam tak też przytulił mnie, a ja wnet poczułam zapach jego intensywnych, męskich perfum. 



GOŹDZIKI - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz