-10-

70 4 0
                                    

(ogólnie to BARDZOO stęskniłam się przez ten cały czas za pisaniem także już teraz Was zapraszam do czytania, a siebie samą do pisania kontynuacji następnych rozdziałów)

| 21 czerwca, wtorek |

Gdyby ktoś zapytał mnie gdzie najbardziej uwielbiałam i w sumie to nadal uwielbiam spędzać czerwcowe poranki bez wahania odpowiedziałabym, że w urokliwej oraz niesamowicie klimatycznej kawiarence pana Terence-a mojego szefa. 

I kiedy niektórzy mogliby się na tą jakże przecudowną myśl palnąć przysłowiowo w czoło robiąc charakterystyczny face palm ja z radością uznałabym go za wariata. 

Bo taka była właśnie prawda. Uwielbiałam i jego jako człowieka i jego jako miejsce, które stworzył. Wszechobecny, ale jak dla mojego nosa dość przyjemny zapach kawy, wszelakie, a do tego niesamowicie kolorowe słodkości, które aż zjadałam niekiedy wzrokiem, ale i czasami na zapleczu no po prostu bajka. 

W każdym bądź razie. 

Wymieniałam właśnie zdania ze starszą ode mnie o dwa lata koleżanką na temat kosmetyków czy tam innych przysłowiowo zwanych kwiatków gdy w pewnym momencie w gwarnym dotąd pomieszczeniu rozniósł się głos dzwoneczka oznajmującego przybycie kolejnego klienta. 

L - Witamy w kawiarence pana Terence-a co podać? - wydukałam z pamięci po czym kiedy i spojrzałam z zza zeszytu przed siebie przed sobą zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Marcina. 

Co ciekawe wyglądał on o wiele wiele odświętniej niż dotychczas, a zamiast wcześniej widzianych na jego sylwetce dresów czy bluzy z logiem adidasa dostrzegłam na nim elegancką czarną marynarkę, śnieżnobiałą, a do tego uwydatniającą jego wysportowany tors białą koszulę oraz dopasowane do całości czarne, garniturowe rurki. Ponadto trzymał on w ręce po raz kolejny przepiękne oraz zachęcające wręcz do zaciągnięcia się ich zapachem goździki

Włosy nażelował i ułożył w artystyczny nieład, a zapach jego perfum był dość mocny, ale nie duszący.

M - Cześć Lexy. - przywitał się uprzejmie, a na moją twarz wypłynął intensywny, ale praktycznie nie widoczny rumieniec. - Dla mnie dzisiaj będzie jedno duże americano, a dla Ciebie te oto kwiaty. - dopowiedział oraz wystawił kwiaty ku mej dłoni. 

L - Dziękuję. - podziękowałam czyście nieśmiało przejmując uroczy bukiecik. - Kartą czy gotówką?

M - Kartą jak w sumie zawsze od kiedy tu przychodzę. 

L - Ah no tak przepraszam. 

M - Nie przepraszaj tylko siądź ze mną przy stoliku to sobie pogadamy. 

L - Ale Marcin ja nie mogę. Jestem w pracy. 

M - Ależ oczywiście, że możesz. - skinął głową w moją stronę przez co momentalnie odwróciłam się za siebie i dostrzegłam w mgnieniu oka przyglądającego się nam z wypisaną na twarzy ciekawością pana Terence-a. 

L - Ja to wszystko zaraz wytłumaczę prze pana. - rozpoczęłam gorączkowo, a jednocześnie poprawiając śmiesznie sterczącą na mej głowie czapeczkę z logiem firmy. - Ja tylko...

pT - Myślę, że tłumaczenia nie będą tu konieczne. 

L - Ale...

Byłam już gotowa oddać swoje rzeczy osobiste i pożegnać się z tym miejscem gdy to w pewnej chwili pan Terence do mnie podszedł i jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się cieplutko. 

pT - Spokojnie Lexy daję Ci po prostu przerwę. A nim. - wskazał na szczerzącego się przed nami bruneta. - Jak i pracą się nie przejmuj, bo i tak bym Cię nie zwolnił haha.

L - Oh jak ja pana kocham panie Terence! - oznajmiłam uwalniając drżący oddech z płuc jak i następnie rzucając się w jego objęcia. 

pT - A jak kocham takie urocze pracownice jak Ty złotko. - również mnie objął po czym i schylił się niespodziewanie do mojego ucha. - No, a teraz zmykaj raz dwa trzy, bo chyba nie chcemy aby takie ciasteczko Ci uciekło, prawda?

I za to właśnie pan Terence zasługiwał na wszystko co najlepsze.

Bo nie o tyle był mym szefem o tyle także szczerym i co najważniejsze najlepszym przyjacielem. 

GOŹDZIKI - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz