(ogólnie to BARDZOO stęskniłam się przez ten cały czas za pisaniem także już teraz Was zapraszam do czytania, a siebie samą do pisania kontynuacji następnych rozdziałów)
| 21 czerwca, wtorek |
Gdyby ktoś zapytał mnie gdzie najbardziej uwielbiałam i w sumie to nadal uwielbiam spędzać czerwcowe poranki bez wahania odpowiedziałabym, że w urokliwej oraz niesamowicie klimatycznej kawiarence pana Terence-a mojego szefa.
I kiedy niektórzy mogliby się na tą jakże przecudowną myśl palnąć przysłowiowo w czoło robiąc charakterystyczny face palm ja z radością uznałabym go za wariata.
Bo taka była właśnie prawda. Uwielbiałam i jego jako człowieka i jego jako miejsce, które stworzył. Wszechobecny, ale jak dla mojego nosa dość przyjemny zapach kawy, wszelakie, a do tego niesamowicie kolorowe słodkości, które aż zjadałam niekiedy wzrokiem, ale i czasami na zapleczu no po prostu bajka.
W każdym bądź razie.
Wymieniałam właśnie zdania ze starszą ode mnie o dwa lata koleżanką na temat kosmetyków czy tam innych przysłowiowo zwanych kwiatków gdy w pewnym momencie w gwarnym dotąd pomieszczeniu rozniósł się głos dzwoneczka oznajmującego przybycie kolejnego klienta.
L - Witamy w kawiarence pana Terence-a co podać? - wydukałam z pamięci po czym kiedy i spojrzałam z zza zeszytu przed siebie przed sobą zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Marcina.
Co ciekawe wyglądał on o wiele wiele odświętniej niż dotychczas, a zamiast wcześniej widzianych na jego sylwetce dresów czy bluzy z logiem adidasa dostrzegłam na nim elegancką czarną marynarkę, śnieżnobiałą, a do tego uwydatniającą jego wysportowany tors białą koszulę oraz dopasowane do całości czarne, garniturowe rurki. Ponadto trzymał on w ręce po raz kolejny przepiękne oraz zachęcające wręcz do zaciągnięcia się ich zapachem goździki.
Włosy nażelował i ułożył w artystyczny nieład, a zapach jego perfum był dość mocny, ale nie duszący.
M - Cześć Lexy. - przywitał się uprzejmie, a na moją twarz wypłynął intensywny, ale praktycznie nie widoczny rumieniec. - Dla mnie dzisiaj będzie jedno duże americano, a dla Ciebie te oto kwiaty. - dopowiedział oraz wystawił kwiaty ku mej dłoni.
L - Dziękuję. - podziękowałam czyście nieśmiało przejmując uroczy bukiecik. - Kartą czy gotówką?
M - Kartą jak w sumie zawsze od kiedy tu przychodzę.
L - Ah no tak przepraszam.
M - Nie przepraszaj tylko siądź ze mną przy stoliku to sobie pogadamy.
L - Ale Marcin ja nie mogę. Jestem w pracy.
M - Ależ oczywiście, że możesz. - skinął głową w moją stronę przez co momentalnie odwróciłam się za siebie i dostrzegłam w mgnieniu oka przyglądającego się nam z wypisaną na twarzy ciekawością pana Terence-a.
L - Ja to wszystko zaraz wytłumaczę prze pana. - rozpoczęłam gorączkowo, a jednocześnie poprawiając śmiesznie sterczącą na mej głowie czapeczkę z logiem firmy. - Ja tylko...
pT - Myślę, że tłumaczenia nie będą tu konieczne.
L - Ale...
Byłam już gotowa oddać swoje rzeczy osobiste i pożegnać się z tym miejscem gdy to w pewnej chwili pan Terence do mnie podszedł i jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się cieplutko.
pT - Spokojnie Lexy daję Ci po prostu przerwę. A nim. - wskazał na szczerzącego się przed nami bruneta. - Jak i pracą się nie przejmuj, bo i tak bym Cię nie zwolnił haha.
L - Oh jak ja pana kocham panie Terence! - oznajmiłam uwalniając drżący oddech z płuc jak i następnie rzucając się w jego objęcia.
pT - A jak kocham takie urocze pracownice jak Ty złotko. - również mnie objął po czym i schylił się niespodziewanie do mojego ucha. - No, a teraz zmykaj raz dwa trzy, bo chyba nie chcemy aby takie ciasteczko Ci uciekło, prawda?
I za to właśnie pan Terence zasługiwał na wszystko co najlepsze.
Bo nie o tyle był mym szefem o tyle także szczerym i co najważniejsze najlepszym przyjacielem.
CZYTASZ
GOŹDZIKI - LEXY I MARCIN
Romance- Nigdy w życiu nie byłem ani trochę dobry w wyznaniach dlatego też po prostu wiedz proszę o tym, że za każdym razem kiedy dawałem Ci te może bez znaczące goździki miałem na myśli dokładnie to co one oznaczają. - szepnął nieśmiało ciemnooki po czym...