-72-

21 4 0
                                    

| skip time od około trzech do pięciu tygodni później |

Tego poranka obudziło mnie ćwierkanie ptaków. Za oknem wstawał nowy, słoneczny dzień, a słońce coraz to bardziej rozgaszczało się w naszej sypialni. Poduszka obok była zmięta, pościel niefortunnie rzucona na bok, a leżące u podnóża prawej nogi łóżka czarne bokserki oznaczały, że Marcin już nie spał, a najprawdopodobniej krzątał się gdzieś w mieszkaniu.

W każdym bądź razie.

Leżałam tak sobie jeszcze chwilkę rozmyślając jednocześnie o tym co możemy z chłopakiem dzisiaj zrobić albowiem Emily od dwóch dni była na tak jakby półkoloniach ze szkoły gdy nagle usłyszałam pewien huk.

L - Marcin? - wołam spokojnie lecz odpowiada mi kompletna cisza. - Pytałam czy wszystko w porządku? - dopytuję tym razem głośniej jak i ubierając satynowo-fioletowy szlafrok, który ostatnio od niego dostałam.

Lecz kiedy i wchodzę do kuchni dosłownie zamieram.

W kuchni stoi ona.

NATSU...

N - O dzień dobry Lexy.

Dziewczyna ubrana jest w długą, neonowo różową sukienkę, a włosy ma związane w wysoki kucyk.

N - Zdaje mi się, że mamy do pogadania, a raczej musimy wyregulować pewien rachunek. - spogląda na mnie, a w jej oczach iskrzy się niebezpieczny ogień.

M - Nawet nie waż się jej tknąć! - ostry tembr głosu bruneta stojącego w niedalekim odstępie ode mnie działa niczym najostrzejszy nóż przecinający zgęstniałą atmosferę.

N - Bo co?! - nic sobie z gróźb Marcina nie robi, a wręcz uśmiecha się jeszcze wredniej. - Bo mnie ukażesz? W końcu to Ty! - tym razem znowu na mnie patrzy. - Zabrałaś mi to co najbardziej kochałam więc. - i w tej samej oto sekundzie wyjmuje z zza swoich pleców połyskujący czarnym metalem pistolet. - Pozbędę się Ciebie i będę mogła odzyskać Marcinka już na zawsze.

M - Nie zrobisz tego!

N - A chcesz się przekonać? - spogląda na niego przelotnie, a następnie i na mnie. - Jakieś ostatnie słowa, życzenia Chaplin?

Nie odpowiadam przez kolejne dziesięć sekund, a czas tak nagle się dla mnie zatrzymuje. Przez chwilę jeszcze racjonalnie kontaktuję po czym i przymykam oczy gdyż w tle słyszę ten sam huk. A kiedy i mija kolejne pięć sekund, a ja nadal nie czuję charakterystycznego bólu i żadna ciemność mnie nie ogarnia otwieram oczy, a to co widzę przed sobą kompletnie zwala mnie na łopatki, a serce wprawia w przerażenie.

L - Marcin! - pisk, który wydobywa się z mych ust od razu łączy się z zduszonym w piersi szlochem.

On leży u podnóża moich stóp, a z jego klatki sączy się intensywna, czerwona ciecz.

L - Marcin Ty debilu kto Ci kurwa kazał?! - wykrzykuję zdejmując swoje okrycie jak i przyciskając je do rany postrzałowej. - Kto ja się pytam?! Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie osłoniłeś?! To ja miałam zginąć, nie Ty!

Rozprzestrzeniający się w mojej klatce piersiowej ból, a jednocześnie świadomość, że mam w ramionach mojego ukochanego chłopaka sprawiły, że chcę jak najszybciej mu pomóc.

M - Z-zrob-biłem t-to b-bo Cię k-kocha-am L-lexy.

Jego ciało wije się w konwulsjach boleści, a twarz zaczyna przypominać białą kartkę. Łzy wylewają się z jego szmaragdowych oczu, usta zaś przybierają purpurowy kolor.

L - Nie możesz mnie zostawić słyszysz?! Nie możesz kurwa! - krzyczę. - Nie po tym co się między nami stało! Nie po tym jak mieliśmy w niedalekiej przyszłości stać się małżeństwem!

Czas chłopaka się kończy, a ja muszę jeszcze trochę wytrwać.

M - P-przek-każ Emily, ż-że t-tatuś ją b-bardzo k-koch-ha.

L - Nawet nie waż się tak mówić! - ja nie płakałam, ja wyłam i cierpiałam jednocześnie.

Marcin odchodził dlatego też gdy jego głowa powoli opadała mi na kolana, a oddech stawał się coraz to płytszy uniosłam głowę ku sufitowi i gorzko zapłakałam.

L - Potrzebuję go babciu, słyszysz?! Potrzebuję! Dlatego jeśli masz tę moc sprawczą od Boga to nie pozwól i jemu teraz odejść! Słyszysz!? Nie pozwól! Proszę!

GOŹDZIKI - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz