-64-

18 4 0
                                    

Kiedy tego poranka Marcin wyjechał w interesach czuję się dziwnie, dziwnie samotna. I mimo iż nasza przyszłość została już perfidnie nakreślona mianem przegranej w związku z powrotem niejakiej tam Natsu tak obecność jego samego w moim życiu zawsze dodawała mi i w sumie to nadal tej otuchy dodaje. 

Marcin: Mam nadzieję, że Twój dzień będzie o niebo lepszy niż mój. 

Na dźwięk wibracji unoszę telefon do wysokości oczu. A gdy i zablokowany ekran przysłania pojedyncza oraz wysłana zaledwie kilka minut temu wiadomość szczerze się uśmiecham. Mężczyzna kilka razy dziennie wysyła mi podobne sms-y aczkolwiek na szczęście nie jest przy tym nachalny. Wręcz z dbałością i ostrożnością cobynajmniej dziecka podchodzi do naszej relacji. 

Lexy: Póki co to jeszcze się nie skończył więc średnio by go ocenić, ale mimo wszystko dziękuję Ci za te piękne słowa Dubi. 

Nie wiem czemu napisałam Dubi, ale chyba tak podpowiadało mi serce. 

Marcin: Daj spokój Lexuś, nawet się nie gniewam 😉

Chichoczę i przez ułamek sekundy zastanawiam się nad odpowiedzią. Niestety. Pomysł nie nadchodzi wobec czego wysyłam mu tylko zwykłe, czerwone serduszko i odkładam telefon z powrotem na poduszkę. Czuję się szczęśliwa. W umyśle ciągle przelatują mi wspomnienia wczorajszego popołudnia, a na pościeli widoczne są pojedyncze promienie wiosennego słońca.

A kiedy i nadchodzi odpowiednia pora by wstać z łóżka dokładnie to robię. I mimo iż za oknem robi się naprawdę ciepło tak wewnątrz siebie nagle czuję chłód. Coś jakby nieznanego pchało mnie do pokoju babci.

L - Babciu? - wołam w cichą przestrzeń lecz gdy nie odpowiada pukam do jej sypialni, a następnie i uchylam drzwi. - Śpisz? 

Kobieta leży w łóżku przykryta białą kołdrą, twarz ma lekko bladą, a słońce już prawie całkowicie oświetliło jej mały azyl. 

L - Czy coś Ci może podać babciu? 

Nie odpowiada co jest do niej nie podobne. 

L - Pytałam czy czegoś potrzebujesz. - uśmiecham się łagodnie lecz kiedy i ona w dalszym ciągu milczy zmuszona jestem przy niej usiąść.  

BL - G-gwiazdeczko... - gdy wypowiada owe słowa dopiero wtedy słyszę jak jej głos jest słaby i praktycznie nie podobny do wczorajszego przy obiedzie czy następnie i kolacji, którą wspólnie zjadłyśmy. - W myśl dawnej piosenki wszystko ma swój czas. 

Nie rozumiem i chyba wcale nie chcę rozumieć. 

L - Ale o czym Ty mówisz? - ściskam jej jak lód zimną dłoń oraz spoglądam w jej pół przymknięte oczy.

BL - Odchodzę skarbie. 

W moich oczach wzbierają się pierwsze łzy, a oddech staje się płytszy. Zaczynam panikować jak nigdy wcześniej. Boję się straty. Boję się, że sobie nie poradzę. Boję się zostać sama z Emily.

BL - Nie mniej jednak pamiętaj proszę, że zawsze będę Cię kochać. - szepcze biorąc jeden głębszy wdech. - I zawsze będę tu w Twoim dobrym, złotym serduszku. - wskazuje dłonią na moje serce. - Pamiętaj, że musisz być silna! Musisz żyć dalej. Musisz wychować Emily na porządną, mądrą kobietkę. Musisz poślubić Marcina.

Na ostatnie słowa staruszki cicho chichoczę albowiem wiem, że jest to nie realne. 

A może jednak? 

BL - Obiecaj mi to jak kiedyś obiecałaś, że będziesz szczęśliwa. - ociera moje łzy. 

L - Kocham Cię Zosiu. - pochylam się nad nią oraz kładę głowę na jej klatce piersiowej, która tak właściwie wykonuje ostatnie uniesienia. - I tak obiecuję Ci to. I tak nigdy o Tobie nie zapomnę.

BL - A ja o Tobie moje najsłodsze kochanie.

Ostatnie słowa babci brzmią jak szept. Jak najpiękniejsza piosenka. Jak najznakomitsza nuta. Jak niepodważalnie wyidealizowany wiersz. Jak coś nie oczywistego. Jak coś co łączy i kończy jednocześnie. Innymi słowy jak czysta harmonia. 

BL - Ucałuj ode mnie także Emily i przekaż Marcinowi, że mimo iż nie był moim prawowitym wnukiem tak w mojej pamięci zawsze nim zostanie, dobrze? 

Pomimo tego, że nie widzę jej wyraźnie, a mój oddech jest znacząco przyspieszony potakuję. 

L - Jesteś najlepszym fragmentem mojej historii babciu. - szepczę po chwili gładząc jej dłoń. - Gdyby nie Ty to nie wiem co by ze mną było. 

BL - A gdyby nie Ty dziecko to... - ponownie przerywa albowiem stwierdzony już jakiś czas temu kaszel ostro daje się we znaki. - To umarłabym zapewne w domu spokojnej starości, a tak to mogę umrzeć w domu. W miejscu gdzie wszystkie się kochałyśmy i w dalszym ciągu jesteśmy kochane. Czy to nie piękne Lexuniu?

Babcia wykonuje ostatnie tchnienia.

Jej czas się kończy.

To jest już tak zwane pożegnanie.

 L - Piękne babciu, a nawet bardzo piękne. - delikatnie krzywię się przez łzy. - Kocham Cię. 

BL - A ja kocham Ciebie i raczej nigdy, przenigdy nie przestanę. - uśmiecha się cieplutko po czym i zamyka swe szaroniebieskie oczy, a mnie ogarnia nieprzyjemna pustka. 

GOŹDZIKI - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz