-21-

42 3 0
                                    

Marcin siedział w ciszy jeszcze przez kolejne dziesięć minut. Jego ręce nadal drżały, oczy pozostawały zamknięte, a ciepły, nieco niespokojny oddech owiewał moją twarz od czasu do czasu. 

L - Marcin? - zaczęłam bardzo ostrożnie. - Czy jest Ci choć trochę lepiej?

Jednak on nie odpowiedział.

W dalszym ciągu siedział na ławeczce, a ja spojrzałam z troską na jego blade oblicze.

L - A i nie pytam by pogorszyć Twój stan, ale by Ci ewentualnie jeszcze pomóc. 

M - Ale nie musisz. W końcu sama Twa obecność to zrekompensowała. - odpowiedział po chwili brunet już o wiele spokojniej. - Z resztą ta dziewczynka... 

I w tym oto momencie jego oczy zaszły łzami, a padające na nie słońce jeszcze bardziej je uwydatniły i chcąc nie chcąc rozświetliły. 

M - Ja po prostu nie byłem na to gotów. To stało się tak nagle. Tak cholernie nieoczekiwanie. 

Nie wiedziałam co zrobić. Więc kiedy i w jego oczach oprócz łez dostrzegłam także gniew, ale i lekki przebłysk lęku objęłam go ramieniem, a głowę umieściłam wprost na jego torsie.

L - Niezależnie o czym mi opowiesz wiedz proszę, że jestem tu dla Ciebie Marcin. Możesz mi zaufać.

M - Ufam Ci Lexy. Ba! Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. - odetchnął głęboko po czym i kontynuował. - A więc chodzi oto, że kiedyś no może nie kiedyś, bo dokładniej to mówiąc kilka lat temu miałem siostrę Tosię. Była ona słodka, urocza, a do tego niesamowicie wesolutka. Taka prawie do schrupania. - zaśmiał się nerwowo. - Byliśmy nierozłączni, a duża różnica wieku nawet nam nie przeszkadzała. Ja ją kochałem i się nią opiekowałem, a ona w zamian również mnie kochała i uwielbiała się do mnie tulić. Niestety do czasu. 

L - Jeśli nie chcesz mówić nie mów. Widzę, że to dla Ciebie ciężkie.- zdałam się na pogłaskanie jego splecionej z moją drugą dłonią dłoni. 

M - To było jak nieoczekiwany grom z jasnego nieba. Był piątek i jak co tydzień szedłem z Tosiunią po szkole na lody. Niestety tego feralnego dnia kiedy wyszliśmy zza ulicy zatrzymał nas pewien pan. Z początku myślałem, że jest on normalny, ale nie. W pewnej chwili uderzył mnie mocno w brzuch, a Tosię, a Tosię wyrwał mi z rąk oraz przystawił jej broń do skroni. Krzyczał, że ją zabije, a ja nie mogłem nic zrobić. Próbowałem wołać o pomoc lecz w tamtej oto chwili pojawił się drugi równie silnie napakowany co ten typ chłopak i na oczach siostry ponownie cisnął mnie na chłodny chodnik oraz walnął z pięści w brzuch. 

Wstrzymałam zszokowana oddech. 

Ten biedny chłopak tyle przeżył, a teraz jeszcze jakiś czas temu zerwała z nim dziewczyna oraz dostał ataku paniki. 

M - Myślałem, że uda mi się ją odbić z rąk oprawców. Niestety byłem zbyt słaby. - dopowiedział, a łzy co raz to szybciej zaczęły spływać po jego policzkach. - W końcu ją zabrali, a kiedy i po tygodniu zażądali okupu czułem się źle. Czułem, że zawiodłem. Że mogłem ją bardziej chronić. Że jestem bratem do niczego. 

L - Ależ oczywiście, że nie byłeś bratem do niczego Marcin. - skierowałam jego podbródek w moją stronę. - Po prostu takich sytuacji nie da się przewidzieć. A to co się wydarzyło wcale nie było Twoją wina. 

Marcin westchnął ciężko i po raz kolejny spojrzał w dal. 

M - Może gdybyśmy nie wracali tamtą drogą wszystko potoczyłoby się inaczej. 

L - Tego nie wiemy, a tymczasem. - przerwałam by i uśmiechnąć się do niego delikatnie. - Nie myśl o tym, a przytul się do mnie i pomyśl o czymś przyjemnym. O czymś co sprawia Ci naprawdę największą radość.




GOŹDZIKI - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz