Marcin siedział w ciszy jeszcze przez kolejne dziesięć minut. Jego ręce nadal drżały, oczy pozostawały zamknięte, a ciepły, nieco niespokojny oddech owiewał moją twarz od czasu do czasu.
L - Marcin? - zaczęłam bardzo ostrożnie. - Czy jest Ci choć trochę lepiej?
Jednak on nie odpowiedział.
W dalszym ciągu siedział na ławeczce, a ja spojrzałam z troską na jego blade oblicze.
L - A i nie pytam by pogorszyć Twój stan, ale by Ci ewentualnie jeszcze pomóc.
M - Ale nie musisz. W końcu sama Twa obecność to zrekompensowała. - odpowiedział po chwili brunet już o wiele spokojniej. - Z resztą ta dziewczynka...
I w tym oto momencie jego oczy zaszły łzami, a padające na nie słońce jeszcze bardziej je uwydatniły i chcąc nie chcąc rozświetliły.
M - Ja po prostu nie byłem na to gotów. To stało się tak nagle. Tak cholernie nieoczekiwanie.
Nie wiedziałam co zrobić. Więc kiedy i w jego oczach oprócz łez dostrzegłam także gniew, ale i lekki przebłysk lęku objęłam go ramieniem, a głowę umieściłam wprost na jego torsie.
L - Niezależnie o czym mi opowiesz wiedz proszę, że jestem tu dla Ciebie Marcin. Możesz mi zaufać.
M - Ufam Ci Lexy. Ba! Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. - odetchnął głęboko po czym i kontynuował. - A więc chodzi oto, że kiedyś no może nie kiedyś, bo dokładniej to mówiąc kilka lat temu miałem siostrę Tosię. Była ona słodka, urocza, a do tego niesamowicie wesolutka. Taka prawie do schrupania. - zaśmiał się nerwowo. - Byliśmy nierozłączni, a duża różnica wieku nawet nam nie przeszkadzała. Ja ją kochałem i się nią opiekowałem, a ona w zamian również mnie kochała i uwielbiała się do mnie tulić. Niestety do czasu.
L - Jeśli nie chcesz mówić nie mów. Widzę, że to dla Ciebie ciężkie.- zdałam się na pogłaskanie jego splecionej z moją drugą dłonią dłoni.
M - To było jak nieoczekiwany grom z jasnego nieba. Był piątek i jak co tydzień szedłem z Tosiunią po szkole na lody. Niestety tego feralnego dnia kiedy wyszliśmy zza ulicy zatrzymał nas pewien pan. Z początku myślałem, że jest on normalny, ale nie. W pewnej chwili uderzył mnie mocno w brzuch, a Tosię, a Tosię wyrwał mi z rąk oraz przystawił jej broń do skroni. Krzyczał, że ją zabije, a ja nie mogłem nic zrobić. Próbowałem wołać o pomoc lecz w tamtej oto chwili pojawił się drugi równie silnie napakowany co ten typ chłopak i na oczach siostry ponownie cisnął mnie na chłodny chodnik oraz walnął z pięści w brzuch.
Wstrzymałam zszokowana oddech.
Ten biedny chłopak tyle przeżył, a teraz jeszcze jakiś czas temu zerwała z nim dziewczyna oraz dostał ataku paniki.
M - Myślałem, że uda mi się ją odbić z rąk oprawców. Niestety byłem zbyt słaby. - dopowiedział, a łzy co raz to szybciej zaczęły spływać po jego policzkach. - W końcu ją zabrali, a kiedy i po tygodniu zażądali okupu czułem się źle. Czułem, że zawiodłem. Że mogłem ją bardziej chronić. Że jestem bratem do niczego.
L - Ależ oczywiście, że nie byłeś bratem do niczego Marcin. - skierowałam jego podbródek w moją stronę. - Po prostu takich sytuacji nie da się przewidzieć. A to co się wydarzyło wcale nie było Twoją wina.
Marcin westchnął ciężko i po raz kolejny spojrzał w dal.
M - Może gdybyśmy nie wracali tamtą drogą wszystko potoczyłoby się inaczej.
L - Tego nie wiemy, a tymczasem. - przerwałam by i uśmiechnąć się do niego delikatnie. - Nie myśl o tym, a przytul się do mnie i pomyśl o czymś przyjemnym. O czymś co sprawia Ci naprawdę największą radość.
CZYTASZ
GOŹDZIKI - LEXY I MARCIN
Romance- Nigdy w życiu nie byłem ani trochę dobry w wyznaniach dlatego też po prostu wiedz proszę o tym, że za każdym razem kiedy dawałem Ci te może bez znaczące goździki miałem na myśli dokładnie to co one oznaczają. - szepnął nieśmiało ciemnooki po czym...