L - Tooo? - przeciągnęłam ostatnią literkę specjalnie. - Dokąd idziemy?
Drzwi od cukierni zamknęły się za nami z charakterystycznym hukiem natomiast stojący nieopodal nas, bo za oknem pan Terence szczerze się do nas uśmiechał.
M - Właściwie to mam pewien pomysł. - mruknął Marcin, a ja spojrzałam na niego od razu z błyskiem w oku. - Pójdziemy do kwiaciarni odwiedzić panią Anetkę.
L - To w takim razie nie pozostaje mi nic innego niż pozwolić Ci się tam prowadzić haha. - zachichotałam słodko po czym i wyruszyliśmy w naszą drogę.
Pogoda tego dnia była szczególnie piękna. Słońce ogrzewało nas po plecach, na niebie przemieszczały się pierzaste obłoki, a delikatny i nieco chłodniejszy wiaterek sprawiał, że nie było nam ani trochę duszno. Sporo ludzi tak jak my spacerowało ulicami Warszawy lecz znaleźli się i tacy w autach, hulajnogach elektrycznych.
Szliśmy szybko, ale ostrożnie. Minęliśmy park, którym to zawsze przechadzałam się i w sumie to nadal przechadzam kiedy to idę z pracy i do pracy. Przeróżnorakie, kolorowe sklepiki. Budkę z lodami gdzie niegdyś próbowałam zacząć pracę czy uczelnię wyższą Julki.
W każdym bądź razie.
Spacerowaliśmy już tak z około pięciu minut w przyjemnej ciszy kiedy to ni stąd ni zowąd stanęliśmy przed uroczym, białym budynkiem. Za dużymi wykonanymi ze szkła oknami piętrzyła się nieskazitelna wystawa, a ja już po samych ich kształtach rozpoznałam iż były to wystawne oraz niesamowicie zapewne pachnące tulipany, róże, hiacynty i...
Goździki.
pA (pani Anetka) - Oo a kogo moje oczy widzą?
Siwe, ułożone za uszy włosy, pomarszczona cera, a mimo to szczupła i wysoka sylwetka. A na dodatek te piękne, a jednocześnie łudząco podobne do oczu bruneta oczy tejże pani.
M - Anetko to jest Lexy, Lexy to jest... - i zanim zdążył cokolwiek dopowiedzieć siwowłosa staruszka podeszła do mnie oraz wyciągnęła w moją stronę dłoń.
pA - Witaj Lexy, jestem Anetka. Niezmiernie miło mi Cię w końcu poznać.
L - Lexy, a dokładniej mówiąc przyjaciółka Marcina. - odparłam.
pA - Wiem wiem. Marcin dużo mi o Tobie mówił.
Spojrzałam na niego pytająco.
pA - Z resztą nie ważne! - machnęła zlewczo dłonią. - Powiedzcie mi lepiej słodziutcy co Was do mnie sprowadza.
M - Chcielibyśmy kupić Lexy jakieś kwiaty.
Słucham?
Dlaczego ja nic nie wiem?
pA - Ah tak oczywiście. - pisnęła podekscytowana kobieta. - Jakiś wyszukany rodzaj? Kolor? Mam irysy. O i astry! Może jednak skusisz się na róże?
L - Hmm to może niech będą, niech będą? - udałam zamyśloną po czym i okręciłam się dookoła własnej osi.
pA - Oo taak, cudowny wybór złotko! - skwitowała po zaledwie chwili tuż przy moich uchu przekochana siwowłosa. - Goździki są naprawdę świetne w tym sezonie. Już pakuję!!
I nim się szczerze mówiąc obejrzałam staruszka wyjęła je ostrożnie z ogromnego, ceramiczno-białego wazonu, a następnie i pognała wprost do lady, a tym samym kasy. W międzyczasie spojrzałam także na bruneta, który o dziwo stał już przy kasie i wyjmował swoją kartę.
M - A teraz uwaga, bo zaklinam Cię na wsze czasy. Masz już teraz nic nie mówić. - oznajmił kiedy to się do niego zbliżyłam. - I tak, nie przyjmuję żadnej odmowy. - dodał na co lekko przymrużyłam swe powieki. - No co?
Wzruszyłam ramionami.
CZYTASZ
GOŹDZIKI - LEXY I MARCIN
Romance- Nigdy w życiu nie byłem ani trochę dobry w wyznaniach dlatego też po prostu wiedz proszę o tym, że za każdym razem kiedy dawałem Ci te może bez znaczące goździki miałem na myśli dokładnie to co one oznaczają. - szepnął nieśmiało ciemnooki po czym...