-7-

72 3 2
                                    

Przetańczyłam z Marcinem właśnie z chyba już piątą piosenkę. Wewnątrz mego ciała wirowały wówczas przeróżnorakie emocje, serce biło jak szalone, dźwięki stawały się coraz to bardziej odległe, a nogi powoli, ale jednak odmawiały posłuszeństwa.

M - Ej Lexy wszystko w porządku? - zaczął ewidentnie zaniepokojony. - Wyglądasz jakbyś się źle czuła. 

L - Nie nie wszystko jest w porządku. - odparłam słabo. - A co do mojego samopoczucia to...

I zanim zdążyłam cokolwiek skończyć osunęłam się na ziemię w męskie, a do tego niesamowicie silne ramiona samego Marcina. 

| skip time jakiś nieokreślony bliżej czas później |

Kiedy po jakimś nieokreślonym bliżej czasie otworzyłam swoje duże, ciemne oczy poczułam pulsujący ból głowy. Dookoła mnie dominowała niepodważalna sterylność oraz biel, a w niedalekiej odległości od ucha usłyszałam równe aczkolwiek intensywnie wyraźne pikania. Do ręki podpiętą miałam ogromną kroplówkę, na ciele poprzyczepiane kolorowe elektrody korygujące pracę serca, a na stołeczku obok siedział...

MARCIN?! 

M - Oh jakie to szczęście, że się w końcu obudziłaś Lexy. - zaczął z lekka wypranym oraz  zduszonym przez zapewne wiele emocji głosem. - Nawet nie wiesz jak się o Ciebie martwiłem. 

On się o mnie martwił?!

L - Marcin, ale ja.. - przerwałam by i przełknąć zalegającą w moim gardle ślinę. - Naprawdę Cię przepraszam. 

M - Ależ za co słonko? 

Słonko?! - a to ci kolejne zaskoczenie. 

M - W końcu najważniejsze jest, że jesteś cała i zdrowa, a omdlenie nie spowodowało jakichś gorszych komplikacji. - dopowiedział po czym i lekko chwycił moją dłoń. - Potrzebujesz może teraz czegoś? Wezwać lekarza? Pielęgniarkę?

L - Nie, nie trzeba. - odpowiedziałam słabo się uśmiechając.

M - Jesteś pewna?

L - Tak, ale...

I wtedy mój wzrok padł na jego posiniaczone, drżące niebezpiecznie oraz w niektórych miejscach porozdrapywane dłonie. 

L - Co Ci się stało w dłonie?

M - Praktycznie to nic takiego wielkiego, daj spokój haha. - zaśmiał się nerwowo, a jednocześnie przegryzł wargę. 

L - Nic wielkiego Marcin?! Przecież to wygląda strasznie! - oznajmiłam roztrzęsionym głosem. - Poza tym w te krwiste rany może wdać się zakażenie!

M - Na szczęście ten etap mam już za sobą także nie martw się na wyrost Lexy. 

L - Aha czyli ja nie mogę się o Ciebie martwić, ale za to Ty. - wskazałam na niego z lekko uniesionym palcem wskazującym. - Możesz tak? 

M - Tak, bo mi na Tobie zależy. 



GOŹDZIKI - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz