-17-

47 2 0
                                    

(ogólnie to chyba o tym nie wspomniałam, ale przez to, że jestem aktualnie na wakacjach to rozdziały pojawiają się tak jak tylko możliwość ich pisania mi na to pozwala)

| skip time około dwóch tygodni później od wesela |

A - Wyłożyłabyś proszę te oto rogalki na blasze i zmieniła ich cenę? - zapytała uprzejmie Agata wciskając mi w dłoń ową, wypełnioną aż po brzegi foremkę na co z automatu oblizałam swoje usta.

L - Ale tylko pod warunkiem, że jednego z nich będę mogła zjeść. - oznajmiłam słodkim głosikiem, a jednocześnie spoglądając na mą koleżankę miną nie jakiego Morta z bajki o pingwinach z Madagaskaru.

A - Zgoda, ale dopiero wtedy kiedy będziesz miała przerwę. 

L - Okey, dziękuję! - podziękowałam po czym i w ostrożnych podskokach wróciłam przed ladę przy której od strony tak zwanego klienta siedział uśmiechnięty oraz co nieco pochłonięty nauką Marcin.

M - A cóż to tak pięknie pachnie? - odezwał się chłopak nagle. 

L - Aaa rogaliki z nadzieniem pistacjowym. Chcesz spróbować?

M - A mogę? 

L - No pewnie! - odpowiedziałam spokojnie, a następnie i przepołowiłam jednego w pół po czym i jedną z połówek zjadłam sama, a drugą podałam chłopakowi.

M - Mm one są naprawdę przepyszne! - zachwycał się brunet po chwili.

L - A nie mówiłam? 

Kiedy dzisiaj około jedenastej z minutami do mojej kawiarenki po raz kolejny przybył brunet byłam co najmniej ucieszona jak i nieco zaskoczona. Co ciekawe nie miał on goździków, a jedynie torbę. Torbę szarą. Materiałową. Średniego rozmiaru. A we torbie książki i macbooka. 

L - No to co? Jeszcze jedno kolokwium i wakacje? - zagadnęłam specjalnie patrząc wprost na jego notatki.

M - Tak mówią, ale czy profesor Smith's nie zrobi nam wejściówki na ostatnim zaliczeniu to zupełnie inna bajka. 

I miałam właśnie odpowiedzieć, że na sto procent nie, bowiem byłoby to w mej opinii nie o tyle nie zbyt fajne co nie adekwatne jak na koniec roku gdy ni stąd ni zowąd drzwi od cukierni otworzyły się, a w ich progu stanął nie kto inny niż mój szef. 

pT - Witaj Lexy znowu zagadujesz swych klientów? 

L - Oczywiście aczkolwiek wie pan przecież, że pomimo wszystko wkładam w pracę całe swoje serce. - wybroniłam się niewinnie. - Z resztą jakie znowu haha?

pT - A takie, że nie pierwszy raz widzę jak rozmawiasz z tym oto młodzieńcem w czasie pracy. - stwierdził mężczyzna swoim ciepłym i spokojnym głosem wchodząc wprost za ladę jak i przyglądając się mojemu Marcinowi. 

L - Chce mi pan powiedzieć, że po nocach obgaduje pan swych pracowników? 

pT - Ja po prostu o Was dbam. - mruknął, a następnie zniknął gdzieś w zapleczu.

M - Taki szef to skarb. 

L - Oooo tak! Zdecydowanie. 

GOŹDZIKI - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz