-42-

21 3 0
                                    

(ewentualne poprawki zrobię zaraz po powrocie z uczelni albowiem w momencie publikacji jeszcze na niej jestem)

Kiedy tak właściwie osiem minut później pojawiłam się w salonie w jego mojej ulubionej sukience chłopak już tam stał i przyglądał się światu. Za oknem nadal szalała rzęsista ulewa, a gdy i ten wcześniej wspomniany chłopak zorientował się iż stanęłam już tam obok niego uśmiechnął się pogodnie po czym i przeskanował mnie swym badawczym wzrokiem.

M - Ja wiedziałem, że jesteś piękna Lexy, ale nie myślałem, że aż tak PIĘKNA. - stwierdził uśmiechając się cwanie na co jedynie zareagowałam prychnięciem. - No co?

L - Nic? - odpowiedziałam zdezorientowana.

M - No ja mam nadzieję, że nic. - ponownie się uśmiechnął, a następnie i kiedy nasze klatki piersiowe się ze sobą zderzyły, dłonie połączyły, a wzrok spotkał otworzył skrzydło balkonowe, a mnie ogarnął chłód.

L - Długo będziemy tak jeszcze bezsensownie stać?

Brunet zachichotał, wprowadził mnie na balkon, a tym samym zimne, marmurkowe kafelki, a woda radośnie zachlupała nam pod stopami.

M - Lexy Moniko Shanté Chaplin czy uczynisz mi ten zaszczyt i ze mną zatańczysz? - ukłonił się, a jednocześnie patrzył mi głęboko w oczy.

Wręcz czułam ten jego wzrok na sobie. Czułam ten ogień, który przyjemnie palił, to pożądanie z, którym walczył oraz tą miłość od niego bijącą.

L - Pytałeś już oto w pokoju głuptasku, ale tak zatańczę z Tobą. - oddałam uśmiech. - O ile rzecz jasna będziesz mnie w nim prowadził.

Zielonooki nie odpowiedział jak to miał w zwyczaju po czym i w mgnieniu oka ujął mnie ponownie w talii oraz kołysząc nami delikatnie zaczął wykonywać pierwsze kroki. Klatka piersiowa dygotała mi z zimna i emocji, a on sam rozgrzewał mnie od środka swoim sercem, a właściwie jego intensywnym biciem. Dookoła nas nie istniało nic poza nami oraz morzem. Zimne krople spływały nam po ciałach i twarzy aczkolwiek co do tego drugiego nie mieliśmy pretensji ani żadnych względnych zastrzeżeń. Krótko mówiąc spijaliśmy je sobie z ust co jakiś czas się całując. Żeby tego było jeszcze mało Marcin w pewnej chwili zaczął nucić jakąś piosenkę. I mimo iż z początku uznałam, że jej nie znam tak po kilkunastu sekundach rozpoznałam w niej utwór samego Elvisa Presleya.

M - Wise men say... - zaczął szeptać w moje usta, a ja oplotłam jego szyję chłodnymi dłońmi. - Only fools rush in.. But I can't help falling in love with you... Shall I stay? Would it be a sin... If I can't help falling in love with you?  - i znów mnie obrócił. - Take my hand.. Take my whole life too.. For I can't help falling in love with you... For I can't help falling in love with you. 

I tak co chwila, a ja już wówczas odpływałam. 

Nie liczyło się dla mnie to, że prawdopodobnie po tym incydencie się rozchorujemy. 

Nie liczyło się, że obmywał nas deszcz. 

Liczyło się tylko to, że była to nasza chwila i to, że byliśmy w niej razem. 

GOŹDZIKI - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz