(z racji na to, że widzimy się już po raz drugi dzisiaj pragnę raz jeszcze życzyć Wam wszystkim Wesołych Świąt, smacznego jedzonka, miłej oraz co najważniejsze rodzinnej atmosfery, a jednocześnie poinformować Was, że akcja codziennych rozdziałów zostaje przedłużona do Sylwestra - mam nadzieję, że się cieszycie)
Siedzimy na balkonie w niezmiennym pod względem wyglądu mieszkaniu Marcina. Księżyc delikatnie oświetla nasze twarze, a wiatr delikatnie kołysze okolicznymi drzewami i krzewami. Jest chłodno, ale przyjemnie. Zupełnie tak jak tej nocy, której się poznaliśmy. I której nigdy nie zapomnę.
M - Położę ją w mojej sypialni. - słyszę szept tuż przy uchu, a po odwróceniu się w stronę odgłosu widzę jak brunet chwyta lekkie ciałko swojej córki w dłonie i wynosi ją z balkonu.
To właśnie też w tamtym momencie uciekam myślami w inny wymiar czasu.
Wyobrażam sobie nas razem. Wyobrażam dom, który wspólnie tworzymy. Wyobrażam panujące w nim szczęście i miłość. Widzę tam również szczęśliwą babcię Zosię, Emily, mnie i Jego. Tego pierdolonego bruneta, którego pokochałam, który mnie zranił i, którego nadal chyba skrycie kocham. W końcu przecież w momencie narodzin Emily mu wybaczyłam. Bo nie o tyle co podarował mi wieczną cząstkę siebie o tyle wiedziałam, że ból jaki mi podczas porodu towarzyszył wszystko ze mnie wyparł i pozostawił zapomnieniu.
M - Lexy? - jego zaniepokojony i lekko ochrypły głos budzi mnie ze stanu w, którym to przez ostatnie chwile tkwiłam. - Wszystko w porządku? Dziwnie zbladłaś.
Przełykam ślinę i na niego spoglądam.
L - Chyba tak. - odpowiadam krótko.
M - Ale tylko chyba?
I dlaczego do cholery jasnej jesteś taki podejrzliwy?
L - Tak, w końcu chyba nie powinnam była pić tego wina.
Chłopak delikatnie się śmieje, a jego mięśnie na całym ciele są podejrzanie spięte.
M - Wiesz co pójdę sprawdzić czy Twoja księżniczka śpi, a Ty w tym czasie może skorzystasz z łazienki?
L - Sugerujesz mi, że śmierdzę?
M - Nie hahaha. - śmieje się po raz kolejny w ten charakterystyczny dla niego sposób przez co i moje usta formują się w uśmiech, a następnie i wydają cichy odgłos. - Swoją drogą gdyby ktoś Ci tego nie powiedział to wyglądasz dzisiaj naprawdę przepięknie Lexu.. Lexy. - poprawia się przy ostatnim słowie po czym i tak jak zapowiedział tak też wychodzi z balkonu i kieruje się ku sypialni w, której śpi moja, a właściwie powinnam rzec iż nasza córka.
CZYTASZ
GOŹDZIKI - LEXY I MARCIN
Romance- Nigdy w życiu nie byłem ani trochę dobry w wyznaniach dlatego też po prostu wiedz proszę o tym, że za każdym razem kiedy dawałem Ci te może bez znaczące goździki miałem na myśli dokładnie to co one oznaczają. - szepnął nieśmiało ciemnooki po czym...