Kiedy tego poranka otwieram posklejane zapewne wcześniej wylanymi łzami oczy jestem w swojej sypialni, w swoim mieszkaniu. Za oknem świeci poranne, blade słońce, a dookoła jest dziwnie cicho i spokojnie. A kiedy i po odwróceniu się na drugi bok spostrzegam iż poduszka obok jest pomięta dociera do mnie, że spał tu nie kto inny niż Marcin Dubiel.
M - Mam nadzieję, że pomimo ostatnich przykrości dobrze spałaś. - na dźwięk jego ciepłego, kojącego głosu odwracam się ku drzwiom, a moim oczom ukazuje się on, a także moja córeczka wtulona w niego jak w najfajniejszego misia pluszowego.
L - Mogło być lepiej, ale nie było też tragicznie. - odpowiadam zduszonym głosem oraz od razu do nich podchodzę. - Jak tam się dziś czujemy moja królewno? - dodaję gładząc szatynkę po głowie, a następnie i obdarzając jej czółko słodkim pocałunkiem.
E - Średnio mamo. Tęsknię za babcią.
Widocznie Marcin przekazał jej tą przykrą wiadomość aczkolwiek wcale nie mam mu tego za złe. Wręcz jestem mu za to dozgonnie wdzięczna.
L - Uwierz Emy, że ja też za nią tęsknię.
Brunet spogląda na nas dwie i smutno się uśmiecha. W jego oczach błyszczy troska.
M - Nawet ja nie byłem z nią związany, a za nią tęsknię. - oznajmia po chwili. - Nie mniej jednak myślę, że jest z Was obu dumna i teraz będzie się o Was troszczyć z... o tam nieba. - wskazuje palcem na okno, a dokładniej pojedyncze chmury. - No chodź.
Hm?
M - Widzę przecież, że cierpisz. - unosi lewe ramię albowiem na prawym przytrzymuje Emily. - Lexy?
Nie odpowiadam tylko jak w transie pozwalam zaprowadzić się w objęcia mężczyzny, który zaraz potem mocno do mnie przylega. Jego rześkie, męskie perfumy delikatnie drażnią moje nozdrza, a subtelne palce głaszczą moje ramiona i plecy, a delikatność jaką przy tym geście zachowuje przyprawia mnie o szybsze bicie serca oraz dreszcze.
[***]
Kiedy po jakimś i w sumie to nieokreślonym bliżej czasie ponownie uchylam powieki jestem tym razem w salonie. Emily bawi się domkiem dla lalek, który podarowałam jej na jej siódme urodziny, a chłopak stoi w kuchni i rozmawia przez telefon.
M - Tak. - zwraca się do osoby po drugiej stronie odbiornika. - Oczywiście. Nie ma problemu. W rzeczy samej.
Co on u licha kombinuje?
M - Tak, tak dziękuję. Do widzenia. - kończy rozmowę, a kiedy i zauważa, że nie śpię przycupuje przy Emily, szepcze jej coś do ucha, a gdy i ta grzecznie opuszcza pomieszczenie siada obok mnie przy stopach. - Rozmawiałem właśnie z księdzem.
Wgryzam się we własną wargę i kiwam głową. Nie chcę znów płakać, ale ten temat wywołuje we mnie jakieś szalone napady rozpaczy.
M - Pogrzeb odbędzie się za tydzień.
L - A co z...?
Nawet nie daje mi dokończyć albowiem od razu kiwa głową.
M - Spokojnie, wszystkim się zająłem.
L - Dziękuję. - posyłam mu słaby uśmiech. - Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo wdzięczna Ci za to wszystko jestem.
M - Może i masz rację aczkolwiek to mój obowiązek Ci pomagać.
Wzdycham, a jednocześnie odwracam wzrok. Nie mam pewności jak powinnam się zachowywać po tym co się między nami wydarzyło, ale też nie chcę stawać między nim, a Natalią. Marcin tak bardzo się na to dziecko cieszy, a ja nie mam na to żadnego wpływu. Tym bardziej jeszcze, że nie chcę go zagarniać dla siebie, a tym samym ograniczać mu kontakty z nim.
L - Wczoraj... - zaczynam po chwili cicho.
Chłopak przybliża się do mnie oraz odgarnia moje włosy z czoła.
L - Chyba byłam za bardzo przewrażliwiona i po prostu...
M - To teraz nie istotne.
L - A noc? Przecież Natsu Cię chyba zamorduje kiedy się dowie, że to u mnie spędziłeś noc, a na dodatek spaliśmy w jednym łóżku.
M - Nie dowie się, bo nawet jej o tym nie powiem.
Spuszczam wzrok, a chłopak układa jedną z dłoni na moim ramieniu i delikatnie je pociera.
L - Nie zmienia to jednak faktu, że spodziewacie się dziecka, a Ty nie możesz jej od tak sobie odtrącać. - oznajmiam ponownie na niego patrząc. - Z resztą nie wybaczyłabym sobie gdyby przeze mnie ci je odebrała.
M - Po pierwsze nie odbierze, bo jak twierdzi jestem tego dziecka ojcem, a po drugie czy możemy o niej nie rozmawiać? Proszę.
To jest totalnie popierdolone. Wręcz irracjonalnie głupie. Że też wydarzyć się musiała taka tragedia abym wreszcie otrzymała od losu to o czym skrycie marzyłam, a teraz nie mogła tego przyjąć.
L - To takie głupie, że spadło to na nas właśnie teraz.
Jego zielone tęczówki połyskują w świetle słabej lampy.
M - A ja właśnie uważam, że owszem jest to głupie, ale i sprawka jakiejś siły wyższej. - uśmiecha się zabawnie poruszając brwiami. - Swoją drogą muszę Ci coś powiedzieć.
L - Tak?
M - Jesteś tak wspaniała, że czasami serio się zastanawiam czy ty naprawdę istniejesz.
L - Wnioskujesz, że jestem aniołem?
Pomimo, że jest to pytanie poniekąd związane z żałobą czy jak kto woli śmiercią tak w obecnej sytuacji uśmiecham się, a temat cierpienia odkładam na plan dalszy.
M - Może nie aniołem, a kimś naprawdę niezwykłym. A i nie chodzi już oto, że nie wierzę, że mi wybaczyłaś błędy przeszłości tylko...
Tym razem to ja nie daję mu skończyć.
L - Akurat tę kwestię wybaczyłam Ci już w momencie rozpoczęcia porodu. - szepczę sama nie wiem czemu. - A ból jaki mi wtedy towarzyszył, a następnie i krzyk Emily tylko potwierdził mi iż podarowałeś mi wieczną cząstkę siebie, która będzie ze mną zawsze wtedy kiedy ty nie będziesz mógł.
M - Ale teraz jestem już z Wami i nic tego nie zmieni.
L - A Natalia?
M - Będzie musiała zrozumieć, że poniekąd jesteśmy ze sobą nierozerwalnie związani i nic ani nikt tego nie zmieni.
Na moją twarz wypływa kolejny, ale i jednocześnie pierwszy szczery uśmiech podczas tej żałoby, a dosłownie kilka sekund później Marcin przyciąga mnie do siebie oraz otacza silnymi ramionami w talii.
CZYTASZ
GOŹDZIKI - LEXY I MARCIN
Romance- Nigdy w życiu nie byłem ani trochę dobry w wyznaniach dlatego też po prostu wiedz proszę o tym, że za każdym razem kiedy dawałem Ci te może bez znaczące goździki miałem na myśli dokładnie to co one oznaczają. - szepnął nieśmiało ciemnooki po czym...