-66-

18 4 0
                                    

Kiedy tego poranka otwieram posklejane zapewne wcześniej wylanymi łzami oczy jestem w swojej sypialni, w swoim mieszkaniu. Za oknem świeci poranne, blade słońce, a dookoła jest dziwnie cicho i spokojnie. A kiedy i po odwróceniu się na drugi bok spostrzegam iż poduszka obok jest pomięta dociera do mnie, że spał tu nie kto inny niż Marcin Dubiel. 

M - Mam nadzieję, że pomimo ostatnich przykrości dobrze spałaś. - na dźwięk jego ciepłego, kojącego głosu odwracam się ku drzwiom, a moim oczom ukazuje się on, a także moja córeczka wtulona w niego jak w najfajniejszego misia pluszowego.  

L - Mogło być lepiej, ale nie było też tragicznie. - odpowiadam zduszonym głosem oraz od razu do nich podchodzę. - Jak tam się dziś czujemy moja królewno? - dodaję gładząc szatynkę po głowie, a następnie i obdarzając jej czółko słodkim pocałunkiem. 

E - Średnio mamo. Tęsknię za babcią. 

Widocznie Marcin przekazał jej tą przykrą wiadomość aczkolwiek wcale nie mam mu tego za złe. Wręcz jestem mu za to dozgonnie wdzięczna. 

L - Uwierz Emy, że ja też za nią tęsknię. 

Brunet spogląda na nas dwie i smutno się uśmiecha. W jego oczach błyszczy troska.

M - Nawet ja nie byłem z nią związany, a za nią tęsknię. - oznajmia po chwili. - Nie mniej jednak myślę, że jest z Was obu dumna i teraz będzie się o Was troszczyć z... o tam nieba. - wskazuje palcem na okno, a dokładniej pojedyncze chmury. - No chodź. 

Hm?

M - Widzę przecież, że cierpisz. - unosi lewe ramię albowiem na prawym przytrzymuje Emily. - Lexy?

Nie odpowiadam tylko jak w transie pozwalam zaprowadzić się w objęcia mężczyzny, który zaraz potem mocno do mnie przylega. Jego rześkie, męskie perfumy delikatnie drażnią moje nozdrza, a subtelne palce głaszczą moje ramiona i plecy, a delikatność jaką przy tym geście zachowuje przyprawia mnie o szybsze bicie serca oraz dreszcze.

[***]

Kiedy po jakimś i w sumie to nieokreślonym bliżej czasie ponownie uchylam powieki jestem tym razem w salonie. Emily bawi się domkiem dla lalek, który podarowałam jej na jej siódme urodziny, a chłopak stoi w kuchni i rozmawia przez telefon. 

M - Tak. - zwraca się do osoby po drugiej stronie odbiornika. - Oczywiście. Nie ma problemu. W rzeczy samej. 

Co on u licha kombinuje?

M - Tak, tak dziękuję. Do widzenia. - kończy rozmowę, a kiedy i zauważa, że nie śpię przycupuje przy Emily, szepcze jej coś do ucha, a gdy i ta grzecznie opuszcza pomieszczenie siada obok mnie przy stopach. - Rozmawiałem właśnie z księdzem.

Wgryzam się we własną wargę i kiwam głową. Nie chcę znów płakać, ale ten temat wywołuje we mnie jakieś szalone napady rozpaczy.

M - Pogrzeb odbędzie się za tydzień. 

L - A co z...?

Nawet nie daje mi dokończyć albowiem od razu kiwa głową.

M - Spokojnie, wszystkim się zająłem.

L - Dziękuję. - posyłam mu słaby uśmiech. - Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo wdzięczna Ci za to wszystko jestem.

M - Może i masz rację aczkolwiek to mój obowiązek Ci pomagać.

Wzdycham, a jednocześnie odwracam wzrok. Nie mam pewności jak powinnam się zachowywać po tym co się między nami wydarzyło, ale też nie chcę stawać między nim, a Natalią. Marcin tak bardzo się na to dziecko cieszy, a ja nie mam na to żadnego wpływu. Tym bardziej jeszcze, że nie chcę go zagarniać dla siebie, a tym samym ograniczać mu kontakty z nim.

L - Wczoraj... - zaczynam po chwili cicho.

Chłopak przybliża się do mnie oraz odgarnia moje włosy z czoła.

L - Chyba byłam za bardzo przewrażliwiona i po prostu...

M - To teraz nie istotne.

L - A noc? Przecież Natsu Cię chyba zamorduje kiedy się dowie, że to u mnie spędziłeś noc, a na dodatek spaliśmy w jednym łóżku.

M - Nie dowie się, bo nawet jej o tym nie powiem.

Spuszczam wzrok, a chłopak układa jedną z dłoni na moim ramieniu i delikatnie je pociera.

L - Nie zmienia to jednak faktu, że spodziewacie się dziecka, a Ty nie możesz jej od tak sobie odtrącać. - oznajmiam ponownie na niego patrząc. - Z resztą nie wybaczyłabym sobie gdyby przeze mnie ci je odebrała.

M - Po pierwsze nie odbierze, bo jak twierdzi jestem tego dziecka ojcem, a po drugie czy możemy o niej nie rozmawiać? Proszę.

To jest totalnie popierdolone. Wręcz irracjonalnie głupie. Że też wydarzyć się musiała taka tragedia abym wreszcie otrzymała od losu to o czym skrycie marzyłam, a teraz nie mogła tego przyjąć.

L - To takie głupie, że spadło to na nas właśnie teraz.

Jego zielone tęczówki połyskują w świetle słabej lampy.

M - A ja właśnie uważam, że owszem jest to głupie, ale i sprawka jakiejś siły wyższej. - uśmiecha się zabawnie poruszając brwiami. - Swoją drogą muszę Ci coś powiedzieć.

L - Tak?

M - Jesteś tak wspaniała, że czasami serio się zastanawiam czy ty naprawdę istniejesz.

L - Wnioskujesz, że jestem aniołem?

Pomimo, że jest to pytanie poniekąd związane z żałobą czy jak kto woli śmiercią tak w obecnej sytuacji uśmiecham się, a temat cierpienia odkładam na plan dalszy.

M - Może nie aniołem, a kimś naprawdę niezwykłym. A i nie chodzi już oto, że nie wierzę, że mi wybaczyłaś błędy przeszłości tylko...

Tym razem to ja nie daję mu skończyć.

L - Akurat tę kwestię wybaczyłam Ci już w momencie rozpoczęcia porodu. - szepczę sama nie wiem czemu. - A ból jaki mi wtedy towarzyszył, a następnie i krzyk Emily tylko potwierdził mi iż podarowałeś mi wieczną cząstkę siebie, która będzie ze mną zawsze wtedy kiedy ty nie będziesz mógł.

M - Ale teraz jestem już z Wami i nic tego nie zmieni.

L - A Natalia?

M - Będzie musiała zrozumieć, że poniekąd jesteśmy ze sobą nierozerwalnie związani i nic ani nikt tego nie zmieni.

Na moją twarz wypływa kolejny, ale i jednocześnie pierwszy szczery uśmiech podczas tej żałoby, a dosłownie kilka sekund później Marcin przyciąga mnie do siebie oraz otacza silnymi ramionami w talii.



GOŹDZIKI - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz