-20-

44 3 0
                                    

(ostatnimi czasy mnie nie było, bo wyjazdy wakacyjne itp. ale teraz już z powrotem z Wami jestem i postaram się sukcesywnie aczkolwiek jednak z rozdziałami wrócić)

| 14 lipca, piątek |

Usiadłam na łóżku oczekując z niecierpliwością na wiadomość od Marcina. I choć nie była ona jakoś mega turbo ważna, bo jedynie potwierdzać miała nasze codzienne od jakiegoś czasu spotkania to o tyle ekscytujące w niej było to iż student nie o tyle zaoferował mi spotkanie w parku co o tyle postanowił sam po mnie przyjechać.

J - No proszę proszę, a Ty nadal w łóżku?! - skwitowała prześmiewczo niska blondynka kiedy to weszła do pomieszczenia w, którym to aktualnie przebywałam.

L - Po pierwsze to już wstaję mamo, a po drugie to czemu Ty przejmujesz się tym o wiele wiele bardziej niż ja sama? Przecież to spotkanie moje, a nie Twoje.

J - Ależ ja nie przeżywam tego, a jedynie chcę abyś chociaż w jakimś stopniu wyglądała na tej swojej pierwszej randce w życiu.

L - Tyle, że to nie jest żadna randka. - fuknęłam zgryźliwie w stronę przyjaciółki.

Skłamałabym mówiąc, że wcale o tym nie myślałam. W końcu jednak już niejednokrotnie wyrywaliśmy się na takie spacery tylko we dwoje, a poza tym niekiedy otrzymywałam od niego również kwiaty. I to nie byle jakie, bo najczęściej przepięknie pachnące róże tudzież i rozpoznawalne z jego strony goździki na, których to nasza relacja głównie się opierała.

J - Ty mi tu morałów nie przedstawiaj słodka, bo naprawdę już nie zdążysz. - odezwała się jeszcze na moment wpuszczając jednocześnie do mej sypialni odrobinę słonecznego blasku. - Z resztą ja wiem swoje, Ty wiesz swoje. Tyle. Chyba wystarczy.

I wyszła.

| skip time około trzydziestu minut później |

Spacerowaliśmy z chłopakiem ramię w ramię od jakichś pięciu minut po okolicznym parku ciesząc się sobą nawzajem jak i zamieniając od czasu do czasu jakieś krótkie zdania gdy w pewnym momencie brunet nieoczekiwanie zwolnił.

M - O cholera jasna. - mruknął pod nosem na co z automatu skierowałam oczyma w stronę miejsca w, które to spoglądał mój towarzysz.

L - Wszystko dobrze? - zapytałam widząc iż jego uwagę przykuła mała, blondwłosa dziewczynka. - Znasz ją? - dopytałam i dopiero teraz zauważyłam jak to chłopak zbladł, a jego oddech stał się płytki oraz nieco przyspieszony. - Cii spokojnie. Zaraz wszystko będzie dobrze. - ponagliłam go łagodnie po czym i zasiedliśmy na pobliskiej, drewnianej ławce. - Wdech iii wydech. Wdeech. I wydech. - gładziłam jego włosy, a jego ramiona nadal unosiły się w nierównomiernym tempie.

M - L-lek-ki L-lexy lek-ki. - szepnął cicho, ale jednocześnie mocno roztrzęsionym głosem. - N-najmniej-jsza k-kieszo-onk-ka m-moj-jej t-tor-rb-by.

Od razu po nią sięgnęłam oraz wyjęłam garść zapakowanych tam tabletek.

L - Potrzebujesz do nich wody? - zapytałam troskliwie na co ciemnooki nic nie odpowiedział, a jedynie przechwycił w dłonie owe lekarstwo, a następnie i łapczywie popił wodą. 



GOŹDZIKI - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz