Rozdział 8. Nie ma to, jak nieszczery uśmiech

2.6K 99 3
                                    

Droga do lodowiska była praktycznie pusta, dzięki czemu po niecałych piętnastu minutach byłam już na miejscu. Dzięki Bogu mama stwierdziła, że musi zrobić jeszcze zakupy dlatego też udało mi się uniknąć jej osoby patrzącej na mnie z jednych z trybun. Z torbą uwieszoną na lewym ramieniu szłam własnie w kierunku dużych drzwi, za którymi bezpośrednio znajdowało się moje miejsce ćwiczeń, gdy niespodziewany głos trenerki dał mi o sobie znać.

-Cassie... -zaczęła podchodząc w moim kierunku. -Muszę załatwić kilka spraw z trenerem Lawsonem, dlatego nasz plan na te dwie godziny to przede wszystkim poćwiczenie skoków. -mruknęła, patrząc na mnie intensywnie. -Masz wykonać po sto powtórzeń.... -ciągnęła dalej, lecz w mojej głowie panował niewyobrażalny chaos. -Cassandra, słuchasz mnie? -zapytała wyraźnie zdenerwowana. 

-Tak, słucham. -odpowiedziałam od razu wracając myślami do stanu rzeczywistego.

-W takim razie Axel, Salchow i Teo-loop. -zaczęła wyliczać, nieustannie się we mnie wpatrując. -Po sto powtórzeń każdy. -dodała, odwracając się ode mnie. -A i jeszcze jedno... -rzuciła ponownie zerkając na mnie przez ramię. -Za chwilę będzie tutaj drużyna Percy'ego, mają dziś trening z rana, ale to nie problem, wydzieliłam ci odpowiednią część lodowiska do skoków.  -dodała, ponownie ruszając w kierunku jak mnie trenera Lawsona.

Westchnęłam cicho, pocierając zmęczone oczy. Dwie godziny skoków zdecydowanie nie było tym, o czym w tej chwili marzyłam, tym bardziej, że po indywidualnym treningu, czeka mnie jeszcze jeden, tym razem grupowy, półtora godzinny.

Ruszyłam do swojej ulubionej ławki, przy której niedbale rzuciłam sportową torbę. Szybkim ruchem odsunęłam zamek błyskawiczny, wyciągając swoje białe łyżwy. Powolnym ruchem odwiązałam prawy trampek, który już po chwili znalazł swoje miejsce obok czarnej torby.

-No, no, no, kogo moje piękne oczy widzą. -radosny głos rozniósł się echem po lodowisku. Podniosłam wzrok natrafiając spojrzeniem na blondyna, który z szerokim uśmiechem wpatrywał się we mnie. -Masochistko! -krzyknął ruszając w moim kierunku. -Co cię tu sprowadza, o tak wczesnej godzinie, co tutaj robisz?  -zapytał, przysiadając obok mnie.

 -No nie wiem... -zaczęłam, przyglądając mu się uważnie. -Aktualnie siedzę. -mruknęłam, uśmiechając się do niego.

-Nie gadaj! -krzyknął, kładąc sobie dłonie na głowie. Jego usta, które przed chwilą rozciągnięte były w uśmiechu, w momencie otworzyły się szeroko. 

Parsknęłam cichym śmiechem, widząc jego udawany szok.  

-Poważnie! -krzyknęłam, naśladując jego zszokowany wyraz twarzy.

Tym razem to Caleb parsknął śmiechem. Uśmiechnęłam się delikatnie patrząc na jego szczerą reakcje.

Odrobina radości. 

Jeszcze chwilę temu myślałam, że najbardziej potrzebuję snu po tej dzisiejszej nieprzespanej nocy, ale teraz zdecydowanie bardziej potrzebowałam radości i uśmiechu.

Caleb wydawał się właśnie takim człowiekiem.

Uśmiechniętym i radosnym, który energią zarazić potrafił każdego. 

Nawet mnie...

A przy takiej ilości treningów, wyrzeczeń i wszystkiego co miało mi pomóc stać się numerem jeden... Nie było to wcale takie łatwe.

-A ty? -zapytałam, łapiąc w dłoń drugą łyżwę. -Właściwie dlaczego zawsze jesteś na lodowisku pierwszy? -dodałam, zdając sobie sprawę z tego, że to już drugi raz w którym widzę go wcześniej, niż resztę drużyny.

-Ja?- zapytał wskazując na siebie palcem. -Siedzę. -odpowiedział szczerząc się przy tym od ucha do ucha. 

Przewróciłam oczami, podnosząc z ziemi trampki, które po chwili ułożyłam w równej linii. 

-A co do drugiej części pytania, to przez miesiąc muszę pojawiać się przed wszystkimi i rozstawiać cały sprzęt, taka kara za kilka naprawdę minimalnych spóźnień. -mruknął, przeczesując swoje jasne kosmyki. 

-Prawdziwe z ciebie biedactwo. -rzuciłam, stając na białych łyżwach.

-Chociaż ty mnie rozumiesz. -rzucił rozczulającym głosem, układając przy tym usta w słodką podkówkę. 

-Och, czuję się poniekąd wyjątkowa! -wyrzuciłam z siebie, przysłaniając przy tym dłońmi policzki, co miało sugerować moje lekko udawane zawstydzenie. 

-Nie wiem, czy powinnaś. -Zmarszczyłam brwi, słysząc za plecami kolejny głos. Odwróciłam się do źródła dźwięku, natrafiając wzrokiem na zielone tęczówki Blaise'a.

Masywny strój, zupełnie taki sam jak Caleba, czarne łyżwy i tego samego koloru kask i ochraniacze...

Hokeista.

Blaise Branson jest hokeistą. 

Jak to możliwe, że nigdy wcześniej go tutaj nie widziałam?

-Blaise... -zaczął Caleb, lecz natychmiastowo mu się wtrąciłam.

-A to, dlaczego? -zapytałam poważnie, wpatrując się w jego osobę.

-Wyglądasz całkowicie przeciętnie. -mruknął od niechcenia. -Nie wyróżniasz się niczym szczególnym, Cassandro. -dodał, podchodząc w moim kierunku. 

-Masz na imię Cassandra? -kolejny już raz przyjemny, choć w tym momencie lekko zszokowany głos Caleba dał nam o sobie znać. 

-Nie miałeś przypadkiem, czegoś do roboty? -nuta zdenerwowania i goryczy słyszalna w głosie Blaise'a spowodowała, że po moim ciele przebiegły mało przyjemne dreszcze. Jego zimne, zielone oczy wpatrywały się z tak dużą intensywnością w Caleba, że ten natychmiastowo odwrócił swój wzrok.

-To, może ja już pójdę. -rzucił po chwili blondyn. -To na razie, Cassie! Miło, że wreszcie wiem, jak masz na imię, masochistko. -zaśmiał się krótko, jednak widząc wściekłe spojrzenie Blaise'a natychmiastowo spoważniał, oddalając się w kierunku magazynów.

Przeniosłam spojrzenie na Blaise'a, który nonszalancko opierał się bokiem o bandę reklamową.

-A ty... -zaczęłam podchodząc na swoich białych łyżwach w jego kierunku. -Myślisz, że kilka bazgrołków robi z ciebie wyjątkowego? -rzuciłam nad wyraz spokojnie, wskazując jednocześnie dłonią na kilka z jego aktualnie widocznych tatuaży.  

Fałszywy uśmiech wpłynął na jego usta, gdy wytatuowanymi palcami przeczesał swoje ciemne kosmyki włosów.

-Nie ma to, jak nieszczery uśmiech. -rzuciłam krótko, uśmiechając się równie fałszywie w jego kierunku. 

-Na taki sobie zasłużyłaś. -mruknął po chwili, zrównując się z moją osobą. -A tak poza tym, tatuaże działają pobudzająco. -dodał, pochylając się nad moim uchem. -Pomyśl tylko, w jakich miejscach mogę je mieć. -dopowiedział, wymijając moją osobę.

Szybkim krokiem znalazł się na lodzie, momentalnie oddalając na swoją część lodowiska. Przełknęłam zgromadzoną ślinę, analizując jego słowa.

Czy obchodziło mnie, gdzie Blaise miał tatuaże?

Oczywiście, że nie.

Nic mnie to nie obchodziło.

Wcale, a wcale.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

Cassie nie obchodzą tatuaże Blaise'a, a was? Dajcie znać, jak podobał wam się rozdział i do następnego!~Patrycja1926

                                                                             #złyruchPK

Zły ruchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz