Rozdział 46. Idź sobie, blond niunia na ciebie czeka

2K 112 3
                                    

Zaśmiałam się wesoło, czkając przy tym delikatnie. Nasze z pozoru spokojne wyjście, zamieniło się w małą imprezę, a to za sprawą karaoke i alkoholu, który w siebie wlałam... Dzięki cudownym procentom nie miałam żadnych oporów, aby wparować na scenę i wyć do mikrofonu, zapewniając publiczność, że Rihanna, czy tam inna Shakira nie mają ze mną wokalnie szans.

-Cassie, już chyba wystarczy. -zapewniała mnie kolejny raz Maddie, która usilnie kazała mi zejść ze sceny.

-Daj spokój, mamooo. -wydłużyłam specjalnie ostatnią literę, prześmiewczo nazywając przyjaciółkę mamą, której tak naprawdę nigdy nie miałam, a przynajmniej nie tak, jak chciałabym ją mieć.

-Cassandra mówimy serio, złaź. -wtrąciła Izzy, patrząc na mnie z troską.

-Dobrze, babciuuu. -przeciągnęłam ponownie literę, wybuchając przy tym śmiechem. -Kto ma ochotę na kolejną piosenkę? -zapytałam po chwili publiczność, która bawiła się równie wybornie, jak ja.

Tłum zawiwatował, a mi dodało to jeszcze większej pewności siebie.

-To może ja zaśpiewam dla pani! -wykrzyczałam, pokazując palcem na blond ździrę, która zerkała na mnie z końca sali. -Tak, właśnie dla pani i tego chłoptasia obok. -zapewniłam, mrużąc przy tym powieki. -Swoją drogą kiepski masz gust. -dodałam, przenosząc spojrzenie na Blaise'a, którego szczęka wyraźnie się zacisnęła. -Uwaga śpiewam, coś co idealnie opisze naszą koleżankę. -oznajmiłam, wydychając powietrze.

-To nie skończy się dobrze. -usłyszałam jedynie głos Caleba, ale nie przeszkadzało mi to w niczym.

Zupełnie w niczym.

I'm a Barbie girl, in the Barbie world
Life in plastic, it's fantastic
You can brush my hair, undress me everywhere
Imagination, life is your creation

Powtórzyłam kilkukrotnie, wpatrując się w zdenerwowanego Blaise'a. 

-Dziękuję kochani, za uwagę! -rzuciłam, odwracając wzrok od chłopaka. -To było coś... -zaczęłam, lecz mocne szarpnięcie natychmiastowo mnie uciszyło. -Ej! -oburzyłam się, gdy w momencie zostałam podniesiona i przerzucona przez ramię. -Ludzie, ludzie ratunku to porwanie! -krzyknęłam, uderzając jednocześnie Blaise'a dłońmi w plecy. -Dziękuję za dzisiejszy występ, jeżeli zginę to musicie wiedzieć, że było warto. -dodałam, sekundę przed opuszczeniem baru.

-Puść mnie, barbarzyńco! -czknęłam, odbijając się czołem od szarej bluzy. 

Cisza.

-Głuchy jesteś?! Postaw mnie natychmiast na ziemi! -krzyknęłam, zaciskając dłoń w pięść.

W dalszym ciągu cisza.

-Do cholery, albo postawisz mnie na ziemi, albo ci przywalę. -oznajmiłam, wbijając sobie w wewnętrzną stronę dłoni, paznokcie. 

Kolejny raz, brak jakiejkolwiek reakcji.

-Okej, sam się o to prosiłeś... -zaczęłam, lecz w tym samym momencie wylądowałam tyłkiem na masce samochodu.

-Co ty odpierdalasz? -zapytał nad wyraz spokojnie, łapiąc dłońmi moje policzki.

Wypuściłam wstrzymane powietrze, wpatrując się jak zahipnotyzowana w jego zielone tęczówki. Przez czas, w którym nie mieliśmy ze sobą kontaktu, zapomniałam jak piękne one były.

-Co ty odpierdalasz, promyczku. -powtórzył, pocierając kciukiem moją zaróżowioną skórę.

-Nie mów tak do mnie. -burnęłam, starając się za wszelką cenę nie dać po sobie poznać, że to określenie mnie ruszyło, bo ruszyło...

Ruszyło mnie to pierdolone określenie. Jego dotyk, za którym tak kurewsko tęskniłam, jego zapach, który śnił mi się po nocach, jego srebrny kolczyk w nosie, który tak cholernie mu pasował.

Ruszyło mnie to, a nie powinno...

-Idź sobie, blond niunia na ciebie czeka. -rzuciłam, całkowicie ignorując jego pytanie.

-Niech czeka, mam ważniejsze osoby na głowie. -rzucił, patrząc mi przy tym głęboko w oczy.

-Tak? Ciekawe jaki? Sam siebie? -zapytałam, udając, że nad czymś się zastanawiam. -Tak, to by się zgadzało. -dodałam, uśmiechając się fałszywie w jego kierunku.

-Ciebie. -rzucił pewnie, opierając czoło na moim. -Od pierdolonego, dłuższego czasu mam w głowie tylko ciebie. -westchnął, przymykając powieki.

-Oj zdecydowanie, ostatnio idealnie to udowodniłeś. -rzuciłam, podobnie jak on przymykając oczy.

-Chroniłem cię. -szepnął cicho, wzdychając przy tym delikatnie.

-Co? -zapytałam głupio, patrząc na niego podejrzliwie.

-Chciałem cię ochronić, a najlepszą ochroną dla ciebie, była moja obojętność. 

-Ochronić przed czym? -rzuciłam, denerwując się. -Co ty gadasz?! -krzyknęłam, przygryzając sobie wnętrze policzka. 

Cały alkohol, który znajdował się w moim organizmie chyba wyparował. To, czego się przed sekundą dowiedziałam, brzmiało jak żart, ale widząc poważną minę Blaise'a wiedziałam, że to jednak nie był żaden dowcip.

-Przed wynikiem w twoich eliminacjach. W komisji znajduje się ojciec Miles'a, sponsoruje nagrody, nie wiem dokładnie dlaczego tam jest, ale jest i ma kluczowe zdanie w tym, która z łyżwiarek dojdzie do finału. Nie chciałem zaprzepaścić twojej szansy promyczku, bo wiem jak wiele cię kosztowało, aby się tutaj znaleźć. Ile treningów i wyrzeczeń kosztowało cię to wszystko, a sama wiesz, jakie relacje mam z tym popaprańcem, dlatego się odsunąłem. Chciałem, aby zobaczył i uwierzył, że stałaś się dla mnie obojętna.To on zmienił wtedy twoją piosenkę. -rzucił, przypominając mi występ, który z początku mnie załamał. -Dlatego zrobiłem wszystko, aby wynik był uczciwy i żebyś dostała się do finału, bo wiem, że tam właśnie skończysz. -dopowiedział, posyłając w moją stronę delikatny uśmiech.

O MÓJ BOŻE...

To się nie dzieje...

Blaise zrobił coś takiego dla mnie?

Cholera jasna, potrzebowałam alkoholu.

I Blaise'a... 

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

Ale się porobiło! Spodziewaliście się tego? Jak wrażenia? Dajcie znać i do następnego! ~Patrycja Kozioł autorka

                                                                         #złyruchPK

Zły ruchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz