Uśmiechnęłam się delikatnie patrząc na rodzeństwo, które siedziało aktualnie przy małym, różowym stoliku. Fioletowe filiżanki w ich dłoniach symbolizowały przerwę na herbatkę, a znajdujące się na kwadratowych talerzykach plastikowe ciasto, było dopełnieniem całości.
Jak to na każdym balu bywa były tańce, rozmowy i poczęstunek, który aktualnie trwał. Osobiście bawiłam się świetnie, Amy zresztą bawiła się równie dobrze jak ja, a Blaise o dziwo nawet nie marudził dużo i nawet w pewnym momencie mnie konkretnie zaskoczył.
W życiu nie przypuszczałabym, że Blaise Branson jest tak dobrym tancerzem.
A uwierzcie mi, jest i to cholernie dobrym.
-To jak co wolisz, Cassie? -poruszyłam szybko głową, wracając tym samym do rodzeństwa znajdującego się przede mną.
-Hmm -mruknęłam, czerwieniąc się przy tym. -Możesz powtórzyć? -zapytałam zawstydzona, zdając sobie sprawę z tego, że za bardzo odpłynęłam.
-Pytałam co wolisz zjeść. -rzuciła Amy, uśmiechając się w moją stronę. -Jest już dość późno i zgłodniałam. -ciągnęła dalej, patrząc na mnie uważnie. -Zastanawiamy się z Blaise'm nad pizzą, a burgerami. -skończyła, przenosząc spojrzenie na brata.
Przeniosłam wzrok na chłopaka. Jego zielone tęczówki wpatrywały się we mnie. Gapiłam się na niego analizując w głowie nasz dzisiejszy wieczór. Wbrew pozorom nie był wcale taki zły. Blaise jako księżniczka, gdy tylko wzrok Amy skupiony był na jego osobie zachowywał się wzorowo, gorzej tylko było, gdy dziewczynka nie patrzyła. Przewracanie oczami, mordercze spojrzenia posyłane w moją stronę, znudzony wraz twarzy...
Ale mimo wszystko naprawdę dobrze się z nimi bawiłam.
-Cassandro, pizza, czy burgery? -rzucił po chwili, wyraźnie podirytowany Blaise.
Kolejny już raz wyrwałam się z transu. Zerknęłam szybko na znajdujący się na komodzie zegarek Amy.
Cholera jasna.
Dwudziesta dwadzieścia osiem.
-Umm, ja muszę już uciekać. -rzuciłam, po chwili w panice ściągając z siebie prowizoryczną suknię.
-Co, ale dlaczego? -niewyraźny głos Amy rozbrzmiał po pomieszczeniu.
-Jest już późno kochanie, muszę wracać. - dokończyłam, zdejmując pozostałości po sukience.
Na śmierć zapomniałam że dzisiaj wraca tata. Każdy jego powrót z wyjazdów służbowych rozpoczynamy wspólną kolacją. Pamiętałam o tym posiłku cały dzień, ale tak dobrze spędzało mi się czas z rodzeństwem, że najzwyczajniej w świecie zapomniałam i teraz pewnie przyjdzie mi ponieść jakieś konsekwencje.
- Podwiozę cię. - dodał Blaise, który przypomniał mi tym samym o swojej obecności.
- A co z Amy? - zapytałam mnie pewnie zerkając na dziewczynkę.
- Ja z nią zostanę. - odwróciłam się szybko, patrząc na Lucy, która opierała się delikatnie o framugę drzwi prowadzących do pokoju sześciolatki. - Przepraszam, że was wystraszyłam. - dodała szybko, patrząc na moją wystraszoną sylwetkę. - Panie Branson... - zaczęła, kiwając w jego kierunku głową. - Pańska Matka dzwoniła z z prośbą o przyszykowanie wytrawnego śniadania, z racji jutrzejszych gości. - ciągnęła, wyjaśniając nam tym samym swoją obecność.
-Jakich gości? - szybkie pytanie opuściło pełne usta chłopaka.
-Państwa rodzice... - zaczęła zerkając to na Blaise'a, a to na Amy. - Mają jutro z samego rana spotkanie służbowe, dlatego też Pańska Matka postanowiła wyprawić uroczyste śniadanie z tej okazji.
- Ilu będzie gości? - zapytał ponownie Blaise nie kryjąc swojego zdenerwowania.
Chyba niespecjalnie lubi spotkania firmowe.
-Łącznie wszystkich osób ma być dwadzieścia pięć. - rzuciła, patrząc na niego intensywnie.
-Zajebiście kurwa. - charknął chłopak, zdejmując szybko niebieską opaskę, o której najwidoczniej sobie przypomniał.
-Panie Blaise, nie przy Amy. - szepnęła spokojnie kobieta, uśmiechając się pocieszająco w jego kierunku.
-Zostań z Amy. - rzucił po chwili chłopak, patrząc na nią spokojniej. - A ty chodź, odwiozę cię. - rzucił szybko, udając się w tylko sobie znanym kierunku.
Mrugnęłam szybko, czując zdezorientowanie zaistniałą sytuacją. Nie chciałam być świadkiem tej rozmowy...
-Cassie...- szepnęła dziewczynka przytulając się do moich nóg. - Odwiedzisz mnie jeszcze? - zapytała, unosząc do góry są blond główkę.
-Oczywiście że tak, słoneczko. - mruknęłam przytulając czule sześciolatkę.
-Gotowa? - rzucił znienacka Blaise który nagle pojawił się w pomieszczeniu.
-Daj mi trzy minuty. - odpowiedziałam, z niechęcią wypuszczając z objęć dziewczynkę.
- Masz trzy minuty i ani sekundy dłużej. - mruknął kierując się stronę drzwi wyjściowych.
Cudownie, czyli pan dupek powrócił.
No cóż, z pewnością powrót do domu nie będzie należał do najprzyjemniejszych.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Pan dupek powrócił... No cóż podróż do domu na pewno będzie interesująca!
Dajcie znać co myślicie i do następnego! ~Patrycja1926
#złyruchPK
CZYTASZ
Zły ruch
RomanceDwa różne sporty. Dwie różne osobowości. Łączy ich jedna, a w zasadzie dwie rzeczy... Łyżwy i lodowisko. I to właśnie od tego wszystko się zaczęło. On obiecujący hokeista, który swoimi wyglądem i umiejętnościami na lodzie, podbija serca każdej napot...