Rozdział 44. Nigdy nie byłam to ja

2.1K 100 4
                                    

Chodziłam nerwowo z lewej do prawej, czekając, aż z głośników padnie moje imię i nazwisko. 

-Stresujesz się? -zapytała Maddie, która była już po swoim występie.

-Trochę. -bąknęłam, nie chcąc wdawać się zbytnio w szczegóły, bo co miałam jej powiedzieć? Nie stresuję się tego, jak wypadnę, ale tego jak zareaguje moja matka, gdyby mi się jednak nie udało? Od samego rana nęka mnie telefonami, jak opętana. Pyta o wszystko, tak samo wszystko chce kontrolować, zresztą jak zwykle...

-Dasz radę, zresztą kto jak nie ty! -dodała Izzy, uśmiechając się do mnie radośnie. -Poza tym chyba nadchodzi wsparcie. -rzuciła, poruszając przy tym wymownie brwiami, po czym szybkim ruchem głowy wskazała na masywne drzwi wejściowa.

Zmrużyłam powieki patrząc, jak grupka hokeistów jeden po drugim zmierzała w kierunku trybun.

-Ooo i jest chyba ten najważniejszy. -mruknęła Maddie, uśmiechając się przy tym szeroko.

-Zdecydowanie nie. -prychnęłam, patrząc na Blaise'a, który wolnym krokiem  szedł w kierunku ostatniego, wolnego miejsca.

-Co? -zapytała całkowicie zdezorientowana, moją odpowiedzią.

-Nie jest najważniejszy Maddie, no chyba że sam dla siebie to tak, wtedy jest. -bąknęłam, po czym dodałam. -Trzymajcie lepiej kciuki, bo wydaje mi si, że teraz moja... -nim zdążyłam dokończyć z głośników padło moje imię i nazwisko. 

Dasz radę Cassie.

Kto jak nie ty.

***

Cholera.

Nie było idealnie, ale nie było też tragicznie.

Pomyliłam się dwukrotnie, ale za to każdy skok wyszedł mi doskonale.

-Stara, byłaś świetna! -zaśmiałam się, patrząc na Caleba, który prosto z trybun krzyczał do mnie słowa uznania, machając przy tym zdjętą kurtką. 

Ułożyłam szybko usta w dzióbek, po czym posłałam w jego stronę buziaka.

-To prawda, byłaś świetna. -potwierdziła Izzy, pokazując mi przy tym kciuki do góry.

-Dziękuję. -mruknęłam, choć w pełni nie byłam dumna ze swojego występu.  -Mogło być lepiej, ale dziękuję Izzy, wiele to dla mnie znaczy. -rzuciłam, rozczulając się przy tym.

Matka nigdy nie mówiła mi szczerych słów. Cieszyła się to fakt, ale zawsze każdy mój udany występ traktowała jako ,,nasz'' sukces. Każdy mój fantastyczny skok był ,,naszą'' zasługą. Nigdy nie powiedziała mi, że to ja byłam świetna, że świetnie mi poszło. Zawsze miejsce na podium zajmowałyśmy ,,my".

Nigdy nie byłam to ja... 

-Zgadzam się z Izzy, laska byłaś petarda! -zawyła z zachwytu Maddie, bijąc mi przy tym energicznie brawo. -Dzięki wam dziewczyny, jesteście najlepsze. -rzuciłam, wypychając do przodu dolną wargę.

-Tylko dziewczyny są najlepsze? Halo, a ja? -zapytał Caleb, który nagle pojawił się przy nas.

-Ty też, stary. -rzuciłam, używając tego samego określenia, którym określił mnie. 

-No ja myślę. -mruknął, sugestywnie poruszając swoimi brwiami. Zdążyłem się dowiedzieć, że wyniki będą dopiero jutro, więc co powiecie na małe oblanie sukcesu? -zapytał, przeskakując wzrokiem z jednej na drugą. 

-Skąd wiesz, że sukcesu? -zapytałam, kręcąc przy tym głową. 

-Czuję to. -odparł dumnie, wypinając w moim kierunku pierś. -To jak? -powtórzył ponownie.

-A w jakim towarzystwie miałoby się odbyć to ,,świętowanie''. -zapytałam, robiąc przy tym przysłowiowy cudzysłów palcami.

-Naszym! Ty, ja, Maddie i Izzy. -rzucił, uśmiechając się radośnie.

-Och, a gdzie się podział twój pożal się Boże przyjaciel? -zapytała Maddie, która najwidoczniej w pewnym stopniu zdążyła zauważyć, że między mną, a dupkowatym hokeistą jest coś nie tak.

-Umm, Blaise miał coś do załatwienia. -mruknął, drapiąc się nerwowo po skroni. -Ale kazał przekazać serdeczne gratulacje odnośnie świetnego występu. -dodał, potwierdzająco kiwając przy tym głową.

Ta, z pewnością.

-Oczywiście Caleb. -rzuciłam, prychając przy tym.

-To jak dziewczyny? Idziemy? -zapytał po chwili ciszy, chcąc najprawdopodobniej zmienić temat Blaise'a.

-Idziemy.  -rzuciłam, czując lekkie ukłucie w klatce piersiowej. -Małego drinka z chęcią bym się napiła. -dodałam po chwili, całkowicie ignorując wyznaczony przez moją matkę zakaz spożywania alkoholu.

 -Jesteś pewna? -zapytała Maddie, patrząc na mnie podejrzliwie.

Dziewczyny doskonale wiedziały, że ja i alkohol to cholernie rzadkie widowisko.

Ale dzisiaj tego potrzebowałam.

Chciałam choć na chwilę oderwać myśli, od tego wszystkiego.

Od cholernych telefonów matki, która zdążyła zadzwonić już dziewięć razy w ciągu dwudziestu minut. Od jej przeklętych zakazów na wszystko. I od niego...

Tak cholernie chciałam odpocząć od Blaise'a, o którym myślałam przez cały występ.

 Chciałam wreszcie poczuć rozluźnienie.

 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

hej, hej! kolejny rozdział za nami! Jak wrażenia? Dziś niestety krótszy, bo mam naprawdę dużo obowiązków, nie mniej jednak mam nadzieję, że się podoba! Dajcie znać co myślicie i do następnego! ~Patrycja Kozioł autorka

                                                                                #złyruchPK 

Zły ruchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz