Rozdział 38. Teraz twoja kolej na bycie moją pomponiarą

2.4K 87 6
                                    

-Ehh jednak jesteś. -rzuciłam udając rozczarowanie, które spowodowane miało być widokiem chłopaka o którego chwilę wcześniej sama pytałam.

-Już nie udawaj, że jesteś rozczarowana. -rzucił po chwili, patrząc na mnie z rozbawieniem.

-Nie udaje, po prostu jestem. -kłamałam, ale co tam.

On o tym wiedział. 

Szeroki uśmiech, który zagościł na jego ustach zdecydowanie dał mi do zrozumienia, że przejrzał moje małe kłamstewko, ale tego widoku było warto.  

-Gołąbeczki, długo jeszcze mamy na was czekać?! -wzdrygnęłam się, słysząc niespodziewany głos trenera Lawsona. -Wszyscy siedzą już na swoich miejscach, gotowi do tego żeby ruszyć wreszcie do cholernego Huntsville, a wam zebrało się na amory.

-Jakie amory, my nie... -zaczęłam, lecz Blaise natychmiast wciął mi się w zdanie.

-Trenerze amory zdecydowanie byłyby lepsze, gdybyśmy nadal byli tutaj sami. -rzucił, sugerując mu przy tym, że jego obecność była i jest nam niepotrzebna. 

-Nie bądź taki mądry. -burknął, mierząc go przy tym surowym spojrzeniem. -Do autokaru, w tym momencie! -krzyknął, czym wywołał u mnie lekkie przerażenie. 

Spojrzałam szybko na Blaise'a który nic sobie nie robił z wybuchu trenera.

-Blaise... -szepnęłam, patrząc że nadal pozostał w tym samym miejscu. -Chodź, że już. -dodałam, obserwując jego walkę na spojrzenia, którą toczył z wyraźnie zdenerwowanym Percym Lawsonem. 

-Panie przodem. -rzucił, przenosząc wzrok na moją osobę.

Prychnęłam cicho, bez słowa wchodząc do autobusu. Przeskanowałam wzrokiem pomieszczenie szukając wolnego miejsca. Nie potrzebowałam towarzystwa, chciałam przeżyć podróż w spokoju, wyciszeniu, bez zbędnego paplania koleżanek z drużyny. 

Tylko ja i muzyka.

 Uśmiechnęłam się delikatnie lokalizując jedyne wolne miejsce, mniej więcej na środku autobusu.

-Wyścig? -usłyszałam nagle cichy głos Blaise'a, który znajdował się tuż za moimi plecami. 

-Co? -zapytałam, odwracając się przez ramię w jego stronę.

-Słyszałaś. -mruknął, po czym odliczył szybko. -Trzy, dwa, jeden...start. -dodał, wymijając mnie zgrabnie.

Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego jak na wariata.

Naćpał się? 

-Wygrałem! -krzyknął, zajmując upatrzone przeze mnie miejsce.

Co za...

-To moje miejsce. -rzuciłam, podchodząc w końcu do niego.

-Podpisane? -rzucił, patrząc na mnie wyzywająco.

-Nie, ale dobrze wiedziałeś, że chciałam tutaj usiąść. -odparłam, skupiając się całkowicie na jego uśmiechu. 

-Skąd miałem to wiedzieć? Nie jestem wróżką. -mruknął, używając dokładnie tych samych słów, których to ja użyłam w jednej z naszych słownych przepychanek.

Pytanie tylko, czy robił to świadomie, czy nie? 

 -Nie zachowuj się jak dziecko. -westchnęłam, rozglądając się po wnętrzu pojazdu. -Już stąd widzę, że obok Caleba jest wolne miejsce, które jak mniemam jest dla ciebie. -dodałam, wracając spojrzeniem do chłopaka zajmującego jedyny wolny i pojedynczy fotel.

-Jak dziecko? -pisnął, udając szok. -Promyczku, ranisz mnie. -zaczął, kładąc jedną ze swoich dłoni w okolicach serca.

Tragikomedia.

Zły ruchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz