Rozdział 10. Jeszcze zobaczymy, Cassandro

2.6K 97 3
                                    

-Puść mnie. -wrzasnęłam po chwili, stając łyżwami na betonowej posadzce.  

Jego zaciśnięte na moim łokciu palce, po usłyszeniu wypowiedzianych przeze mnie słów, zacisnęły się jeszcze mocniej.

Kutas. 

Całą drogę prowadził mnie w tylko sobie znanym kierunku, który swoją drogą sądząc po tonie kurzu i pyłu w środku, okazał się chyba zapomnianym przez wszystkich kantorkiem.

-Puść mnie, mówię! -krzyknęłam, starając się wyrwać ściśniętą rękę.

-Posłuchaj... -zaczął, obracając mnie w swoją stronę. Moje plecy w momencie zetknęły się z zimną ścianą, wywołując tym samym lekkie dreszcze. -Na chuj, wpierdalasz się tam gdzie nie trzeba. -dodał, przenosząc swoją wytatuowaną dłoń z łokcia na nadgarstek. 

-Słucham? -rzuciłam, czując cholernie niedowierzanie. -Ja się wpierdalam?! To ty przypałętałeś się, jak jakiś bezpański pies! -dodałam czując narastającą złość.  -Myślę, że Caleb poradziłby sobie bez twojej pomocy. -rzuciłam, jęcząc delikatnie z bólu.

-Gówno wiesz! -charknął niesamowicie wkurzony. -Nie wiesz jaki jest Miles i gwarantuję ci, że gdyby Caleb się do was nie wtrącił miałbym głęboko w dupie to co może z tobą zrobić. -dodał, pochylając się w moją stronę. -A uwierz mi, zapewniam, że nie byłoby to nic przyjemnego. -szepnął, otulając płatek mojego ucha swoim gorącym oddechem.

 -Nie wierzę ci. -rzuciłam, choć wcale nie byłam do końca pewna swoich słów.

-Nie musisz. -odparł, uśmiechając się kpiąco w moim kierunku. -Idź, proszę bardzo. -ciągnął, przerywając na chwilę swój obrzydliwy uśmiech. -Umów się z nim, daj mu się wyruchać, zrób z nim, albo niech on zrobi z tobą co tylko chce. -dodał, zrównując się wysokością z moją twarzą. -Może wtedy sama przekonasz się jaką naiwną dziewczynką jesteś, Cassandro. -wyszeptał, patrząc mi przy tym intensywnie w oczy.

Przygryzłam wnętrze policzka czując ogromną złość. 

Co on sobie, do kurwy wyobraża?!

Niewiele myśląc uniosłam dłoń, wymierzając mu policzek. Ostre pieczenie i pulsowanie sprawiło mi lekki grymas, ale i ogrom satysfakcji.

Zasłużył.

Uniosłam powieki, odnajdując jego zielone oczy, które z widoczną pustką wpatrywały się w moje.

Czy ja go przed chwilą spoliczkowałam? 

Być może. 

A czy na nim nie zrobiło to najmniejszego wrażenia? 

Hmm, niech no się zastanowię...

Kurwa, tak, nie zrobiło. 

-Ulżyło ci? -zapytał po chwili, całkowicie spokojnie. -Jeżeli tak, to cieszę się, że pomogłem ci wyładować napięcie. -ciągnął, dalej odwracając się do mnie plecami. -Następnym razem możesz śmiało powiedzieć. -dodał, odwracając się przez ramię w moim kierunku. -Pomogę też w inny sposób. -rzucił, skanując uważnie moje ciało. -O tym kantorku nie wie nikt, będziesz mogła krzyczeć do woli. -mruknął, odwracając się ponownie w kierunku wyjścia.

-Po moim trupie! -bąknęłam, zaciskając dłonie w pięści.

-Jeszcze zobaczymy, Cassandro. -mruknął ledwo słyszalnie, zanim zniknął za obdrapanymi drzwiami. 

***

Nie mam sił...

Po całych czterech, no może z małą nieplanowaną przerwą, godzinach treningu, na których ćwiczyłam chyba wszystko co tylko istniało w łyżwiarstwie figurowym...

Miałam dość.

A sytuacji wcale nie poprawiała samotna trzydziestominutowa wędrówka do domu. Po krótkim SMS-ie od mamy z informacją, że musiała na chwilę pilnie skoczyć do pracy i nie da rady mnie odebrać, nie pozostało mi nic innego jak spacer. 

W innych okolicznościach nie miałabym nic przeciwko, ba cholernie by mnie ta informacja ucieszyła. Każda chwila spędzona w towarzystwie tej kobiety równała się tylko rozmowie o łyżwiarstwie, ale po dzisiejszym treningu i kilku nowych ranach na stopach, zdecydowanie nie miałam ochoty na spacer.

Nie pamiętam już kiedy rozmawiałyśmy na inne tematy. Kiedy zapytała jak mi minął dzień, jak się czuję, kiedy chciała posłuchać o moich problemach, czy zmartwieniach. Teraz liczyło się tylko łyżwiarstwo, i to abym była najlepszą łyżwiarką figurową, o której głośno będzie na całym świecie.

Wtedy wreszcie będzie ze mnie dumna.

Powolnie ruszyłam przed siebie, wyrzucając z głowy niechciane myśli. Nie potrzebuję już więcej atrakcji w dzisiejszym dniu. Jedyne czego pragnę to święty spokój i sen, jednak głośny dźwięk klaksonu nie sprzyjał niczego dobrego. 

-Podwieźć cię? -spokojny głos dotarł do moich uszu. Niepewnie odwróciłam się w jego kierunku natrafiając spojrzeniem na parę wpatrujących się we mnie oczu.

-Chodź, przecież widzę, że jesteś zmęczona. -dodał po chwili, sięgając dłonią do drzwi pasażera, które po sekundzie zostały szeroko otwarte. 

Nie chcę. 

Tak cholernie nie chcę z nim jechać, a tym bardziej zdradzać mu mojego adresu zamieszkania, ale ból, który mi doskwierał zdecydowanie przybierał na sile...

-Zgoda. -rzuciłam tylko, ruszając po chwili w stronę stojącego na ulicy samochodu. 

Najprawdopodobniej będę tego żałować, ale tym zajmę się później.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

Polsat wjeżdża na salony! XD Mam nadzieję, że jesteście ciekawi kto taki zaproponował Cassie podwózkę, możecie obstawiać, a teraz do następnego!~Patrycja1926 

                                                                             #złyruchPK

Zły ruchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz