Rozdział 14. Cześć, promyczku

2.7K 95 7
                                    

Po tym jak Blaise odwiózł mnie prawie pod sam dom, mówiąc prawie miałam na myśli uliczkę sąsiadującą z tą na której mieszkam. Nie ufam mu na tyle, aby podawać mu dokładny adres.

Co to, to nie.

Wracając po tym, jak zostałam odstawiona w okolicę, w której czułam się bezpiecznie udałam się okrężną drogą prosto do domu. Musiałam pomyśleć. Nie ma jeszcze wieczoru, a już zdążyło się tyle wydarzyć. Nie chciałam wracać zbyt szybko do dom, tam zdecydowanie nie mogłabym odetchnąć, a tego właśnie potrzebowałam.

Świętego spokoju...

No i może jeszcze snu i maści, która złagodziłaby chociaż w minimalnym stopniu piekący ból policzka.

Szłam spokojnie analizując w głowie cały dzisiejszy dzień. Po zachowaniu, którym za każdym razem obdarzał mnie Blaise, w życiu nie przypuszczałabym, że ten chłopak mnie ostrzeże i choć nie zrobił tego w prosty i klarowny sposób, to na swój pokręcony sposób dał znać, że Miles wcale nie jest przyjemniaczkiem. Fakt mógł mi to powiedzieć wprost, ale czy to coś by zmieniło?

Zapewne nie.

W życiu bym mu nie uwierzyła.

No i jeszcze ta druga, istotniejsza sprawa...

Gdyby nie Blaise mogłabym różnie skończyć. Jeżeli nie przejeżdżałby tamtą drogą, nawet nie chcę o tym myśleć. Jednak pojawił się tam gdzie trzeba i co najważniejsze uratował mnie, mimo że wtedy w kantorku dobitnie stwierdził, że mój los jest dla niego obojętny.

Cóż, jednak chyba nie jest tak wielkim chujem.

-Cassie? -podskoczyłam, słysząc niespodziewany głos dobiegający z mojej prawej strony.

-Bonnie, cholera gdzieś ty była. -rzuciłam, ruszając w stronę przyjaciółki. Jej brudne od błota ubrania, spowodowały że przez głowę przeleciało mi co najmniej trzydzieści różnych scenariuszy.

-Daj spokój, szkoda gadać. -machnęła szybko ręką, pocierając szybko policzek, na którym zostawiła przy okazji trochę błota. -Pamiętasz Dylana? -rzuciła po chwili, przypatrując mi się uważnie.

Wróciłam szybko wspomnieniami do chłopaka, starając przypomnieć sobie jego szczegóły?

-Tego rudzielca? -zapytałam, chcąc upewnić się, że mój mózg dobrze połączył kropki.

-Ta, właśnie tego. -mruknęła, zaciskając przy tym swoje drobne dłonie w pięści. -Gnojek z premedytacją mnie ochlapał. -dodała, wskazując szybko na swoje brudne ubrania. -Rozumiesz to?! Idę sobie kulturalnie, nagle patrzę, a tu zza zakrętu wyjeżdża ten tasiemiec, no już miałam ochotę zwymiotować, ale jakoś się powstrzymałam. -słuchałam uważnie jej gadulstwa, starając się ukryć uśmiech, który coraz bardziej cisnął mi się na usta. -Idę dalej udając, że go nie zauważyłam,a te kretyn nagle na mnie zatrąbił, a później z premedytacją zjechał na pas obok, żeby być bliżej mnie i z całym impetem wjechał w jedyną będącą tam, błotnistą kałużę. -westchnęła, a ja wybuchnęłam szczerym śmiechem, który w momencie sprowadził mnie na ziemię.

Pierdolony Miles i pierdolony ból policzka.

Natychmiastowo przyłożyłam dłoń do opuchniętego miejsca, co poskutkowało tym, że Bonnie natychmiastowo skupiła uwagę na mojej twarzy.

-Matko Cass, co ci się stało? -rzuciła spanikowana, wyciągając dłoń w kierunku mojego policzka.

-Chodź, opowiem ci w domu. -westchnęłam, patrząc w jej spanikowane oczy. -I błagam cię, nie panikuj. -dodałam, uśmiechając się delikatnie w jej kierunku.

Zły ruchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz