Rozdział 22. Masz natychmiast cofnąć to, co zrobiłeś

2.4K 76 5
                                    

Rozchyliłam lekko usta, wpatrując się w cwanie uśmiechniętego Blaise'a. To wszystko, brzmiało, jak pierdolony żart.

-Ty jesteś szefem? -mruknęłam po chwili, przerywając tym samym panującą ciszę. 

-Tak, Cassandro. -rzucił spokojnie, poprawiając się na krześle. -To miejsce jest moje. -dodał, opierając się łokciem o stolik. -Ale mam ludzi od prowadzenia restauracji, bo dla mnie na pierwszym miejscu zawsze będzie hokej. -dodał, uśmiechając się delikatnie.

-To żart? -rzuciłam pytająco, patrząc na Blaise'a, jak na jakiegoś kosmitę.

-Nie, promyczku. -zaśmiał się szyderczo.  -Mam własną restaurację. -powtórzył, przyglądając mi się uważnie. 

-Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? -zapytałam pretensjonalnie, zaciskając nerwowo pięści.

Jego śmiech w momencie rozniósł echem po całym pomieszczeniu.

-Co cię tak śmieszy? -bąknęłam, mrużąc przy tym gniewnie oczy.

-Nie miałaś okazji do tego, aby lepiej mnie poznać i masz do mnie pretensje, że nic o mnie nie wiesz? -rzucił, parskając kpiąco śmiechem.

Cholera, faktycznie. 

Nie znam go, jakby nie patrzeć nie miałam okazji go poznać, a wściekam się, bo nie wiedziałam o tym, że ma własną restaurację? 

Paranoja. 

-Zresztą, nic mnie to jednak nie obchodzi. -rzuciłam po chwili, nie chcą przyznać się do błędu. -Masz natychmiast cofnąć to, co zrobiłeś. -rzuciłam, grożąc mu przy tym palcem.

-Czy to groźba? -zapytał, leniwie stając na nogach. 

-Nazywaj to sobie jak chcesz, Andrew ma wrócić. -wzruszyłam ramionami, wbijając mu paznokieć w czarną koszulkę. 

-Z tego co mi się wydaje, Cassandro -zaczął, podchodząc w moim kierunku. -Restauracja jest moja i to ja mam prawo zwalniać i zatrudniać pracowników. -dodał, pochylając się nad moim uchem. -A teraz przyszła kolej na to, aby to Andrew stracił pracę. -szepnął, dmuchając lekko w okolicę mojego ucha.

-To był mój pomysł. -zaczęłam, schodząc drastycznie z tonu. -Andrew nie chciał brać w tym udziału, bał się tego, co może się stać, gdy się zdenerwujesz. -ciągnęłam, unosząc spojrzenie na jego oczy. 

-Słusznie. -wtrącił, unosząc dłoń, którą po chwili przejechał po metalowym kolczyku.

-Nie wiem co cię tak zdenerwowało, w końcu sam stwierdziłeś, że przydałoby mi się małe rozluźnienie. -zaczęłam, łapiąc za dół jego koszulki. -Szybki numerek to nic złego, Blaise. -dodałam, ciągnąc delikatnie za materiał.

Co z tego, że nigdy nie miałam szybkiego numerka w toalecie... Ba, nie miałam go nigdzie, ale to tylko szczegół.

-Cassandro, nie obchodzi mnie kto cię pierdoli, ale chyba przyszłaś na kolację ze mną, czyż nie? -zapytał retorycznie, patrząc mi w oczy. -Tak cię cipka swędziała, że dałaś się wyruchać pierwszemu lepszemu kelnerowi? -dodał, posyłając w moją stronę kpiący uśmiech.

Niewiele myśląc uniosłam dłoń, wymierzając mu siarczysty policzek. 

Skurwysyn.

 -Niech moja cipka, cię nie interesuje. -krzyknęłam, nie przejmując się całkowicie pozostałymi gośćmi. -Nie pieprzę się z kim popadnie, chyba powiedziałam ci, że to był żart?! Jebany żart, a ty mimo to porównałeś mnie do kurwy.

-Kurwa puszcza się za pieniądze. -zauważył.

-O proszę jaki jesteś w tym temacie. -zaśmiałam się bez krzty wesołości. -Korzystasz? Czy może sam świadczysz usługi? -dodałam, wymijając jego osobę.

-Gdzie się wybierasz? -rzucił, łapiąc za mój łokieć.

-Chuj cię to interesuje. -krzyknęłam, wyrywając się z jego uścisku. -Dziękuję za kolacje, mam nadzieję, że nie będzie mi już więcej dane, przebywać z tobą w tym samym pomieszczeniu. 

-To może być trudne, promyczku. -zauważył, ruszając w moim kierunku. 

-Niby dlaczego? -zapytałam, przystając na moment.

-Dlatego, że od jutra godziny naszych treningów się pokrywają. -mruknął, puszczając mi przy tym oczko.

-Nie mówisz poważnie. -wciągnęłam szybko powietrze, patrząc na niego intensywnie.

-Możesz mi nie wierzyć... -zaczął, ruszając w moim kierunku. -Ale od jutra dzielimy razem lodowisko, promyczku. -dodał, łapiąc za swoją kurtkę. -Chodź odwiozę cię. -rzucił, kiwając ręką na kelnera. 

-Nie. -odpowiedziałam stanowczo, zaplatając dłonie na piersi. -Nie wyjdę stąd, dopóki Andrew nie odzyska pracy. -zaczęłam, przypominając sobie o blondynie.

-Możemy o tym pogadać, kończąc kolację. -zaczął odkładając kurtkę na wcześniejsze miejsce. -Więc? -zapytał, wskazując na stolik, przy którym jeszcze chwilę wcześniej zajmowaliśmy miejsca.

Ostatnia rozmowa.

I koniec bezpośrednich kontaktów z tym frajerem.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
No to się porobiło 🙈 Dajcie znać co myślicie i do następnego! ~Patrycja1926

                        #złyruchPK

Zły ruchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz