Uśmiechnęłam się delikatnie wychodząc z zaparkowanego przed domem, samochodu. Właśnie dziś wróciliśmy do rodzinnego miasta. Te dni, w których byłam poza miejscem zamieszkania, zwanym potocznie domem były dla mnie najlepszą formą odpoczynku od nikogo innego, jak samej Evy Callen. Matka odkąd tylko przyjechała po mnie, nie daje mi spokoju. Mnóstwo pytań i podkreśleń, że to wszystko dzięki niej sprawiło, że miałam ochotę wrócić tam znowu. Nie obyło się również pytania o Blaise'a, którego wrogim spojrzeniem odprowadziła do samochodu, dlatego też nie miałam zamiaru mówić jej tego, że jestem z nim umówiona. W zasadzie to z nim i z Amy, która wyczekiwała naszego powrotu chyba najbardziej.
-Słuchasz mnie, Cassandro? -zapytała, gdy po kilku minutach poszukiwania kluczy, wreszcie je znalazła.
-Słucham. -odparłam, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że tak nie było.
-To świetnie, w takim razie bądź gotowa za dwie godziny. -rzuciła, otwierając w końcu drzwi wejściowe.
-Gotowa, na co? -zapytałam zaskoczona, kładąc torbę na szafce przeznaczonej na buty.
-No jak na co, dziecko nie osłabiaj mnie. -burknęła, mierząc mnie wściekłym spojrzeniem. -Przed sekundą mówiłam ci, że na obiad przychodzi do nas mój szef z żoną i synem. -rzuciła, przyglądając mi się uważnie. -Jest to dla nas bardzo ważne i obecność jest obowiązkowa Cassie. -dodała, ruszając w kierunku kuchni.
Przygryzłam nerwowo wargę, zaciskając jednocześnie dłonie w pięści.
Kurwa jebana mać.
Nie będzie tak.
-Mamo... -zaczęłam, ruszając w jej kierunku. -Dziś niestety nie dam rady, jestem już umówiona. -dodałam, wyginając przy tym ze zdenerwowania palce prawej dłoni.
-Z kim? Z tym kryminalistą?! Nigdzie nie idziesz! -krzyknęła, patrząc na mnie ze złością. -Dziś jest ważny obiad i masz na nim być i nic mnie to nie obchodzi. -dodała, uderzając przy tym dłonią o blat.
-Nie mów tak o nim! -krzyknęłam, lecz po chwili zdecydowanie zeszłam z tonu. -Nie mogę zmienić planów, obiecałam opiekę nad pewną dziewczynką w zastępstwie za Bonnie. -skłamałam, patrząc jej przy tym głęboko w oczy.
-Cassandra, nigdzie nie idziesz! -wrzasnęła, tracąc cierpliwość. -Będziesz jadła z nami posiłek, uśmiechając się życzliwie do państwa Jarret, rozumiesz dziecko? -zapytała, przeklinając cicho pod nosem.
-Rozumiem. -szepnęłam, zgadzając się z nią w końcu.
-Świetnie, w takim razie leć się szykować. -odparła, już znacznie spokojniej.
Przegrałam.
Kolejny raz w swoim życiu poniosłam klęskę.
Znowu dałam jej przyzwolenie i prawo na decydowanie o moim życiu.
Kolejny raz byłam tylko marionetką w jej dłoniach. Mogła mną dyrygować, jak tylko chciała, ale dzięki Blaise'owi postawiłam jej się. Chciałam, tak cholernie bardzo chciałam postawić na swoim.
Szkoda tylko, że kolejny raz mi się to nie udało...
Spuściłam zrezygnowana wzrok, udając się w kierunku swojego pokoju. Westchnęłam cicho wyjmując z tylnej kieszeni spodni telefon. Niewiele myśląc wystukałam numer Blaise'a, po czym cierpliwie czekałam na połączenie.
-Już się stęskniłaś, Cassandro? -zapytał od razu, po odebraniu połączenia.
-Bardzo tęsknię za Amy, niestety nie znam innej metody na skontaktowanie się z nią. -rzuciłam, uśmiechając się przy tym.
Jak to jest, że wystarczy tylko usłyszeć głos tej jednej osoby, aby na ustach zagościł uśmiech?
-Zadziorna jak zwykle. -mruknął, dzięki czemu mój podupadły humor poleciał odrobinę w górę.
-Lubisz mnie taką. -rzuciłam, po czym odrobinę zamarłam.
Zawsze było ,,nie lubiliśmy się"...
To było takie nasze, bo żadne z nas nie chciało chyba przyznać na głos tego, jak było.
-Lubię. -przyznał, po czym dodał. -Nie wiem dlaczego, bo jesteś niezłą jędzą, ale lubię cię, Cassandro. -wyszeptał.
Przymknęłam powieki, uśmiechając się przy tym szeroko.
-Też cię, lubię Blaise. -wyszeptałam, czując jak na policzki wpływają mi ogromne rumieńce. -Chociaż nie wiem dlaczego. -dodałam udając, że nad czymś się zastanawiam. -Przecież z ciebie jest taki dupek. -prychnęłam, śmiejąc się po chwili.
-Widzisz jak się dopełniamy, promyczku. -oznajmił, po czym dodał. -Lepiej się szykuj, bo za dwie godziny damy ci z Amy wycisk na lodowisku. -rzucił, czym skutecznie zabił mój dobry humor.
-No właśnie, musimy to przełożyć Blaise. -szepnęłam, czując gromadzące się pod powiekami łzy.
-Dlaczego? -zapytał, czekając dłuższą chwilę na odpowiedź.
-Matka zaprosiła szefa z rodziną na obiad, postawiłam jej się mówiąc, że mam swoje plany, ale ona... -przerwałam, wycierając szybko samotnie płynącą łzę.
-Co ona? -zapytał, coraz bardziej się denerwując, co doskonale dało się poznać po wyższym tonie głosu.
-Ona powiedziała, że nie ma takiej opcji, mam zostać i ładnie się uśmiechać. -odparłam, ścierając kolejną łzę. -Skłamałam jej, że muszę zastąpić Bonnie w opiece nad Amy, bo na wzmiance o tobie dostaje szału, tak też było dziś, jak krzyknęłam do niej, że nie jesteś kryminalistą. -nawijałam jak natrętna, chcąc wyrzucić z siebie całą złość wymieszaną ze smutkami.
-Skoro sama wzmianka wywołuje w niej złość, to jestem bardzo ciekawy, jak zareaguje na mój widok. -rzucił, po czym dodał. -O której godzinie jest ten obiad? -zapytał, coraz szybciej oddychając.
-Mam być gotowa za dwie godziny, więc pewnie tak przyjdzie państwo Jarret. -oznajmiłam, kładąc się na miękką pościel.
-W takim razie bądź gotowa, ale na lodowisko, na obiad zabiorę cię później, zresztą pojedziemy gdzie tylko będziesz chciała -powiedział, po czym dodał. -I niczym się nie przejmuj. -dodał, słysząc najwyraźniej mój przyspieszony oddech. -Zrobimy twojej mamusi terapię wstrząsową, w końcu musi przyzwyczajać się do mojej osoby. -dodał, po czym pożegnał się ze mną, zostawiając mnie tym samym z mnóstwem myśli.
To nie skończy się dobrze, ale mając wybór...
Wybieram Blaise'a.
To z nim chcę dziś jeździć po lodowisku, z nim chcę iść na obiad, nawet jeżeli tym obiadem miałyby być najzwyczajniejsze kanapki, wolę to niż towarzystwo matki i jej gości.
Wypuściłam wstrzymane powietrze, chcąc oczyścić głowę.
Znając temperament Blaise'a, nie będzie to przyjemna rozmowa.
Trudno...
Ważne żeby była skuteczna i żebym była z nim.
I z Amy oczywiście...
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
I jak wrażenia? Ciekawi, co takiego stanie się w kolejnym rozdziale? Dajcie mi koniecznie znać i widzimy się w rozdziale 49! Do następnego!~Patrycja Kozioł autorka
#złyruchPK
CZYTASZ
Zły ruch
RomanceDwa różne sporty. Dwie różne osobowości. Łączy ich jedna, a w zasadzie dwie rzeczy... Łyżwy i lodowisko. I to właśnie od tego wszystko się zaczęło. On obiecujący hokeista, który swoimi wyglądem i umiejętnościami na lodzie, podbija serca każdej napot...