Rozdział 26. Na ciebie też rzucę okiem

2.4K 91 2
                                    

Zacisnęłam mocno szczękę idąc w kierunku drzwi wyjściowych. W dalszym ciągu ten przeklęty wzrok Blaise'a skupiony był na mojej osobie, co zdecydowanie utrudniało mi funkcjonowanie, oliwy do ognia dolały jeszcze moje świetne koleżanki z drużyny, które w bardzo dyskretny i delikatny sposób dałby mi do zrozumienia, że moja dzisiejsza jazda była do dupy.

-A więc to już jutro. -rzucił Blaise, odbijając się dłońmi od ławki na której się opierał. -O której godzinie? -zapytał, ruszając w moim kierunku.

-Dlaczego cię to interesuje? Macie trening? -zmarszczyłam brwi zastanawiając się nad godzinami treningów drużyny hokeja.

-Nie mamy. -mruknął, będąc o krok ode mnie. -Może po prostu chciałem przyjść i popatrzeć sobie na twoje seksowne koleżanki?

Prychnęłam cicho, unosząc lekko brwi do góry.

-Zawody rozpoczynają się o dwunastej, dziewczyny na pewno będą zachwycone twoją obecnością. -powiedziałam, poprawiając spadającą z ramienia torbę.

-Najprawdopodobniej tak. -mruknął pewnie, wzruszając przy tym ramionami.

Pewny siebie dupek.

-Ale obawiam się jednej rzeczy, wiesz? -odezwał się po chwili, stając przede mną.

-Jakiej? -rzuciłam, marszcząc przy tym brwi.

-Takiej, że pomimo tylu dziewczyn, mój wzrok skupiony będzie tylko na jednej. -dopowiedział spokojnie, patrząc mi przy tym w oczy.

O Boże...

Czy on mówi o mnie?

Nie, to niemożliwe.

-Umm... -zaczęłam, nie bardzo wiedząc jak to skomentować. -To chyba dobrze, że jakaś dziewczyna wpadła ci w oko. -dodałam, uśmiechając się do niego delikatnie.

-Na ciebie też rzucę okiem. -zmienił nieco ton swojego głosu, w dalszym ciągu patrząc na mnie.

-Jakie to szlachetne. -mruknęłam, kolejny już raz poprawiając zaskakująco doładowaną torbę.

Zmarszczyłam brwi, gdzie dłoń Blaise'a szybkim ruchem zdjęła mi ją z ramienia.

-Co robisz? -zapytałam, patrząc jak równie szybko przerzuca ją sobie przez ramię.

-Trzymam ją. -rzucił, wzruszając przy tym ramionami. -Nie mogłem już patrzeć na te twoje nieudolne próby, utrzymania jej. -dodał, kręcąc przy tym głową.

-Poradziłabym sobie. -burknęłam, zaplatając dłonie na piersi.

-Z pewnością. -zaśmiał się fałszywie. -W końcu duża z ciebie dziewczynka. -dodał, puszczając mi przy tym oczko.

-Właśnie tak. -odpowiedziałam pewnie, mierząc go spojrzeniem. -Poza tym, muszę wracać do domu, a ty z tego co widzę masz za chwilę trening. -mruknęłam smutno, uświadamiając sobie jaki cyrk czekać będzie na mnie w domu.

Jak zwykle, dzień przed zawodami pod czujnym okiem matki, ćwiczyć muszę układ na sucho, musimy wspólnie wybrać pasującą biżuterię, chociaż słowo ,,wspólnie" kompletnie tu nie pasuje. Próba fryzury, którą również wybiera moja rodzicielka to kolejny punkt do odhaczenia na długiej liście rzeczy do zrobienia.

-Cassie? -zapytał Blaise, wyrywając mnie tym samym z głębokiej zadumy.

-Hmm? -rzuciłam, starając się uśmiechać, co wcale nie było takie łatwe.

-Pytałem jak wracasz. -powtórzył pytanie, którego wcześniej nie usłyszałam.

-Och, na piechotę. -odpowiedziałam, patrząc na niego uważanie.

-Wiesz, że jest już ciemno? -zapytał kolejny raz, marszcząc przy tym brwi.

-No to ty nie powiesz. -prychnęłam, chcąc odgonić natrętne myśli. -Wiem, że jesienią o też porze się już ściemnia, Blaise. -dodałam, kiwając przy tym głową.

-A wiesz, że takie nocne spacery mogą być niebezpieczne? -zapytał poważnie, łapiąc za moją dłoń. -Odwiozę cię. -dodał po chwili, ciągnąć mnie w stronę wyjścia.

Zamrugałam kilkukrotnie, będąc w olbrzymim szoku.

Co on wyprawia?

-Blaise, masz przecież trening. -rzuciłam, starając się odciągnąć myśli od ciepła jego dłoni.

-Wiem. -rzucił, mocniej zaplatając nasze palce.

-No właśnie, nie możesz tak po sobie nie przyjść. -oznajmiłam, zrównując z nim kroku.

-Mogę. -mruknął pewnie, przystając na moment. -Nie wiem czy wiesz, ale jestem kapitanem, promyczku. -dodał, uśmiechając się delikatnie.

-W takim razie dajesz świetny przykład drużynie, nie ma co. -zaśmiałam się, zerkając na niego kątem oka.

-Tak okazujesz wdzięczność? Śmiejąc się ze swojej podwózki? -zapytał, otwierając drzwi wyjściowe.

-Nie prosiłam o podwózkę. -zauważyłam, patrząc na niego. -Dalej uważam, że powinieneś zostać, w końcu chcesz być zawodowcem.

-I nim będę, jeden trening nie zrobi różnicy, Cassandro. -zauważył, idąc w kierunku zapewne swojego samochodu.

Cholera jasna.

Próbowałam wszystkiego, aby uwolnić się od jego towarzystwa. I nie chodziło mi tutaj o to, że nie chciałam z nim wracać do domu, bo o dziwo nasza dzisiejsza rozmowa przebiegała, jak dotąd bez zarzutów. Chciałam po prostu wrócić spacerem, bo nie zamierzałam wracać od razu do domu. Nie chciałam zaraz po przekroczeniu progu domu, brać udziału w widzimisiach matki, dlatego chciałam jak najbardziej opóźnić mój powrót.

Podwózka Blaise'a wszystko komplikowała.

-Potrzebujesz specjalnego zaproszenie, promyczku? -szepnął mi do ucha wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.

Natychmiastowo wróciłam na ziemię, widząc przed sobą otwarte drzwi od strony pasażera.

-Chyba tak, w takim razie... -zaczął, stając za mną. -Uczynisz mi zaszczyt i pozwolisz odwieźć się do domu? -zapytał, wywołując tym samym u mnie kolejny już dzisiaj szok.

-Mogę się nie zgodzić? -mruknęłam zaczepnie, odwracając się przez ramię w jego stronę.

-Możesz. -rzucił, uśmiechając się delikatnie. -Ale i tak nic sobie z tego nie zrobię, Cassandro. -dodał, pochylając się nad moim uchem.

-Tak nie można. -zauważyłam, stając przodem do niego. -Poza tym chciałam się dotlenić. -zaczęłam, kolejny raz starając się odwieźć go od pomysłu odwiezienia mnie do domu.

-Dlaczego tak bardzo nie chcesz ze mną wracać? -nagle pytanie opuściło jego usta, powodując że zmieszałam się delikatnie.

-To nie tak, że nie chcę. -rzuciłam, czując zawstydzenie zaistniałą sytuacją. -Po prostu nie chce wracać od razu do domu. -dodałam stawiając na całkowitą szczerość.

-Mogłaś powiedzieć mi to od razu. -zauważył, łapiąc mój policzek swoją dłonią. -Wsiadaj, zabiorę cię gdzieś. -dodał, patrząc na mnie uważnie.

-Co? -zapytałam głupio, patrząc na niego niepewnie. -Dlaczego? Przecież ty nawet mnie nie lubisz. -zauważyłam, patrząc na niego.

-Powiedzmy że, mam dzień dobroci dla dziewczyn o imieniu Cassandra. -zaśmiał się, pocierając lekko skórę na moim policzku.

-Och, a ile znasz dziewczyn o takim imieniu? -zapytałam, zastanawiając się nad odpowiedzią.

-Tylko jedną. -rzucił, puszczając mi przy tym oczko.

Wszystko jasne.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Kolejny rozdział już za nami! Dajcie znać jak wam się podobało i do następnego! ~Patrycja Kozioł

                           #złyruchPK

Zły ruchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz