Nerwowo tupałam prawą łyżwą, oglądając coraz to lepsze występy moich konkurentek. Po tym jak wczoraj bardzo późno wróciłam do domu, zgodnie z moimi przypuszczeniami nie obyło się bez awantury. Krzyki matki słyszało chyba całe miasto, a mina ojca jasno wskazywała na to, że kobieta zwana moją rodzicielką ma jeszcze asa w rękawie.
Miała.
Tym asem okazał się brak kolacji i śniadania, które później swoją drogą tłumaczyła troską i dbaniem o to, aby mój występ był jak najlepszy.
-Cassandra, jesteś gotowa? - poderwałam się do góry słyszą niespodziewany głos matki.
-Jestem. - rzuciłam, starając się zabrzmieć na pewną siebie, jednak w środku czułam mnóstwo sprzecznych emocji.
-To wspaniale! Pamiętaj jak bardzo te zawody są dla nas ważne! - zaczęła, ekscytując się delikatnie. - Od zawsze marzyłyśmy żebyś je wygrała, a dzisiejsze eliminacje to duży krok do tego, aby tak się stało.
Przytaknęłam lekko głową, skupiając się na słowa takich jak: ,,dla nas", ,,marzyłyśmy", ,,wygrała". To wcale tak nie wyglądało. To wszystko było ważne dla niej. Dla mnie liczyło się zupełnie coś innego. Chciałabym od nowa poczuć miłość do łyżwiarstwa. Marzę o tym, aby dać dobry występ niezależnie od tego czy zajmę miejsce pierwsze, trzecie, dziewiąte, czy szesnaste. Wygrana nic nie znaczy, jeżeli nie czuję się przyjemności, frajdy z tego co kiedyś było dla ciebie całym światem.
Tym właśnie było dla mnie łyżwiarstwo, a dzięki Evie Callen wszystko szlag jasny trafił.
-Pamiętam mamo. - mruknęłam wracając spojrzeniem do występu łyżwiarki, której jak dotąd nie widziałam w żadnym konkursie.
-To dobrze... - zaczęła ponownie, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że moja uwaga skupiona była na dziewczynie sunącej na lodzie. - Nawet nie wyobrażasz sobie kochanie, jak bardzo się z ojcem cieszymy. Jestem pewna, że pójdzie ci doskonale! - dodała, wymachując przy tym dłońmi. - W nagrodę będziesz mogła zamówić swoją ulubioną sałatkę grecką. -zaśmiała się, gładząc przy tym moje ramię.
Z boku nasza rozmowa wyglądać może cudownie. Kochająca mama, która dba o swoje jedyne dziecko. Nikt jednak nie przypuszcza, że to jedyne dziecko jest tylko marionetką w jej dłoniach. Forma nagrody w postaci sałatki, jest równie śmieszna jak całe moje życie.
Wcześniej jeszcze zadawałam sobie pytanie dlaczego to właśnie moi rodzice tacy są. Dlaczego mama wywiera na mnie presję, zmusza do licznych treningów, pilnuje diety, nie pozwalając zjeść nawet gryza czekoladowego batonika. Dlaczego tata nic z tym nie robi, dlaczego patrzy na to jaką kukiełką jestem w rękach matki...
Teraz już, nie zadaję sobie pytań. Wiem, że to nic nie da. Nigdy nie będą kochać mnie i troszczyć się o mnie tak, jak inni rodzice kochają i troszczą się o swoje dzieci. Już zawsze będą dla nich maszynką do spełnienia niespełnionych marzeń, kukiełką którą będą mogli dyrygować i marionetką, gotową poddać się wszystkiemu...
Tak właśnie wygląda moje życie, czy kiedyś się ono zmieni?
Nie wiem, nie mam już nawet siły, aby o tym myśleć.
Aktualnie liczą się ,,dla nas" eliminacje i to, aby wystąpić jak najlepiej.
Tylko to się liczy...
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Kolejny rozdział za nami! Krótki, ale ledwo żyje... Choroba mnie rozkłada mimo to mam nadzieję, że wam się spodoba! Do następnego ~Patrycja Kozioł#złyruchPK
CZYTASZ
Zły ruch
RomanceDwa różne sporty. Dwie różne osobowości. Łączy ich jedna, a w zasadzie dwie rzeczy... Łyżwy i lodowisko. I to właśnie od tego wszystko się zaczęło. On obiecujący hokeista, który swoimi wyglądem i umiejętnościami na lodzie, podbija serca każdej napot...