Udało się.
Nie wiem jak, ale udało się!!
Zakwalifikowałam się do kolejnego etapu.
-Och kochanie. -radosny okrzyk matki dotarł do mojego ucha, powodując, że skrzywiłam się przy tym od razu. Nie miałam najmniejszej ochoty jej słyszeć, a co dopiero widzieć.
-Mamo ja... -zaczęłam lecz, masywna sylwetka Blaise'a natychmiastowo mnie zasłoniła.
-Teraz kochanie? -charknął wściekle, patrząc na moją matkę morderczym spojrzeniem. -Ma pani jakąś chorobę dwubiegunową, czy po prostu jest pani najgorszą matką świata? -zapytał, czym skutecznie wywołał szok zarówno na mojej, jak i rodzicielki twarzy.
-Jak śmiesz się tak do mnie odzywać! -zaczęła, skupiając na mnie swoją uwagę. -Cassandro, słyszysz jak on się do mnie zwraca? -zapytała, patrzą mi przy tym intensywnie w oczy.
-Słyszy, ale słyszała też doskonale, jak pani jej dopierdalała. -rzucił Blaise, nie dając mi odpowiedzieć na zadane przez matkę pytanie.
-Ty gówniarzu... -zaczęła, lecz teraz to ja postanowiłam jej przerwać.
-Nie zwracaj się tak do niego. -szepnęłam, patrząc na nią uważnie. -Nie pozwalam ci go obrażać. -dodałam, zerkając szybko na Blaise'a.
-Ale kochanie, słyszysz jak on się do mnie zwraca? Zresztą czego innego można spodziewać się po kryminaliście. -dodała, mierząc wymownie sylwetkę Blaise'a.
Brak kurtki dawał jej idealny widok na dwie całkowicie wytatuowane ręce, zresztą pozostałe widoczne tatuaże również dokładnie przeskanowała.
-Nie jestem kryminalistą. -charknął, zaciskając przy tym dłonie w pięści.
W przypływie chwili złapałam szybko za jego ściśniętą dłoń, którą już po chwili delikatnie pomasowałam.
-Kogo próbujesz oszukać? -zaśmiała się fałszywie, skupiając na mnie swoją uwagę. -Zakazuję ci się z nim widywać. -oznajmiła, patrząc na mnie surowo.
-Ona jest dorosła. -rzucił szybko Blaise, łącząc swoją dłoń z moją. -Nie ma pani prawa jej nic zakazywać. -dodał, patrząc wymownie w zielone oczy Evy.
-Nie bądź śmieszny, to moje dziecko. -prychnęła, unosząc przy tym wymownie brew.
-Dziecko. -powtórzył, podchodząc w jej kierunku. -A nie pierdolone popychadło! -dodał, kipiąc ze złości. -Nie znam pani, ale po tym co dzisiaj zostało zaprezentowane wiem, że jest pani nieszczęśliwa, niespełniona i niezrównoważona. Nikt nie ma prawa mówić i traktować tak własnego dziecka! -krzyczał dalej, a mi nie pozostało nic innego, jak ocieranie słonych łez, które raz za razem płynęły po policzkach. -Cassandra to wspaniała łyżwiarka, która po dzisiejszym występie zasługiwała na tak potężne oklaski, że decybele wypierdoliłoby w kosmos, a nie na atak ze strony własnej matki. -ciągnął dalej, patrząc na kobietę uważnie.
-Jak możesz... -zaczęła ponownie, lecz potężny wybuch mojego płaczu natychmiastowo pokrzyżował jej plany. -Widzisz co narobiłeś? -rzuciła z pretensją patrząc groźnie na chłopaka, którego słowa ponownie doprowadziły mnie płaczu.
Jednak tym razem był to zupełnie inny rodzaj łez, niż ostatnio.
-Chodź kochanie, pojedziemy do domu. -zaczęła spokojnie, podchodząc do mnie delikatnie. -Zjemy twoją ulubioną sałatkę i od razu humor ci się poprawi! -zaśmiała się, podnosząc z podłogi swoje rzeczy, które przed ogłoszeniem wyników tam zostawiła.
Powrót z nią do domu, jak gdyby nigdy nic, był w tym momencie dla mnie czymś nie do pomyślenia. Po słowach, które padły z jej ust nie miałam ochoty na nic, w czym miałaby brać udział. Wiele razy nie szło mi po jej myśli, ale nigdy nie powiedziała mi niczego takiego. Nigdy jej słowa nie zabolały mnie tak, jak dziś.
-Mamo, nie mam ochoty wracać z tobą do domu. -wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu.
Zrobiłam to.
Od niepamiętnych już czasów, wreszcie to zrobiłam.
Wyraziłam swoje zdanie.
-Nie wygłupiaj się skarbie. -zaśmiała się, kręcąc przy tym głową. -Zjemy sałatkę, a później zrobimy sobie nasz ulubiony szybki trening. -uśmiechnęła się, szukając czegoś w torebce.
-Wyraźnie powiedziała, że nie ma ochoty wracać z panią do domu. -wtrącił Blaise, najwyraźniej nie mogąc wytrzymać bez wyrażenia swojego zdania.
-Jeszcze tutaj jesteś? -zapytała, przewracając w złości oczami. -Cassandra, zbieraj się jedziemy. -rzuciła, ubierając czarną kurtkę.
Westchnęłam cicho, szukając wzrokiem swojej torby treningowej, gdy zirytowany głos Blaise'a dotarł do nas wyraźnie.
-Powiedziała, że nie ma ochoty z panią wracać, dlatego nie wróci. -rzucił i nim zdążyłam zarejestrować, szybkim ruchem podniósł mnie do góry przerzucając sobie przez ramię. Wolną dłonią chwycił torbę i jak gdyby nigdy nic ruszył w kierunku wyjścia.
-Blaise... -zaczęłam, lecz spokojny ton jego głosu, natychmiastowo mnie uciszył.
-Przepraszam.
Przygryzałam nerwowo wnętrze policzka, analizując w głowie słowo, którym mnie obdarzył.
-Przepraszam za to co powiedziałem na dachu. Przepraszam za to, że zachowałem się jak skurwiel. Przepraszam za to, że pokłóciłem się z twoją matką. Przepraszam, że musiałaś być świadkiem tego, co tutaj zaszło. -rzucał, coraz to nowsze przeprosiny, idąc w kierunku miejsca o którym, jak mniemam wiemy tylko my.
-Przepraszam cię, promyczku. -wyszeptał, wchodząc do ukrytego kantorka.
W ułamku sekundy odstawił mnie na ziemię, łapiąc dłońmi moje policzki.
-Przepraszam. -wyszeptał ostatni raz, po czym złożył na moim czole delikatny pocałunek.
Przymknęłam powieki, skupiając się całkowicie na miękkości jego ust.
Jeszcze chwilę temu nie chciałam się budzić ze snu.
Teraz nadal to podtrzymuję.
Mogłabym spać dalej i śnić o ustach Blaise'a na moim czole.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Kolejny rozdział za nami! Standardowo dajcie znać co myślicie i do następnego! ~Patrycja Kozioł
#złyruchPK
CZYTASZ
Zły ruch
RomanceDwa różne sporty. Dwie różne osobowości. Łączy ich jedna, a w zasadzie dwie rzeczy... Łyżwy i lodowisko. I to właśnie od tego wszystko się zaczęło. On obiecujący hokeista, który swoimi wyglądem i umiejętnościami na lodzie, podbija serca każdej napot...