-Naprawdę muszę tam iść? -rzuciłam, patrząc niepewnie na grupkę hokeistów znajdującą się przed wejściem do jednej z okolicznych knajpek. -Nie uważasz, że to dziwne, że tylko ty przyprowadziłeś kogoś ze sobą? -zapytałam, stresując się odrobinę zaistniałą sytuacją.
-Nie. -rzucił krótko, wymijając mnie lekko. -Poza tym jestem kapitanem, mam prawo zabrać ze sobą kogo chcę. -dodał, puszczając mi przy tym oczko.
-Wydaje mi się, że nie powinieneś nadwyrężać pozycji, którą obejmujesz. -mruknęłam, zaplatając dłoni na piersi.
-Masz rację. -zaśmiał się, przeczesując szybko swoje ciemne kosmyki. -Ale w tej sytuacji, musiałem. -dodał, skupiając swoją uwagę na chłopakach z drużyny.
-Siemano. -rzucił, jak na moje oko coś za bardo wesoły chłopak, którego swoją drogą nigdy wcześniej nie wiedziałam.
-Blaise, bracie! -zarechotał Caleb, wieszając się na moim towarzyszu.
-Piłeś? -zapytał Blaise, który aktualnie robił za wieszak.
-Ja? No coś tyyy... -przedłużył ostatnią literkę, śmiejąc się przy tym głośno.
-Kurwa mać! - krzyknął niespodziewanie, zrzucając ze swojego ramienia Cala. -Który jeszcze? -burknął, mierząc gniewnie wszystkich zebranych spojrzeniem. -No który! -wrzasnął ponownie, nie wierząc najwyraźniej w ciszę która panowała.
-Ale Blaise, my tylko kapkę. -odezwał się nagle Oliver, pokazując palcami małą przestrzeń, która wskazywać miała na ilość alkoholu jaką w siebie wlali.
-Chyba na początku sezonu wyraźnie zaakcentowałem, że w trakcie rozgrywek nie pijemy! - kolejny raz podniósł ton swojego głosu, mierząc gniewnym spojrzeniem kolegów z zespołu.
Tak, ale Miles stwierdził, że musimy oblać to ważne zwycięstwo... -zaczął, a mnie na wzmiankę o tym imieniu przebiegły ciarki i cholerne obrzydzenie.
-Gdzie on kurwa jest? -zapytał, lecz nieoczekiwanie sam Miles zabrał głos.
-Mnie szukasz, kapitanie? -zadrwił, wychodząc nagle z wnętrza budynku.
-Pojebało cię kurwa! -prychnął Blaise, przeciskając się do tego zadowolonego z siebie tasiemca. -Wiesz, że jutro mamy kolejny mecz. -zaczął, zaciskając nerwowo dłonie w pięści.
-To nie moja wina, że kapitan nie potrafi dopilnować swojego zespołu, już nie wspomnę o swoim najlepszym przyjacielu, który upił się jako pierwszy. -zaśmiał się fałszywie, podchodząc do Blaise'a bliżej. -Czyżby rola kapitana cię przerosła? -rzucił, prowokująco zaplatając dłonie na klatce piersiowej.
Spojrzałam szybko na Blaise'a, który w tym momencie był wściekły.
-Wypierdalaj! -wrzasnął, łapiąc w dłonie kurtkę Milesa. -Jeżeli przez ciebie jutro przegramy... -zaczął, lecz Miles natychmiast wybuch głośnym śmiechem.
-Przeze mnie? A to ja im wlewałem alkohol do mordy? Są dorośli, sami odpowiadają za siebie, ja tylko zaproponowałem oblanie dzisiejszego meczu, kapitanie. -zaczął, lecz po chwili od razu się zreflektował. -Może bardziej powinienem się do ciebie zwrócić, były kapitanie. -dodał, zaczepnie się uśmiechając. -Jak tylko trener zobaczy ich jutro w takim stanie i co ważniejsze jeżeli przegramy, będziesz miał przejebane.
-Nie przegrają. -odezwałam się nagle, przypominając tym samym o swojej obecności.
-O proszę kogo moje oczy widzą, łyżwiareczka. -zaczął, skanując uważnie moją sylwetkę. -Jak policzek? -zapytał zatrzymując się dłużej na pamiętnym miejscu.
CZYTASZ
Zły ruch
RomanceDwa różne sporty. Dwie różne osobowości. Łączy ich jedna, a w zasadzie dwie rzeczy... Łyżwy i lodowisko. I to właśnie od tego wszystko się zaczęło. On obiecujący hokeista, który swoimi wyglądem i umiejętnościami na lodzie, podbija serca każdej napot...