*** średni 2660 słów
W porcie znajdowało się dużo mniej osób niż gdy przechodziłyśmy tamtędy w południe. Handlarze powoli zamykali swoje stragany. Ludzie wyraźnie przechodzili do swoich popołudniowych, domowych obowiązków lub zajęć, którymi wypełniali wolny od pracy czas.
Z zakupami wyraźnie się spóźniłam. Jedynym co udało mi się kupić o tej porze, było kilka jabłek, kawałek sera i jajka kur Zel. Z tych ostatnich byłam wyjątkowo zadowolona, ponieważ w przeciwieństwie do jaj zwykłych kur bardzo długo pozostawały świeże, prawdopodobnie dzięki niezwykle twardej skorupce, którą trudno było zbić, co stanowiło ich wielką zaletę w podróży. Świetnie nadawały się jako prowiant na dłuższą drogę. Co prawda były dość drogie, ale warte swojej ceny. Zakupy włożyłam do wiklinowego koszyka, który pożyczyłam z domu mojej gospodyni.
Słońce znajdowało się coraz niżej, pomyślałam więc o tym, że należałoby wracać do domu, w którym miałam przenocować. Nagle jednak tuż przed moja twarzą przeleciało coś, co prawie otarło się o mój policzek, po czym przysiadło na parapecie jednej z kamienic. Teraz mogłam przyjrzeć się lepiej nietypowej istocie, a była to Drabelia, czyli bardzo niewielkich rozmiarów smok. Był nie większy od wróbla, posiadał za to dość spore, rozłożyste skrzydła podobne do skrzydeł ważki.
O ile widok Drabelii w lasach Eukelady czy w Górach Mglistych nikogo nie dziwił, o tyle pojawienie się tego stworzenia w centrum nawet niedużego miasteczka było przynajmniej zaskakujące.
W dodatku wszystkie drabelie jakie dotąd widziałam były białe ze skrzydłami mieniącymi się kolorami tęczy, ta natomiast była czarna, a delikatne błonki tworzące jej skrzydła miały dokładnie taki sam odcień.
Coś w jej wyjątkowym wyglądzie kazało mi skupić całą swoją uwagę, a także wytężyć umysł w celu odnalezienia tego, o czym wiedziałam, że powinnam sobie teraz przypomnieć.
Machinalnie ruszyłam ku niej, a wtedy ona poderwała się z miejsca i odleciała w głąb jednej z bocznych ulic. Nie mając zbyt wiele czasu do namysłu, postanowiłam ruszyć za stworzeniem. Wbiegłam w zaułek, w którym przed chwilą zniknął miniaturowy smok, by przekonać się, że kilka metrów dalej siedzi na chodniku i wpatruje się we mnie. Na pewno istniała przypowieść o wyjątkowym smoku, nie mogłam w tamtej chwili odtworzyć w pełni jej treści, ale coś podpowiadało mi, że należało za nim iść. Co mi tam zresztą, stwierdziłam i ruszyłam za stworzeniem. Ono jakby tylko na to czekając, zaczęło przeskakiwać z miejsca na miejsce podfruwając przy tym i oglądając się za mną. Całkiem jakby czarna Drabelia chciała pokazać mi drogę. Prowadziła mnie, kilka razy skręcając w kolejne ulice.
I wtedy coś zaświtało w moim umyśle. Wyjątkowa istota chciała mi coś pokazać, doszły do tego słowa wypowiedziane przez gospodynię domu, do którego dziś trafiłam. Zrozumiałam, że musi to być znak, którego powinnam wypatrywać. Upewniłam się czy Tigi nadąża za nami - na szczęście biegła przy moich stopach, pilnując aby nie zginąć w labiryncie uliczek. Przyspieszyłam kroku, w przypływie nadziei i determinacji. Po pokonaniu kilku zakrętów i paru wąskich przejść w końcu wyszliśmy na szeroką ulicę prowadzącą wzdłuż rzeki Eure, która właśnie w Greme wpadała do morza. Drabelia przysiadła na dachu jednego z budynków stojących wzdłuż nabrzeża. Kilka razy machnęła wyjątkowo długim, czarnym ogonem, otworzyła mały pyszczek i wydała z siebie przeciągliwy dźwięk przypominający bardziej syk niż ryczenie dużych smoków, po czym wzbiła się w powietrze.
Mój entuzjazm przygasł. Z niechęcią stwierdziłam, że Drabelia nie zaprowadziła mnie w zasadzie nigdzie. Aby się o tym upewnić, postanowiłam sprawdzić co znajduje się w budynku, który rzekomo mi wskazała.
Zaczęłam szukać drzwi, które najwyraźniej znajdowały się za rogiem. Ruszyłam pewnym krokiem i nagle z za zakrętu wpadło na mnie coś ogromnego. Impet naszego zderzenia był tak silny, że rzucił mnie na ziemię. Moje zakupy posypały się po chodniku. Jajka Zel uderzyły o brukowy kamień z taką siłą, że ich skorupki o dziwo jednak popękały. Byłam zdezorientowana i dopiero po chwili zrozumiałam co się stało. Wpadł na mnie wyjątkowo potężny, barczysty mężczyzna, którego oddalającą się sylwetkę widziałam teraz, ale co gorsza wydawał się w ogóle nie zauważać tego co się stało. Poczułam wściekłość. Chciałam pobiec za nim i zwymyślać go za to co zrobił, ale nie zdążyłam jeszcze nawet wstać. Teraz ważniejsze stało się dla mnie zbieranie z ziemi moich zakupów. A raczej tego co z nich zostało. Tigi podeszła do rozbitych skorupek i zaczęła zlizywać surowe jajka z ziemi. Miałam jej za złe, że nie wydawała się w ogóle przejęta tym co mi się przytrafiło, a nawet najwyraźniej korzystała z mojego nieszczęścia. Całą sytuację potraktowałam za ostateczne potwierdzenie tego, że byłam w błędzie sądząc, że smok chce mi coś wskazać. Czar prysł, a mój chwilowy przypływ nadziei przeistoczył się w strumień gorzkiego rozczarowania.

CZYTASZ
RHYE
FantasyAkcja powieści dzieje się w Rhye, lub inaczej krainie Sześciu Królestw. Młoda wojowniczka o imieniu Nadia, wbrew swojej woli musi opuścić Wyspę, na której mieszka. Zostaje wysłana to stolicy Rhye z poleceniem odnalezienia pewnego przedmiotu. W pier...