*** krótki 1470 słów
Ścieżka stromo schodziła w dół. Szłam pierwsza skacząc z kamienia na kamień.
Po nieco ponad pół godzinie dotarliśmy do miejsca, gdzie kończyły się góry i zaczynał widmowy las. Miałam szczerą nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiała wracać na ten przeklęty, górski szlak.
Niestety musiałam przyznać, że widmowy las nie sprawiał wrażenia bardziej gościnnego. Był on bowiem miejscem równie posępnym i nieprzyjaznym jak Granitowe Góry. W lesie tym rósł tylko jeden gatunek drzew, a mianowicie widmowe brzozy. Ich kora miała szary kolor, jakby pnie wykute były w kamieniu, poprzecinane czarnymi szczelinami. Liście nie przypominały liści innych drzew, były to raczej długie, szare taśmy zwisające z gałęzi. Nie było tu słychać śpiewu nocnych ptaków, czy gry wieczornych świerszczy. Między drzewami nie latały nietoperze. Przestrzeń między pniami wypełniała jedynie martwa pustka.
Mrok gęstniał, nasze oczy stopniowo przyzwyczajały się do ciemności, tak że nie musieliśmy rozjaśniać drogi magicznymi kamieniami. Nie szliśmy żadną wydeptaną ścieżką, albowiem jedyny trakt prowadzący przez las wiódł od środkowej części płaskowyżu, a pójście nim byłoby zbyt ryzykowne. Podążaliśmy więc na przełaj, co nie sprawiało kłopotu, ponieważ podszycie było tu wyjątkowo ubogie. Metr nad ziemią unosiły się pasma szarej mgły.
Gęsta pokrywa chmur spowiła niebo zasłaniając gwiazdy i trzy księżyce. Uznałam to za dobry omen. Im ciemniejsza noc, tym trudniej wypatrzeć dwa przemykające cienie, którymi się staliśmy.
Taśmowate liście widmowych brzóz falowały w powietrzu przypominając włosy zwisające z głów sękatych, nocnych stworów. Gdy przechodziłam koło nich miałam wrażenie, że próbują łapać mnie za ramiona niczym cienkie macki, co zważywszy na niedawne spotkanie z podziemnym potworem, wywoływało u mnie odrazę. Rana na nodze bolała mnie nadal, choć starałam się nie zwracać na nią uwagi.
W obozowisku pod Kamienną Twierdzą paliły się nieliczne ogniska. W tej części siedziby Godfryda nie spodziewaliśmy się straży, patroli czy jakichkolwiek innych form obrony przed intruzami. Nikt się tu nie zapuszczał, nie spodziewano się więc niechcianych gości.
Zatrzymaliśmy się dopiero na skraju lasu. Wokół nas panowała cisza, jedyne dźwięki jakie docierały do naszych uszu, pochodziły z obozu.
Plan na najbliższe godziny był prosty. Wejść miedzy wrogów i spróbować dowiedzieć się czegoś na temat Eli, miejsca w którym ją przetrzymują i budowy samej twierdzy. Nie wiem dlaczego, ale coś podpowiadało mi, że gdzieś w mroku odnajdziemy wskazówkę.
Ruszyliśmy więc labiryntem przejść między namiotami i prowizorycznymi chatami pozbijanymi z desek. Unikaliśmy miejsc, które rozświetlał blask ognisk. Większość ludzi spała, niektórzy siedzieli przy płonących paleniskach wyraźnie nadużywając wina i tytoniu. Poruszaliśmy się bezszelestnie, w całkowitej ciemności.
Chwilami zatrzymywaliśmy się przy mężczyznach prowadzących rozmowy, by z ukrycia podsłuchać o czym mówią. Niestety nie mieliśmy szczęścia. W większości był to pijacki bełkot, czcze przechwałki w kwestii zdobytych łupów, kilka razy kłótnie, które o mało nie skończyły się bójką. Mieszkańcy obozowiska prezentowali sobą dość mierny poziom, wiedziałam jednak, że zaufani ludzie Godfryda, stacjonujący bezpośrednio w twierdzy nie będą tacy.
Wysoko nad naszymi głowami zaczął wiać silny wiatr przepędzający chmury. Chwilami przez prześwity widać było Io, Callisto i Jokastę. Księżyce dotarły do połowy swojej nocnej wędrówki przez nieboskłon.
Zaczęłam niepokoić się, że moje nadzieję na zdobycie ważnych dla nas informacji były złudne. Wtedy w mroku dostrzegłam zakapturzoną postać, przemykającą między namiotami niczym cień. Bez namysłu ruszyłam za nią. Osoba podobnej do mojej postury poruszała się w czerni nocy z gracją kota. Skradałam się dobrych kilka metrów za nią, mając dziwne przeczucie, ale czy to w ogóle było możliwe? Tajemnicza postać pewnym krokiem skręcała w kolejne, pozbawione światła zaułki, jakby szła wyuczoną trasą. W pewnej chwili miałam wrażenie, że odwraca się na ułamek sekundy i przez ramię rzuca na mnie spojrzenie. Chwilę po tym zniknęła za kolejnym zakrętem. Nie zwalniając kroku kontynuowałam moją wędrówkę. Gdy wyszłam zza winkla, za którym kilkanaście sekund wcześniej zniknął cień, ktoś pociągnął mnie za ramię. Odwróciłam się by stanąć twarzą w twarz z zakapturzoną istotą. Po tym jak przyjrzałam mi się z bliska odrzuciła w tył poły kaptura.

CZYTASZ
RHYE
FantasyAkcja powieści dzieje się w Rhye, lub inaczej krainie Sześciu Królestw. Młoda wojowniczka o imieniu Nadia, wbrew swojej woli musi opuścić Wyspę, na której mieszka. Zostaje wysłana to stolicy Rhye z poleceniem odnalezienia pewnego przedmiotu. W pier...