Cz.2. - Rozdział 15 - Nadmorska grota

52 11 91
                                    

***średni 3444 słowa 

Nie myliłam się, do labiryntu prowadziły drzwi, których otwarcia wyraźnie bała się Yasmina.

Gdy stanęliśmy przed nimi odniosłam dziwne wrażenie, że bije od nich nieprzyjemny chłód. Zatrzymałam się. Fiorin moją chwilę namysłu odebrał jako narastające we mnie zwątpienie.

- Czyżby waleczna Nadia, pogromczyni dzikich bestii i złoczyńców obawiała się wejść do tajemniczego labiryntu pełnego śmiertelnych pułapek?

- Jedyne czego się obawiam to dzisiejszego wieczoru, który obiecałam spędzić z tobą - wycedziłam przez zęby – a, i dla sprostowania, nie pogromiłam ani jednej bestii tylko sprzymierzyłam się z nimi. Łatwiej dogaduję się z gryfami i tygrosowilkami niż z mężczyznami. Z nimi zwykłam rozmawiać językiem broni siecznej.

Na te słowa mój kompan uśmiechnął się szeroko, po czym powiedział:

- Ja uważam, że kobiety i mężczyźni najlepiej dogadują się językiem ciała.

Przewróciłam oczami.

- Nie wierzę w to, że dokądkolwiek z tobą idę...

Fiorin otworzył drzwi. Ukazał się przed nami ciemny korytarz, którego ściany, podłoga i sufit wyłożone były szarymi kamieniami. Fiorin zdjął z uchwytu przymocowanego do ściany pochodnię i zapalił ją za pomocą krzesiwa, które znajdowało się obok niej.

Musiałam przyznać, że właśnie tego się obawiałam - w przeciwieństwie do labiryntu w Zamarzniętym Zamku, który choć częściowo oświetlony był naturalnym światłem pochodzącym z otworów okiennych stworzonych właśnie w celu rozjaśnienia go, system korytarzu w Rhye był całkowicie ciemny, ponieważ w większości ciągnął się pod ziemią. Poczułam jak moje tętno przyspiesza. Nienawidziłam podziemnych przejść, a nie tak odlegle wydarzenia z Granitowych Gór, jeszcze bardziej spotęgowały mój lęk przed nimi.

Ruszyliśmy do przodu. Tigi truchtała tuż przy mojej nodze.

Próbowałam zapanować nad biciem własnego serca podczas gdy Fiorin beztrosko trajkotał:

- Nie denerwuj się tak, tylko żartowałem z tymi śmiertelnymi pułapkami, tak naprawdę nie ma tu takich. Owszem były w Zamarzniętym Jarze, ponieważ tam labirynt prowadził do skarbca. Tu natomiast prowadzi tylko do groty, w której nie ma nic ciekawego. A tak właściwie to po co chcesz tam iść?

- Szukam czegoś, ale to nie twoja sprawa. Ile zajmie nam droga?

- Pół godziny do trzech kwadransów, zależy jak szybko będziemy szli.

- Bardzo szybko – odparłam przyspieszając kroku.

- Poczekaj, dokąd się tak spieszysz? Nie podoba ci się romantyczny spacer ze mną, sam na sam, w przyjemnym półmroku?

- Według mnie nie ma nic romantycznego w podziemnym korytarzu, ani w spacerowaniu z tobą.

- Bardzo śmieszne, uważaj bo jeszcze trochę i zacznę brać twoje żarty na poważnie.

- To nie są żarty – odparłam.

Fiorin co kawałek rozpalał od pochodni świeczniki zawieszone na ścianach. Bez wahania skręcał w kolejne korytarze, raz w lewo, później w prawo, następnie trzy razy w lewo i tak dalej. Próbowałam zapamiętywać drogę lub doszukać się jakiejś logicznej kolejności poszczególnych skrętów. Czegoś w rodzaju szyfru na przykład co trzeci w prawo albo dwa w lewo, czwarty w prawo. Nie udało mi się jednak odnaleźć żadnego, tego typu układu.

- Jesteś pewien, że znasz drogę? – zapytałam po piętnastu minutach marszu.

Ciężko mi było uwierzyć w to, że Fiorin tak doskonale pamięta układ labiryntu, zwłaszcza, że zapewne dawno tędy nie szedł. A może myliłam się co do niego i mimo swojego irytującego zachowania był nad wyraz inteligentny? Wiedziałam, że nie był głupi ale nie mogłam też przesadzać z oceną jego intelektu.

RHYEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz