***średni 2560 słów
Zeszłam na dół po śliskich od deszczu stopniach. Ziemia była miękka od wsiąkającej w nią wody. Szybko pokonaliśmy odcinek dzielący nas od drogi. Na rozdrożu poszliśmy ścieżką prowadzącą na północny zachód. Po przebyciu jakichś stu metrów zagwizdałam przeciągle na palcach.
Szliśmy równym tempem. Niebo stało się przejrzyście błękitne, jedynie z nielicznymi pasmami pierzastych chmur.
Po kilku minutach zagwizdałam kolejny raz. Nie minęło więcej niż pięć minut gdy usłyszeliśmy tętent kopyt uderzających o trakt. Po chwili zza zakrętu wyłoniły się nasze wierzchowce. Zarżały radośnie na nasz widok. Były kompletnie przemoczone, jednak całe i zdrowe. Z jednej z moich toreb wyglądała Tigi. Powoli odzyskiwała siły. Poklepałam Czarną Księżniczkę po piersi i przytuliłam się do jej mokrej szyi. Razem ruszyliśmy w dalszą drogę.
Zarówno ja, jak i Aren zagłębiliśmy się w swoich myślach z tą różnicą, że on wydawał się być spokojny (o ile było to możliwe, biorąc pod uwagę, że gdzieś w tym samym lesie znajdowała się polująca na nas banda złoczyńców), ja natomiast nie mogłam opanować narastającego we mnie napięcia.
Spróbowałam jeszcze raz wniknąć głęboko w swojego ducha. Sprawdzałam milimetr po milimetrze każdy zakamarek mojego mentalnego wnętrza. Przypominałam sobie każde słowo siostry Eleonory, która przekazywała nam wszystko co wie o duchach. Za każdym razem dochodziłam do tej samej konkluzji, czy tego chciałam czy nie. Na zmianę zbierało mi się na śmiech i płacz.
Uznałam, że dłużej tego nie wytrzymam dlatego zatrzymałam się gwałtownie i złapałam Arena za rękaw, aby zrobił to samo. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Widząc moją minę wręcz wystraszył się.
- Co ci się stało? – zapytał.
- Muszę Ci o czymś powiedzieć – zaczęłam z trudem - ale nie będzie to łatwe.
Nie mogłam odnaleźć właściwych słów, dlatego staliśmy tak przez dłuższą chwilę. Już chciałam się odezwać, gdy nagle usłyszeliśmy zbliżających się jeźdźców.
Instynktownie złapałam za miecz, nim jednak zdążyłam go wyjąć, zza zakrętu wyłonili się Kajl, Samir i Gryfin. Na moment poczułam ulgę, był to jednak bardzo krótki moment, ponieważ patrząc na wyraz twarzy mężczyzn, zorientowałam się, że stało się coś złego. Coś bardzo złego.
O ile Gryfin zawsze patrzył na mnie z pogardą i nienawiścią, o tyle teraz nawet nie wiedziałam jak nazwać uczucia, którymi niechybnie mnie darzył. Samir wydawał się być dogłębnie smutny i nie potrafił tego ukryć, chociaż najpewniej próbował. Kajl był natomiast wyniosły i nieprzenikniony.
Nie byłam pewna czy tak wiele czasu upłynęło nam w świątyni, czy trójka naszych kompanów tak bardzo spieszyła się by nas odnaleźć. Szczerze mówiąc sądziłam, że spotkamy się dopiero we wspomnianej przez Kajla strażnicy i to my będziemy oczekiwać ich.
- Arenie, musimy z tobą porozmawiać – powiedział lodowatym tonem najroślejszy z mężczyzn.
Popatrzyłam na Arena, a on na mnie. Jak zawsze zawiesiliśmy na sobie wzrok na trochę dłużej. Naszą wymianę spojrzeć przerwał głos Kajla.
- Sami. Bez niej, teraz.
Aren spojrzał na mnie ostatni raz, jakby chciał dodać mi otuchy, powiedzieć mi, że wszystko będzie dobrze. Ja jednak wiedziałam, że tak nie będzie.
„Nie pakuj się w kłopoty" usłyszałam głos siostry Faustyny. Coś podpowiadało mi, że powinnam właśnie teraz wskoczyć na grzbiet Czarnej Księżniczki i odjechać jak najszybciej i najdalej się da. Przerwać tą sekwencję wydarzeń, które nigdy nie powinny mieć miejsca począwszy od naszego spotkania w Greme. Mimo tego czułam się jakbym wrosła w ziemię.

CZYTASZ
RHYE
FantasyAkcja powieści dzieje się w Rhye, lub inaczej krainie Sześciu Królestw. Młoda wojowniczka o imieniu Nadia, wbrew swojej woli musi opuścić Wyspę, na której mieszka. Zostaje wysłana to stolicy Rhye z poleceniem odnalezienia pewnego przedmiotu. W pier...