*** dość długi 4067 słów
Wyszłam zza drzew i rozejrzałam się w poszukiwaniu Arena, Samira, Kajla oraz Gryfina. Na otwartej przestrzeni równiny Renn nie było trudno ich wypatrzeć pomimo tego, że znajdowali się dobry kilometr ode mnie. Najwyraźniej postanowili rozbić obóz na noc. Tak jak planowali wcześniej, tego wieczoru zamierzali ustalić dalszą trasę podróży.
Aby do nich dotrzeć, musiałyśmy przejść przez dwa łagodne pagórki, przeskoczyć rów ze strumieniem gęsto obrośniętym trzciną i minąć po drodze kilka wyjątkowo rozłożystych płaczących wierzb. Szłam powoli, napawając się spokojnym widokiem piękniej, zielonej krainy.
Gdy doszłam do obozowiska Gryfin wyraźnie się nachmurzył. Może miał nadzieję, że już nie wrócę, a swym przybyciem rozwiałam jego marzenia... Nic nie mówiąc odwrócił się ostentacyjnie i odszedł, w sobie tylko znanym kierunku.
Byłam zdziwiona, ponieważ spodziewałam się usłyszeć od niego wielu nieprzyjemnych słów, jak zapewniał mnie Kajl.
- I co? Chyba nie było aż tak źle? - swoje pytanie zwróciłam do Kajla, który krzątał się wokół ogniska.
- Nie... w skrócie Gryfin powiedział nam, że ściganie się jest niebezpieczne, ponieważ koń może się przewrócić, złamać nogę, a jeździec skręcić kark lub umrzeć w wyniku stu innych obrażeń, których nie omieszkał wymienić. Krzyczał przez dwadzieścia minut, ale Aren w końcu go uspokoił. Wspomniał jeszcze, że zamierza cię udusić we śnie lub coś w tym stylu, ale nie przejmuj się, słyszałem od niego gorsze rzeczy - tu Kajl zamyślił się na chwilę - kiedyś zabrałem Arena na potajemną, nocną eskapadę po Rhye. Gryfin obiecał, że obedrze mnie ze skóry, a następnie ugotuje żywcem jeśli jeszcze raz zbliżę się do Arena. Było to dobrych kilka lat temu a mimo to, jak widzisz nadal się przyjaźnimy.
Wspomnienie tego wydarzenia wywołało na twarzy Kajla uśmiech, stwierdziłam więc, że musiały to być fajne czasy. Mimo wszystko zdecydowałam, że na wszelki wypadek nie będę jeść nic co poda mi Gryfin, a przed snem rzucę zaklęcie bezpieczeństwa. Śmierć przez otrucie lub we śnie, z rąk nadgorliwego pięćdziesięciolatka to jeden z mniej chlubnych sposobów na zakończenie życia wojowniczki.
Zaczęłam rozglądać się za jakąś pracą dla siebie, nie lubiłam czuć się bezużyteczna, a już na pewno nie potrafiłam siedzieć bezczynnie. Ognisko było już rozpalone, gotowaniem zajął się Samir. Spojrzałam w stronę koni. I tak miałam zamiar wyczesać dokładnie Czarną Księżniczkę, mogłam więc zająć się resztą wierzchowców. Wzięłam potrzebne przybory i poszłam w kierunku miejsca, gdzie pasły się zwierzęta.
Po tym jak skończyłam czyścić moją klacz, zabrałam się za Argona, który stał najbliżej. Gdy pierwszy raz przejechałam szczotką po jego boku spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, ale nie protestował. Zaczęłam zagłębiać się w swoich wspomnieniach o Wyspie, gdy poczułam czyjąś obecność. Odwróciłam się i zobaczyłam Arena, stojącego bardzo blisko mnie, jak dla mnie nawet za blisko, szczególnie po tym, jak nieco ponad godzinę temu oglądałam go półnagiego w strumieniu. Albo z moją uwagą było coś nie tak, albo skradał się tak samo dobrze jak ja, skoro nie zauważyłam jak się zbliża. Patrzyłam na niego trochę zmieszana, a on po prostu uśmiechał się do mnie.
- Może ci pomóc - odezwał się jako pierwszy.
- Nie trzeba, pomyślałam, że wyczyszczę wasze konie w ramach rekompensaty za ubłocenie w strumieniu oraz wysłuchanie tyrady Gryfina, która skierowana była głównie do mnie.
- Kąpiel w strumieniu była dość miłym i orzeźwiającym doświadczeniem, natomiast Gryfin jak zawsze przesadza - powiedział Aren ze spokojem, po czym wziął swoją szczotkę i zaczął czesać drugi bok Argona tak, że staliśmy teraz na przeciw siebie, po obu stronach ogiera.

CZYTASZ
RHYE
FantasyAkcja powieści dzieje się w Rhye, lub inaczej krainie Sześciu Królestw. Młoda wojowniczka o imieniu Nadia, wbrew swojej woli musi opuścić Wyspę, na której mieszka. Zostaje wysłana to stolicy Rhye z poleceniem odnalezienia pewnego przedmiotu. W pier...