Rozdział 38 - Iskra, która wzniecila pożar

64 12 77
                                    

*** długi 5000 słów

Strażnicy poprowadzili nas ciemnymi korytarzami Kamiennej Twierdzy. Na początek powiedzieli nam coś w rodzaju „tylko bez sztuczek, nie próbujcie ucieczki". Nie przeszło nam to nawet przez myśl. Zaszliśmy zbyt daleko aby zrujnować cały nasz plan.

Po dłuższej wędrówce doszliśmy do miejsca, w którym korytarz kończył się żelazną kratą. Strażnicy wepchnęli nas za nią wąskim wejściem.

Jeden z mężczyzn ze złośliwym uśmiechem zamknął za nami bramę, przekręcił klucz w zamku po czym, ku naszemu zdziwieniu przerzucił przez kraty broń. Moje dwa krótkie miecze oraz ciężką, obosieczną klingę Kajla, które oczywiście odebrano nam w momencie aresztowania. Uśmiechnęłam się w duchu.

- Będzie zabawniej jak chociaż spróbujecie się bronić - powiedział, widząc nasze zaskoczenie - podajcie ręce.

Nie zwlekając przełożyłam dłonie przez kraty, a on wyszczerbionym nożem rozciął pętający moje nadgarstki sznur. To samo uczynił z okowami Kajla. Gdy odszedł, szybko sięgnęłam po swoje miecze i schowałam je do pochew, po czym zwróciłam się do mojego towarzysza.

- Nie dotykaj miecza dopóki nie dam ci znaku.

Rzucił mi pełne nerwów spojrzenie. W duchu miałam nadzieję, że mnie posłucha.

Kajl był zdenerwowany, przestępował z nogi na nogę. Zamknęłam oczy, nie mogła pozwolić sobie na strach i nerwy, nic nie mogło mnie teraz zdekoncentrować.

Usłyszeliśmy donośne skrzypnięcie i żelazna brama zaczęła się unosić.

Ruszyliśmy do przodu, nie było na co czekać. Gdy tylko wyszliśmy poza śluzę, brama opadła z hukiem. Uderzając o ziemię wzniosła chmurę pyłu.

Arena, na którą weszliśmy, okazała się być wielką, metalową klatką, wysoką na jakieś dwadzieścia metrów, długą i szeroką na mniej więcej czterdzieści. Balustrada, na której znajdował się Godfryd oraz jego uprzywilejowani ludzie znajdowała się około pięć metrów ponad powierzchnią, na której staliśmy. Miała to być odległość, zapewniająca bezpieczeństwo siedzącym tam osobom.

Przed nami znajdowały się trzy żelazne bramy, podobne do tej, z której wyszliśmy. Tędy zapewne wyjdą bestie - pomyślałam.

Spojrzałam za siebie. Ponad zamkniętą teraz bramą znajdowały się drzwi prowadzące na drewnianą balustradę wokół klatki. Wisiała na nich ciężka, stalowa kłódka. Miałam nadzieję, że klucz który posiadam będzie do niej pasować. Z moich rozmyślań wyrwał mnie nieprzyjemny głos. Należał on do Godfryda.

Mężczyzna wstał z masywnego krzesła mającego zapewne imitować tron i podszedł do krat. Widziałam go pierwszy raz w życiu, jego wygląd nie odbiegał jednak specjalnie od moich wyobrażeń o nim.

Był wysoki i masywny, o nieprzyjemnej twarzy pooranej kilkoma bliznami. Miał niewielkie oczy i wyraźnie zarysowaną szczękę. Długie, ciemne włosy przetykane siwizną trzymał związane z tyłu głowy. Elementem jego ubioru, który najbardziej przykuwał uwagę był płaszcz wykonany ze skóry tygrysowilka, z zachowaną głową i paszczą, która upięta była na prawym ramieniu władcy Kamiennej Twierdzy.

- Witajcie moi zacni goście. Mam nadzieję, że komfortowo spędziliście dwa dni w moich skromnych progach. Wybaczcie, że nie pokwapiłem się do was osobiście, ale nie mam zwyczaju konwersować z wrogami, którzy ignorują moje prośby. Nie prosiłem waszego króla o pertraktacje, ale o coś zgoła innego. Może wasza śmierć przekona go, aby nie wysyłał do mnie więcej swoich nudnych posłańców, ponieważ tylko marnuje mój czas. W liście, w którym Elia opisze wasz koniec dodam, że następnym razem gdy przyjdą do mnie wysłannicy z Rhye ona również stanie z nimi na arenie.

RHYEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz