***bardzo krótki 767 słów
Gdy zaczął zapadać zmrok znaleźliśmy miejsce na nocleg. Jak zwykle przygotowaliśmy obozowisko. Po kolacji usiedliśmy przy ognisku. Gryfin swoim zwyczajem szybko poszedł spać, tak samo Kajl, który wciąż był bardzo zamyślony. Samir widząc, że znów został z nami sam również uznał, że jest zmęczony i musi szybko się położyć.
Tak więc przy ogniu pozostaliśmy tylko we dwoje - ja i Aren. Z niechęcią stwierdziłam, że po całym dniu unikania Arena, odczuwałam nieprzemożną potrzebę bycia jak najbliżej niego. Było to trochę jak tęsknota, z tym że kompletnie niedorzeczna, ponieważ pomimo moich wysiłków, by utrzymywać między nami jak największy dystans cały czas byliśmy stosunkowo blisko siebie.
Siedzieliśmy po przeciwległych stronach ogniska. Aren nie odzywał się, ani nie ruszał z miejsca, zamyślony patrzył w dogasające drwa. Walczyłam ze sobą jeszcze przez chwilę, mogłam pozostać tam, gdzie byłam albo po prostu pójść spać. Zamiast tego wstałam, podeszłam do Arena i usiadłam blisko niego.
Spojrzał na mnie, a ja poczułam się... dużo lepiej, jakbym przebywając koło niego znajdowała się w jakiejś magicznej strefie poprawiającej moje samopoczucie. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Wydawało mi się, czy unikałaś mnie przez cały dzień? - zapytał. Zmieszałam się.
- Skądże, czemu przyszło Ci to do głowy? - nie sądziłam jednak, by moja odpowiedź zabrzmiała wiarygodnie.
Aren uśmiechnął się przelotnie, widać było, że czymś się trapił. Nie rozumiałam dlaczego, ale widząc go w kiepskim nastroju zrobiło mi się przykro.
- O czym tak myślisz? – zapytałam.
Westchnął.
- Za dużo by opowiadać, nie chcę teraz roztrząsać swoich problemów, wręcz przeciwnie, najchętniej bym o nich zapomniał. Nie znasz czasem jakichś gorących źródeł nieopodal? Albo innego urokliwego miejsca?
Pomimo jego aluzji do wczorajszego wieczoru, o którym wolałabym zapomnieć zaśmiałam się. Chciałam w jakiś sposób poprawić mu humor.
- Nie – odparłam, by po chwili dodać z tajemniczym uśmiechem – ale mam lepszy pomysł, kładź się!
Pociągnęłam go za ramię, tak że prawie upadł na plecy. Położyłam się obok niego.
- I co teraz? – zapytał.
- Teraz, patrzymy w niebo. Od wspólnej pełni Io, Callisto i Jokasty dzielą nas dwie noce. Księżyce jeszcze nie wzeszły, to idealny moment na obserwację spadających gwiazd. Dziś warunki są bardzo sprzyjające, prawie nie ma chmur, mgła opadła.
Istotnie, dwie noce przed i po potrójnej pełni, obfitowały w spadające gwiazdy. Niektórzy nadawali im symboliczne znaczenie łez Callisto, inni twierdzili, że są to strzały mające zabić, a przynajmniej przegonić Jokastę, ponieważ kolejnym ważnym astronomicznie wydarzeniem był nów Jokasty, podczas którego prawie całkowicie znikała ona z nieboskłonu, pozostawiając Io I Callisto samych.
Wokół nas zapadł zmrok. Pomimo tego, Aren odwrócił głowę w moją stronę.
- Nie pomyślałem o tym.
Miałam wrażenie, że jego głos brzmi już weselej, a oczu nie wypełnia już smutek.
- O, widziałem pierwszą! – prawie krzyknął.
- Gdzie? - zapytałam, choć pytanie to było bezsensowne, ponieważ spadająca gwiazda widoczna jest przez ułamki sekund.
- Tam, przy Betelgezie – palcem wskazał dużą gwiazdę.
- O, była kolejna – teraz ja zawołałam z lekką ekscytacja pokazując w kierunku Cassiopei.
Następną zobaczyliśmy oboje, obok gwiazdy o nazwie Fenix. Po jakiejś godzinie naliczyliśmy około dwudziestu spadających świateł, część widziałam ja, część on, niektóre dostrzegliśmy razem.
Żartowaliśmy przy tym lub wymienialiśmy uwagami na temat gwiazd i związanych z nimi historii. Chwilami po prostu milczeliśmy.
Noc była ciepła, robiło się coraz później. W końcu wszystkie trzy księżyce stały tak wysoko i świeciły tak intensywnie, że obserwacja błyszczących obiektów na niebie stała się trudna, wręcz niemożliwa.
Poczułam jak bardzo jestem senna. Ziewnęłam.
- Już późno, powinniśmy iść spać - stwierdził Aren.
- Ja się już nigdzie nie ruszam – powiedziałam zamykając oczy – jestem zbyt zmęczona.
- Dziękuję Ci.
- Za co? – zapytałam z nieskrywanym zdziwieniem.
- Za piękne widowisko i za to, że przy Tobie choć na chwilę mogłem zapomnieć o swoich problemach..
- Ja przy Tobie... w sumie też - byłam tak śpiąca, że zaczął plątać mi się język.
Gdzieś pomiędzy jawą, a snem mój umysł niezależnie ode mnie podążał swoim torem myśli – rzeczywiście, przy Arenie czułam się dobrze, bezpiecznie i beztrosko. Niestety, gdzieś w moim wnętrzu niczym ostry cierń, tkwił żal wywołany świadomością tego, że nasza znajomość nie potrwa długo ze względu na ciążące nade mną zaklęcie.
- Nie możesz tak tu zasnąć, zmarzniesz.
- Nie, jest całkiem ciepło – mówiąc to położyłam się na boku i zwinęłam w kłębek, by choć trochę osłonić się przed doskwierającym mi nocnym chłodem.
W zasadzie zdążyłam już zasnąć, więc może we śnie, poczułam jak okrywa mnie coś miękkiego, a ja powoli się rozgrzewam. Poczułam też, jak ktoś delikatnie ujmuje moją dłoń, przeplatając między sobą nasze palce. To musiał być sen.
- Nadio? - usłyszałam czyjś głos, nie odezwałam się jednak.
- Myślę, że za pół roku, przed kolejną Wspólną Pełnią Trzech Księżyców również będziemy patrzeć razem na spadające gwiazdy.
- Chciałabym, ale szczerze w to wątpię - odpowiedziałam w moim śnie.
- A ja jestem tego pewien.
***🍀***

CZYTASZ
RHYE
FantasyAkcja powieści dzieje się w Rhye, lub inaczej krainie Sześciu Królestw. Młoda wojowniczka o imieniu Nadia, wbrew swojej woli musi opuścić Wyspę, na której mieszka. Zostaje wysłana to stolicy Rhye z poleceniem odnalezienia pewnego przedmiotu. W pier...