Rozdział 13 - Wyrocznia

61 17 54
                                    

***średni 2980 słów

Pomimo względnie wygodnego łóżka nie spałam dobrze. Przez większą część nocy męczyły mnie nieprzyjemne sny. Śniło mi się, że walczymy z ludźmi Godfryda: ja, Kajl, Samir i Gryfin. Nie było z nami Arena i to właściwie było najgorsze. Podświadomie wszędzie go szukałam. W głębszy sen zapadłam dopiero nad ranem. Najwyraźniej lepiej znosiłam noclegi pod gołym niebem niż zamknięta w czterech ścianach.

Musiało być już długo po świecie, gdy obudził mnie Samir.

- Nadio wstawaj, wszyscy są już gotowi do drogi.

Najwyraźniej znów ocknęłam się jako ostatnia.

- Dobrze - odparłam.

Samir zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Wstałam i szybko przygotowałam się do drogi.

Naszym pierwszym przystankiem, o czym rozmawialiśmy ubiegłego dnia, była najbliższa wioska, w której mieszkała wyrocznia. Zgodnie z wczorajszymi ustaleniami miałam się do niej udać.

Wiedziałam, co powie Wyrocznia na temat moich intencji względem towarzyszących mi mężczyzn.

Bardziej interesowało mnie to, czego dowiem się od niej o swojej przyszłości. Nie czułam lęku, tylko autentyczną ciekawość.

Świątynia miejscowej wyroczni była budynkiem niewielkich rozmiarów, schowanym między krzewami jaśminu i purpurowej wisterii. Gdy znaleźliśmy się przed wejściem z białego marmuru, pewnym krokiem, ruszyłam do przodu.

Zanim dotarłam do drzwi, w pół kroku zatrzymał mnie władczy głos Gryfina.

- Dokąd ci tak śpieszno? Chyba nie sądzisz, że pójdziesz tam sama?

- Słucham?

- Cokolwiek usłyszysz od wyroczni, nam przedstawisz odpowiadającą tobie wersję. To oczywiste. Nie myśl, że jesteś taka przebiegła. Ktoś z nas pójdzie z tobą, aby poznać prawdę.

Westchnęłam. W duchu policzyłam do pięciu aby przytłumić falę rosnącej we mnie irytacji. Odparłam z wymuszonym spokojem:

- Dobrze, któż to będzie?

Kątem oka dostrzegłam, że Aren zrobił krok do przodu. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, ponieważ ubiegł go Gryfin:

- Będę to ja. Chcę osobiście usłyszeć prawdę o tobie.

Wzruszyłam ramionami.

- Proszę bardzo.

Sądziłam, iż Gryfin tak bardzo gardzi magią, że nie zdecyduje się wejść do domu czarodziejskiej istoty, co za pewne traktował jako splugawienie swojej osoby. Najwidoczniej nienawiść, jaką pałał do mnie wygrała nad dumą.

Na podłodze pomieszczenia, do którego weszliśmy widniał ornament przedstawiający kwitnący krzew jaśminu, otoczony okręgiem z liści paproci - znak bogini Eukelady.

Uznałam to za dobry znak. Eukelada była bóstwem przyjaznym, a przynajmniej neutralnym w stosunku do nas, wojowniczek i naszej Pani.

Na przeciw nam wyszła dość sędziwa kobieta. Miała długie, kręcone, siwe włosy i zielone oczy. Jej twarz pobrużdżona była licznymi zmarszczkami, jednak chód i postawa nie odpowiadały starczemu wiekowi. Poruszała się bowiem z lekkością, a nawet pewnego rodzaju gracją.

Po krótkich słowach powitania, Gryfin w sposób bardzo prostolinijny przedstawił swoje oczekiwania:

- Przyszliśmy sprawdzić czy ta oto dziewczyna nie jest pod wpływem czarnej magii i nie steruje nią żadna niegodziwa kreatura.

RHYEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz