***dość długi 4188 słów
Następnego dnia mieliśmy opuścić trakt prowadzący przez grzbiet Gór Mglistych i zagłębić się w zieleni Lasów Eukelady. Dzień zapowiadał się spokojnie, poranna mgła opadła gdy rozpoczynaliśmy wędrówkę.
Słońce stało w punkcie południa gdy szliśmy z Samirem na czele naszego niewielkiego pochodu. Podobnie jak przez ostatnie półtora dnia rozmawialiśmy głównie o uroku Gór Mglistych i prowadzącej przez ich grzbiet ścieżki.
Wtedy usłyszałam znajomy dźwięk. Początkowo był cichy i odległy, przez co odniosłam wrażenie, że się przesłyszałam. Po chwili jednak powrócił, w większym natężeniu.
Gryf – przyszło mi na myśl - charakterystyczny skrzek zakończony kwileniem, po miesiącach spędzonych z Szafirem, rozpoznałabym wszędzie. Pozostałam obojętna. W najlepszym razie dane nam będzie zobaczyć zarys jego sylwetki unoszącej się wysoko w przestworzach.
Gryfy mimo wszystko były dość płochliwe, niechętnie pokazywały się ludziom i unikały kontaktu z nimi. Z czasem przyzwyczaiły się do nas – wojowniczek, ponieważ przemierzałyśmy trasy prowadzące przez tereny ich bytowania stosunkowo często. Bywało, że obserwowały nas z ukrycia, a my tylko wyczuwałyśmy ich obecność. Czasami przyglądały się nam ze skał, na których akurat przysiadły. Żaden jednak nigdy nie zbliżył się do nas.
Jedynym wyjątkiem był Szafir, którego odchowałyśmy wspólnie z Camillą. W dniu, w którym go znalazłyśmy był jeszcze nieopierzonym pisklęciem.
Byłam pewna, że teraz, wyczuwając obecność obcych osób, żaden z gryfów nie pojawi się nawet w zasięgu naszego wzroku. Trochę tego żałowałam, ponieważ uwielbiałam podziwiać ich majestat, ogrom i siłę. Nie pogardziłabym też zgubionym piórem, którym mogłabym ozdobić grzywę Czarnej Księżniczki albo swoje włosy, jak robiłam to kiedyś, żyjąc pośród sióstr. Byłam również ciekawa jakie wrażenie wywarłby na moich kompanach. O ile dobrze się orientowałam, Ziemie Centralne, z których pochodzili, pozbawione były tych imponujących istot.
Ku memu zdziwieniu odgłos przybierał na sile, a po chwili po ziemi tuż przed nami przesunął się cień...
Samir wyraźnie zaniepokojony, spojrzał w górę.
- Czy to może być gryf? – spytał z nieskrywaną obawą.
- Zapewne tak, ale nie martw się, nie przyleci tu, gryfy nie atakują bez powodu, wcale nie są skore do tego, aby się do nas zbliżać. Wolą nie pokazywać się ludziom. Natomiast te, które zdecydują się wejść w bezpośredni kontakt z człowiekiem są w istocie bardzo przyjazne. Wiem co mówię.
Wypowiadając te słowa z pełnym przekonaniem i stoickim spokojem, poczułam na ciele powiew wiatru - powiew wiatru, który tworzyły dwa potężne, bijące w powietrze skrzydła. Tuż przed nami wylądował ogromny gryf.
Niestety wbrew moim słowom nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Jego jasno-żółte, orle oczy zwęziły się zmieniając w cienkie szpary. Niewielkie uszy pokryte piórami położył po sobie, mocno zaparł się na potężnych lwich łapach i obnażył długie, ostre pazury. Sierść na jego grzbiecie zjeżyła się, tworząc ciemny pas. Łeb pochylił nisko ku ziemi, wyraźnie szykując się do ataku.
Był wyjątkowo potężny, wysokością dorównywał Czarnej Księżniczce, będąc przy tym znacznie masywniejszym. W pełni rozłożone skrzydła całkowicie zagradzały przejście górskim traktem.
- I co teraz? – zapytał Samir.
- Spokojnie, spróbuję jakoś go przekonać, że nie mamy złych intencji, cofnij się trochę, ale nie odwracaj tyłem – mówiąc to, zaczęłam powoli, małymi krokami przesuwać się do przodu, patrząc bestii prosto w oczy.

CZYTASZ
RHYE
FantasyAkcja powieści dzieje się w Rhye, lub inaczej krainie Sześciu Królestw. Młoda wojowniczka o imieniu Nadia, wbrew swojej woli musi opuścić Wyspę, na której mieszka. Zostaje wysłana to stolicy Rhye z poleceniem odnalezienia pewnego przedmiotu. W pier...