Rozdział 31 - Świątynia

55 12 40
                                    

*** średni 2880 słów

🛑Rozdział zawiera scenę 18+

Co jakiś czas omiatałam teren zaklęciem bezpieczeństwa. W ruchu działało ono inaczej niż podczas postoju. Gdy stosowałam je w nocy, miało charakter stałego, niezmieniającego się pola, teraz natomiast rozchodziło się na zasadzie pulsującej fali. Jeśli napotykało istotę, w pewien sposób odbijało się od niej i wracało do mnie z informacją o jej obecności. Nie mogłam jednak precyzyjnie określić jaki dystans nas dzieli.

W pewnej chwili zorientowałam się, że ktoś podąża za nami i nie była to pojedyncza osoba. Poczułam nieprzyjemnie wzbierającą we mnie obawę. Odczekałam jeszcze chwilę mając nadzieję, że może się pomyliłam. Niestety, zaklęcie za każdym razem wracało z informacją o zbliżających się ludziach.

To nie mógł być błąd. Podzieliłam się z Arenem tą niezbyt pokrzepiającą nowiną. Gdy tylko skończyłam mówić, poczułam na twarzy silny powiew wiatru, a gdzieś w oddali rozległ się odgłos gromu.

Nieprzyjemne napięcie narastało we mnie z każdą chwilą. Wiedziałam, że muszę coś wymyślić i musi to być dobry plan. Po chwili odezwałam się do Arena:

- Znasz dobrze ten teren?

- To zależy co rozumiesz przez dobrze - odparł wymijająco.

- Nie możemy dłużej ryzykować, musimy się gdzieś ukryć i zmylić pościg - byłam prawie pewna, że ludzie podążający za nami nie robią tego przypadkowo. - Ty i ja schowamy się w jakimś w miarę bezpiecznym miejscu, puścimy konie drogą, tak by zmyliły naszych prześladowców. Zatoczą koło i wrócą do nas. Czarna da sobie radę, nie raz to robiłyśmy, Argon pójdzie za nią i powróci do Ciebie.

Aren zastanawiał się przez chwilę. Nie wyglądał na przekonanego.

- Nie damy rady w walce, jest ich zbyt wielu.

Nie odezwał się, użyłam więc bardziej dobitnych argumentów:

-  Jeśli nawet chcą tylko Ciebie, mnie na pewno zabiją. Albo zrobią ze mną...

- Za około kilometr jest rozdroże, a niedaleko niego, w głębi lasu stara opuszczona świątynia - Aren przerwał mi. Nie chciał abym skończyła przedstawianie mojego, do bólu prawdopodobnego wywodu.

- Pospieszmy się więc - powiedziałam, dając Czarnej Księżniczce znak do galopu.

Okoliczności wydawały się sprzyjające. Mieliśmy czas aby zwiększyć dystans od naszych prześladowców i spokojnie ukryć się w budynku świątyni puszczając konie złą drogą.

Nim osiągnęliśmy cel, odgłos gromu dotarł do naszych uszu jeszcze trzy razy, z tym że za ostatnim nie był już tak stłumiony, lecz całkiem wyraźny i donośny. Zerwał się wiatr, który gwałtownie szarpał liśćmi w koronach drzew.

Na rozdrożu zatrzymaliśmy konie, zeskoczyliśmy z nich ostrożnie, przytrzymując je w miejscu, by nie wydeptały zbyt wielu śladów, co mogłoby wzbudzić podejrzenia naszych prześladowców.

- Która droga jest właściwa? - zapytałam.

Aren wskazał węższą ścieżkę odbijającą w kierunku północno-zachodnim. Skinęłam głową, po czym podeszłam do Czarnej.

- Pędźcie tą drogą bez nas, nie daj się dogonić ani złapać, uderzaj mocno kopytami o ziemię zostawiając ślad. Gdy cię wezwę, skieruj się na zachód i biegnij w naszym kierunku - mówiąc to, wskazałam jej drogę idącą na północny wschód.

Czarna rączo ruszyła z kopyta, Argon bez wahania pomknął za nią. Aren z nieskrywanym żalem patrzył za galopującym ogierem.

- Nie martw się, nie miną trzy godziny nim znów się z nimi spotkamy - próbowałam dodać mu otuchy, choć musiałam przyznać, że mną samą targały wątpliwości czy słusznie postąpiłam.

RHYEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz