Cz.2. Rozdział 13 - Komnaty Króla

62 13 36
                                    

***krótki 2046 słów 

Spojrzałam przed siebie. W komnacie nie czekała na mnie Elia, tylko Aren. Jego widok całkowicie mnie zaskoczył. Widząc mnie uśmiechnął się promiennie. Przez jego idealną twarz nie przebiegł nawet najmniejszy cień zdziwienia, tak jakby od dłuższego czasu czekał tu na mnie. Odruchowo cofnęłam się do tyłu wpadając plecami na zamknięte drzwi.

- Kristina powiedziała mi, że prowadzi mnie do Elii – zaczęłam się tłumaczyć.

- Kristina jest osobą zdolną do wykonania każdego polecenia nawet jeśli nie jest przy tym do końca szczera. Miała przyprowadzić Cię do mnie – swym dźwięcznym głosem wyjaśnił mi to, czego zdążyłam się już domyślić. Zirytowało mnie to, że dałam się tak łatwo przechytrzyć.

Aren zbliżył się do mnie, a ja nie mogłam już dalej się cofać, nie tylko ze względu na mechaniczną barierę w postaci drzwi, o które się oparłam, ale także dlatego, że znalazłam się w strefie oddziaływania zgubnej siły, nieubłaganie ciągnącej nas ku sobie.

Już wcześniej przeczuwałam, że Kristinę śmiało można było określić mianem największej pałacowej plotkary i intrygantki. Przemawiał przez nią jednak niekwestionowany optymizm i urok osobisty, które sprawiały, że nie można było jej nie lubić. Najwidoczniej taka osoba była potrzebna na każdym dworze królewskim. Może dobrze, że tu w Rhye była nią Kristina...

- Bez względu na to jak udało mi się Ciebie tu sprowadzić witaj w moich komnatach. Pozwól, że coś Ci pokażę - mówiąc to podszedł do mnie i ujął mnie pod rękę.

Na dźwięk słów „moich komnatach" poczułam nieprzyjemne mrowienie. Cały czas zaklinałam bogów by nie pozwolili mi nigdy przestąpić ich progu... żaden z nich nie wysłuchał mych próśb.

Rozejrzałam się wokół. Określenie 'komnaty' było bardzo trafne, ponieważ nie było to jedne pomieszczenie, a raczej trzy obszerne pokoje połączone czymś w rodzaju okrągłego korytarza, w którym staliśmy.

 Po lewej stronie znajdowała się, jak później miałam w zwyczaju ją nazywać - biblioteka. Było to pomieszczenie pozbawione okien, na każdej z trzech ścian od podłogi aż po sufit stały półki z książkami.

Prawą stronę zajmował salon z okrągłym stołem, ustawionymi wokół niego krzesłami, oraz sofami mającymi swoje miejsce pod jedną ze ścian. Znajdował się tam też kominek.

Aren poprowadził mnie do przodu. Przeszliśmy przez centralną część komnat, gdzie na drewnianej podłodze ułożony był wzór przedstawiający słońce o średnicy mniej więcej dwóch metrów. Od symbolu ognistej kuli odchodziły liczne promie w kształcie liter S.

Wszystko co mnie otaczało było wytworne ale stonowane, eleganckie i jednocześnie przytulne. Gdy po raz pierwszy Aren wspomniał przy mnie o „swoim pokoju" przeczuwałam, że lepiej byłoby dla mnie abym nigdy się w nim nie znalazła. Teraz w pełni zrozumiałam, że było to właściwe uczucie, a także dlaczego.

Poczułam ukłucie prawdziwego bólu w sercu, ponieważ miejsce to było wprost idealne. Gdybym miała stworzyć przestrzeń dla siebie, w której czułabym się dobrze, wyglądałaby dokładnie tak jak te pokoje. Nie byłam pewna dlaczego ale ogarnął mnie niewyobrażalny smutek. Aren, jakby wyczuł zmianę mojego nastroju, ponieważ zapytał z wyraźną troską w głosie:

- Nadio, wszystko w porządku? Nie podoba Ci się tutaj?

- Nie – odparłam szybko – jest pięknie, wprost idealnie – nie potrafiłam zataić prawdy.

Szliśmy dalej, w stronę wysokich okien, wypełniających całą ścianę przed nami. Po lewej stronie, za biblioteką znajdowały się zamknięte drzwi prowadzące do kolejnego pomieszczenia, po prawej natomiast mieściła się sypialnia. Przyszło mi na myśl, że to najbardziej prywatny z pokoi władcy Rhye. Panował tu przyjemny półmrok i błogi spokój. Obrzuciłam wzrokiem ogromne łoże częściowo zasłonięte płóciennym baldachimem.

RHYEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz