Rozdział 18 - Potwór z Podziemia

75 13 65
                                    

***długi 5369 słów

Wieczorem wszyscy moi kompani szybko udali się na spoczynek, ja zaś usiadłam przy ognisku i zaczęłam wspominać mój ostatni pobyt w Lasach Eukelady. Doszłam do wniosku, że to właśnie wtedy spotkałam Dereka.

A było to mniej więcej tak:

Jedną z ostatnich moich misji, zanim zostałam oddalona z Wyspy było rozwiązanie zagadki potwora, który rzekomo nękał ludność pewnej niewielkiej osady, położonej na terenie Królestwa Cytadeli, tuż przy brzegu Lasów Eukelady.

Zostałam tam wysłana z dwoma nowicjuszkami, jako najstarsza wiekiem i doświadczeniem miałam sprawować nad nimi pieczę i pomóc podczas wypełnienia misji. A ta zapowiadała się całkiem niewinnie, nie miała raczej zakończyć się rozlewem krwi ani nie była specjalnie niebezpieczna.

Miejscowi twierdzili, że jakieś złośliwe stworzenie uprzykrza im życie na wiele różnych sposobów: zatruwa wodę w studniach, porywa kury i jagnięta, w nocy wydaje piskliwe, aczkolwiek donośne odgłosy uniemożliwiające spokojny sen, straszy kobiety i dzieci chodzące po lesie, a także wywołuje mało groźne lecz uporczywy choroby, takie jak swędzące wysypki, czy przewlekły kaszel.

 Po rozmowie z tutejszą mesenhe ruszyłyśmy w kierunku lasu, w którym najpewniej ukrywała się dokuczliwa istota. Przeszukałyśmy najbliższą okolicę jednak nie znalazłyśmy nic podejrzanego. Wyglądało na to, że lokalny gnębiciel atakuje nocą, dlatego z dalszymi poszukiwaniami postanowiłyśmy poczekać do wieczora. Poszłyśmy głębiej w las licząc na to, że niesforna istota sama wyłoni się z zarośli, gdy nadejdzie czas jej nocnej aktywności. Wydarzenia te miały miejsce początkiem ciepłej pory, gdy zmrok zapadał stosunkowo późno. Postanowiłyśmy więc rozbić niewielki obóz i poczekać aż się ściemni.

Usiadłyśmy wokół magicznych kamieni, które jaśniały turkusowym światłem. Zapadł zmrok, ale do nastania całkowitej ciemności brakowało jeszcze dobrej godziny. Zaczęłam obawiać się, że misja ta okaże się niebywałe nudna gdy z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Arayji:

- Wygląda na to, że spędzimy tu jeszcze sporo czasu. Może urozmaicimy sobie te chwile opowiadając straszne historie?

Zrozumiałam, że jest bardzo podekscytowana misją, a przy okazji chciała nastraszyć Bearę.

- Dobrze – odparłam. Czułam się znudzona, nie przewidywałam aby tej nocy czekało nas coś bardziej ekscytującego niż bieganie za bazyliszkiem albo inną przerośniętą jaszczurką. Ta misja nie była dla mnie, tylko dla nowicjuszek, musiały zaczynać od prostych zadań. Kilka opowieści, strasznych lub nie z pewnością przyspieszyłoby upływ czasu.

- Ty pierwsza – powiedziałam wskazując na Arayję. Ona jakby tylko na to czekając zaczęła swoją opowieść:

- Tam skąd pochodzę opowiadano historię o trzygłowy wilku żyjącym w lesie. Był on pięciokrotnie większy niż normalny wilk, miał sześć par czerwonych, gorejących ślepi i kły długie na trzydzieści centymetrów. Jednym kłapnięciem szczęk potrafił odgryźć człowiekowi rękę lub nogę, albo nawet przegryźć szyję tak, że ofiarą ginęła w ciągu kilku minut wykrwawiając się i jednocześnie dusząc własną krwią, o ile wcześniej nie pożarł jej gdy jeszcze żyła. Atakował znienacka, a był tak cichy, że podchodził nawet najwybitniejszych myśliwych. Nikt nie był bezpieczny – kończąc swoją opowieść spojrzała triumfalnie na mnie i na Bearę.

- A tam wilk, dobre sobie - parsknęła Beara – lubię zwierzęta, założę się, że na pewno bym go oswoiła, po dziesięciu minutach głaskałabym go po każdej z trzech głów, a po godzinie jadłby, albo raczej jadłyby mi z ręki. Znam lepszą historię - kontynuowała - słyszałam o pająkach wielkich jak tygrysowilki, ale nawet od nich niebezpieczniejszych. Tkają one swoje sieci by łapać w nie zwierzęta i ludzi, później, jak to pająki, zawijają swoje ofiary w kokony i powoli wysysają z ich ciał wszystkie soki.

RHYEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz